4. if i ain't with you, i don't wanna be.

2.7K 113 70
                                    

Pedro.

- Błagam, uważaj - jęknęła Tina, kiedy trzasnąłem drzwiami od fioletowego coopera na jej oko zbyt mocno.

Parsknąłem śmiechem zapinając pasy i włączyłem silnik ustawiając odpowiednio lusterko. Nasza podróż, jeśli można to tak w ogóle nazwać, miała trwać zaledwie paręnaście minut bo chcieliśmy po prostu odstawić go do mojego garażu, gdzie w spokoju będzie oczekiwał aż dziewczyna zdecyduje się zdawać prawo jazdy. Od razu wiedziałem, że może to nie nastąpić zbyt szybko bo chwilowo i tak miała dużo na głowie ze względu na kończącą się powoli szkołę i transfer do klubu, ale nie mogłem sobie wyobrazić lepszej okazji do podarowania jej takiego prezentu niż urodziny. Nie wspominając już o tym, że byłem na straconej pozycji więc musiałem się w jakiś sposób wybić na wierzch i zdaje się, że plan zadziałał.

- Nie zapominaj, że już parę razy się nim karnąłem - odparłem, ale i tak z wyjątkową ostrożnością wykręciłem samochodem z podjazdu. Tina siedziała obok i wprost nie mogła oderwać wzroku od kierownicy. Trochę wybił mnie z tropu fakt, że nie miała mnie za najlepszego kierowcę pod słońcem. - Wiesz, że zdałem praktyczny za pierwszym razem? Nie masz się o co martwić.

- Moje gratulacje - sarknęła. - Zawsze może być ten pierwszy raz więc uważaj.

- Uważam - westchnąłem, zmieniając bieg. - Patrz lepiej na to - zamigałem światłami i zerknąłem na nią z uśmiechem.

- Imponujące - parsknęła śmiechem. - Skąd wiedziałeś, że to mój wymarzony model?

- Cóż.. - podrapałem się jedną dłonią po karku i zmarszczyłem brwi. Sprawa była nieco bardziej skomplikowana bo zasadniczo to dopuściłem się małego stalkingu żeby ustalić jaki jest jej ulubiony kolor, a sprowadzeniem tego grata z samej Portugalii zajął się mój brat. Wiecie, w ramach pomocy, którą u niego ubłagałem. Teoretycznie mogłem to zrobić sam i zrobiłem, bo wpadłem na ten pomysł już parę miesięcy temu, ale to znajomości Fera pozwoliły mi tak przyspieszyć ten proces. - Intuicja.

- Intuicję to ty masz jak koń na pasach, Gonzalez. - mruknęła, wywróciwszy oczami.

- Tak się nawet nie mówi.

- Ja tak mówię. Uważaj! - sięgnęła ręką do kierownicy, kiedy minęła nas jakaś pędząca cupra. Nie mam pojęcia co chciała tym sposobem osiągnąć, bo znała się na prowadzeniu auta jak kot na kwaśnym mleku co czyniło mnie jedyną kompetentną osobą do gwałtownego zawracania w przypadku ryzyka. Nie wspominając już o tym, że tym razem nie było żadnego bo ten nieszczęsny samochód minął nas w całkowicie normalnej odległości. 

Spojrzałem na nią jak na idiotkę i odsunąłem na bezpieczną odległość.

- Wiesz, odrobina zaufania by się przydała - burknąłem. - Przejmujesz się tym gratem bardziej niż mną.

- Ta? A jak dotychczas wyszłam na przejmowaniu się tobą?

Cholera, po co ja to mówiłem? Sam się pogrążyłem bo zapomniałem o fundamentalnej zasadzie omijania tematu naszej przeszłości bardzo szerokim łukiem. No chyba, że mówimy o szczerej rozmowie, którą swoją drogą musieliśmy przeprowadzić, ale to nie był dobry moment. Tina odwróciła wzrok w drugą stronę, na co westchnąłem cicho i położyłem dłoń na jej kolanie.

- Masz rację - przyznałem takim głosem, jakbym recytował jakąś regułkę. - Powinienem przejeżdżać dalej od innych pojazdów i słuchać twoich rad.

Czułem się jak skończony idiota mówiąc to, bo gdybym na prawdę słuchał jej rad przy prowadzeniu to jechalibyśmy dwadzieścia na godzinę jakimś wypizdowiem z obawy o ewentualny kontakt z innym samochodem. Ale niestety byłem na przegranej pozycji więc musiałem się podlizywać ile wlezie. Poczułem na sobie jej podejrzliwe spojrzenie i uśmiechnąłem się niewinnie.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz