19. i just don't want her to leave me.

1.9K 92 60
                                    



- Czyś ty upadła na głowę?

Spojrzałam z powątpiewaniem na łazienkę Gonzaleza, która przypominała teraz raczej składzik jakiejś drogerii i to niezbyt zagospodarowany. Moje kosmetyki praktycznie wylewały się z zaledwie paru półek, pod prysznicem prawie nie było gdzie stanąć a ja wciąż nie wyłożyłam wszystkiego co znajdowało się w moim asortymencie.

Postawmy sprawę jasno: ja naprawdę nieraz próbowałam przełączyć się na minimalistyczny tryb życia, ale po wielu nieudanych podejściach finalnie zdecydowałam, że to nie dla mnie. Poza tym problemem wcale nie była ilość moich kosmetyków a miejsce w łazience Pedro, którego nie było praktycznie wcale! Czym były dwie małe półeczki i trochę przestrzeni nad umywalką? Widać, że pomieszczenie było projektowane przez mężczyznę.

Najbardziej bawił mnie fakt, że to wszystko stanowiło jedynie produkty do pielęgnacji, kosmetyków do malowania nawet jeszcze nie wyjęłam z pudeł, ale już zadecydowałam, że będę je trzymać raczej w sypialni.

- To nie moja wina, to ty masz za małą łazienkę. - upierałam się, łapiąc w ostatniej chwili szampon, który przypadkowo strąciłam. - Po prostu wstaw tu jeszcze jedną półkę albo i szafkę, a wszystko się zmieści. - dodałam, uśmiechając się przy tym niewinnie.

Pedro westchnął ciężko, ale skinął głową na znak zgody i zaczął nakładać na twarz piankę do golenia. Był ranek, on stał przed lustrem w samych bokserkach i dopiero teraz zaczął zauważać zmiany, jakie wprowadziłam tu zeszłego wieczoru bo zaraz po tym jak mnie tu przywiózł, musiał pilnie jechać na sesję do jakiejś współpracy. Po powrocie ja już dawno spałam na brzuchu rozwalona na całym łóżku tak, że biedny Gonzalez musiał zwinąć się w kulkę żeby jakimś cudem dupa nie zleciała mu w dół.

Teoretycznie mogłam jeszcze przenieść kosmetyki do drugiej łazienki, ale jakież to było niepraktyczne! Miałabym chodzić między nimi dwoma i zastanawiać się gdzie zostawiłam swój krem do depilacji? No raczej nie.

Wstałam tak wcześnie rano tylko i wyłącznie dlatego, że Pedro wybierał się na siłownię a on po prostu nie potrafił wstawać po cichu. Próbowałam udawać, że nie słyszę jak przeciąga się i ziewa tak głośno, że słychać go było prawdopodobnie dwie ulice dalej, ale gdy wciągając na dupę spodenki poślizgnął się i wylądował na podłodze z donośnym hukiem, straciłam już wszelkie nadzieje.

- O.. śniadanie na słodko... - wymusił uśmiech, gdy dumnie zaprezentowałam mu talerz tostów francuskich. - Wiesz, że bardzo to doceniam, ale muszę trzymać się diety.

Wywróciłam oczami, biorąc jednego tosta.

- To co byś chciał?

- Nie musisz mi niczego przyrządzać, wiesz o tym? - parsknął śmiechem, otwierając lodówkę. Wyjął z niego jajka, łososia, masło a następnie zgarnął ciemny chleb. Skrzywiłam się na ten widok. - Nie patrz tak, niedługo też zaczniesz odżywiać się zdrowo.

- I tak nie zrezygnuję ze słodkich śniadań. - wzruszyłam ramionami, sięgając po kubek z kawą. - Kiedy wracasz z treningu?

- O jedenastej. Pomyślałem, że moglibyśmy potem gdzieś razem wyskoczyć bo mam czas do szesnastej. Co ty na to?

- Pewnie. - upiłam łyka i włączyłam telefon żeby sprawdzić powiadomienia. - Hm.. może jednak o trzynastej?

- Co? Czemu? - odwrócił się do mnie, marszcząc brwi.

- Na jedenastą trzydzieści mam lekcję jazdy. - odparłam, odczytując wiadomość od Mateo.

- Nie miałaś przypadkiem już lekcji w tym tygodniu?

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz