🐺9🐺

2.6K 259 36
                                    

Pieprzony Ben! Byłem na siebie wściekły, że nie rozerwałem gnoja na strzępy! Spojrzałem na dłonie i zobaczyłem głębokie rozdarcia na poręczach. Moje długie pazury rozerwały pokrywającą je skórę, jakby były zrobione z cienkiego pergaminu.

Bestia tkwiąca we mnie wydostała się na zewnątrz, rozrywając koszulę i spodnie. Zawyłem, a świat na zewnątrz całkowicie zamarł, jakby oczekiwał końca. Stanąłem nagi pozwalając jej uzyskać nade mną kontrolę. Moje oczy zabłysły lodowatym błękitem. Przed całkowitą przemianą zauważyłem obok obecność Jay'a. Jego złotobrązowe futro lśniło a zielone oczy błyszczały złowieszczo. Beta odpowiedział przeciągłym wyciem na zew swojego alfy i skoczył za mną przez otwarte drzwi.

Gnałem przez lasy przeskakując zwalone potężne pnie drzew, jakby były zaledwie drzazgami na mojej drodze. Tuż za mną był Jay, utrzymując stosowny dystans. Chciałem wyrzucić z siebie trawiącą mnie wściekłość. Szalejące we mnie emocje wcale nie ucichły. Im dalej byłem od domu, tym bardziej narastał dźwięk grzmotu i wycie wiatru. Gdzieś przed górami Sierra Nevada były już tak potężne, że zatrzymałem się nasłuchując. Czarna jak najczarniejsza noc sierść zjeżyła mi się na karku, gdy pośród tego zawodzenia usłyszałem głos.

Pomóż mi...

Potrzasnąłem głową, gdy głos rozbrzmiewał we mnie jak echo. Chciałem go zignorować. Ruszyłem przed siebie dalej, ale on wciąż narastał.

Pomóż mi... Pomóż mi... Pomóż mi...

Wyjąc skręciłem na północ, w stronę domu. Goniło nas wschodzące słońce, prześwitując przez wysokie korony drzew. Zwierzęta wyczuwając naszą obecność uciekały w popłochu, nie wiedząc, że nie jesteśmy na polowaniu. Docierając do swojej ziemi zdałem sobie sprawę, że już od dłuższego czasu nie słyszę głosu w mojej głowie. Zbliżając się do jednego z opustoszałych domków rozsianych na całym terenie równocześnie przeszliśmy przemianę. W każdym takim miejscu czekały zapasowe ubrania. Ubierając się w milczeniu, próbowałem zrozumieć, co takiego wydarzyło się tej nocy.

Potrafiłem przejrzeć myśli innych osób, wedrzeć się do ich podświadomości i poznać skrywane sekrety. Nie znałem tego głosu, nigdy wcześniej go nie słyszałem, a jednak wywołał we mnie potężny niepokój. Zmusił mnie do zawrócenia, wbrew mojej woli. Kim była osoba, której udało się ze mną połączyć? Do tej pory, tylko Jay i Chris to potrafili i to tylko wtedy, gdy im na to pozwalałem. Ale ten głos...

Maria już na nas czekała z obfitym śniadaniem. Usiedliśmy w milczeniu, pochłaniając olbrzymie porcje jedzenia.

- Masz szczęście Carter, że to tylko stary fotel – zrugała mnie. – Tyle razy już ci mówiłam, żebyś robił to na zewnątrz. Tu jest dom, a ty nie jesteś zwierzęciem.

Jay parsknął śmiechem, a że właśnie przeżuwał placek z jagodami, zaczął się krztusić nie mogąc złapać tchu. Spojrzałem na rechoczącego betę, ale widząc, że nie może oddychać walnąłem gnoja pięścią w plecy. Nie to, że zrobiło mi się go żal. Nie chciało mi się szukać drugiego na jego miejsce, tym bardziej, że za kilka dni będzie mi cholernie potrzebny. Ale jeszcze jeden taki wyskok...

- Dobra, dobra... Zrozumiałem.

- Mam nadzieję - odpowiedziałem tą samą drogą.

- A ty? – teraz palec Marii dźgnął Jay'a w ramię i tym razem ja mało się nie zakrztusiłem, widząc jego głupią minę. Nikt zdrowy na umyśle i dbający o swój żołądek, nie odważyłby się zadzierać z tą kobietą. – To samo dotyczy ciebie, młody człowieku. Twoje ubrania też tam były. Dobrze, że nie musicie martwić się o pieniądze, w przeciwnym wypadku chodzilibyście w samych szmatach. Swoją drogą chłopcy, te koszule od Armaniego były całkiem ładne.

StormyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz