🐺17🐺

2.1K 243 9
                                    

Stormy

Wolność.

Wolność smakuje jak placek z jagodami, które piecze Maria. Słodko i trochę kwaśnie. Choć wydaje ci się, że nie wciśniesz ani kawałka więcej, za chwilę sięgasz po dokładkę.

Wolność pachnie lasem. Mokrym mchem, liśćmi i zapachem słońca. Czułam tę wolność w każdym źdźble trawy, który poranną rosą moczył moje stopy. Już nie bałam się wychodzić. Robiłam wszystko, aby jak najmniej przebywać w tym strasznym domu. Nie tylko ze względu na wspomnienia, ale i z obawy, że gdy się odwrócę, Ben będzie stał za mną, a mój koszmar rozpocznie się od nowa.

Słońce ledwo wychynęło zza widnokręgu, a ja już szłam po zielonej trawie, oddychając chłodnym powietrzem, w którym wciąż czuć było noc. Kręciło mi się w głowie, gdy próbowałam ogarnąć wzrokiem tą wolność, która mnie otaczała. Przede mną stał duży budynek, pokryty ciemną dachówką i białymi ścianami z małymi okienkami, zza których słychać parskanie koni. Dookoła kręcili się już ludzie, dbając jak co dzień, żeby zwierzęta miały czyste boksy i były najedzone. Obserwowałam to tętniące życiem miejsce od pierwszego dnia. Mogłam z zamkniętymi oczami odtworzyć każdą jedną czynność, jaka będzie miała miejsce na zewnątrz. To jak rytuał. Wszystkie konie zostaną zabrane na pastwisko pod lasem i wrócą dopiero po południu. Wszystkie, poza czarnym ogierem. Jego niespokojna dusza rwała się na wolność, tak jak moja. Potrafiłam zrozumieć jego złość, wczuć się w nią. Był stworzony do przebywania na otwartej przestrzeni, do biegania po zielonej trawie.

Tylko raz podeszłam do wybiegu. Dostatecznie blisko, żeby zobaczyć te jego czarne oczy. Patrzył na mnie z wyzwaniem, jakby chciał powiedzieć, że to on jest tutaj panem. Zupełnie jak niebieskooki mężczyzna. On też był dziki i nieposkromiony. Wymagał ode mnie posłuszeństwa i uległości.

'Gdybym ci teraz kazał uklęknąć, wilczyco, zrobiłabyś to'.

Może i bym to zrobiła. W tamtej chwili. Ugięłabym kolana, tak jak tego ode mnie oczekiwał. Zaskoczył mnie. W jednym ułamku sekundy zawłaszczył całą przestrzeń, sprawiając, że myśli plątał mi się w głowie. Jednak gdzieś wewnątrz mnie żyło przekonanie, że nie takie było moje przeznaczenie. Sny, które mam od czasu, gdy moje serce stanęło, mówiły zupełnie coś innego. Tylko, czy były prawdziwe?

Byłam już przy ogrodzeniu, gdy drzwi stajni otworzyły się i ze środka wybiegł ogier. Jak czarna błyskawica, wierzgając długimi nogami, odganiał od siebie stajennych. Dobrze go rozumiałam, bo byłam taka sama. Ogier zatrzymał się i potężna głowa zaczęła obracać się. Szukał mnie, jakby wiedział, że tutaj jestem. Czarne oczy przeczesywały teren, a gdy mnie zobaczył uniósł wysoko głowę i donośnie zarżał.

Chwyciłam szkicownik i zaczęłam rysować. Ogier stał w miejscu, nie zwracając uwagi na nikogo i pozwalając mi robić swoje. Ignorowałam zdziwione spojrzenia pracowników, którzy mierzyli wzrokiem ogiera i mnie. Tak pochłonęło mnie szkicowanie, że nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu. Nagle nade mną pojawił się cień. Ogier ponownie zarżał, tym razem ze strachu i zerwał się do biegu. Dzikie dudnienie jego potężnych kopyt wprawiło w drżenie ziemię.

Przestraszona podniosłam głowę i zamrugałam. Nade mną stała kobieta. Miała ciemne włosy rozpuszczone na ramionach i brązowe oczy. Byłaby naprawdę śliczna, gdyby nie usta wykrzywione w grymasie złości. Odruchowo spojrzałam na wątły cień, jaki rzucała na trawę, i zobaczyłam wilczą głowę, porośniętą burym futrem. Zwierzę szczerzyło zęby, kłapiąc rozwartymi szczękami.

- Proszę, proszę... Kogo mu tu mamy? – W głosie kobiety pobrzmiewała ironiczna nuta. - To ty jesteś tą przybłędą, która narobiła tyle zamieszania. Co tutaj jeszcze robisz? Już dawno powinnaś odejść. Carter cię tutaj nie chce, my ciebie nie chcemy.

StormyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz