13. i made sure i held you close to me.

2.3K 87 99
                                    



Gavi

- To tylko trening, Gavi. - parsknął śmiechem Robert, kiedy po raz kolejny tego dnia zwlokłem się ze sztucznej twarzy, dłonią pocierając starty policzek. - Już dawno zrozumieliśmy, że nie damy rady cię powstrzymać przed ryzykowaniem życia podczas meczy, ale oszczędzaj się przynajmniej na treningach, zgoda?

- Jasne. - burknąłem pod nosem. Łatwo mu mówić. Gdybym miał na koncie tyle sukcesów ile on i do tego zapewniony tytuł króla strzelców, też nie dawałbym z siebie wszystkiego na boisku. Ale determinacja i moja walka o piłkę była czymś, z czego obecnie słynąłem więc nie zamierzałem z tego rezygnować.

Poza tym lekkie zdarcie na kolanie czy policzku to jeszcze nic strasznego, bez przesady.

Nadeszła chwila na krótką przerwę i wodę, więc wręcz rzuciłem się na butelkę, wylewając sobie przy okazji pół zawartości na głowę i czoło. Na moment zupełnie się odciąłem, myśląc tylko o rozkoszy, jaką dała mi chłodna ciecz w ten upalny dzień. Sesja trwała już pół godziny, ale dzięki intensywnie prażącemu słońcu odnosiłem wrażenie, jakby mijała wieczność. Ocknąłem się dopiero gdy Alejandro szturchnął mnie mówiąc, że wracamy do ćwiczeń.

- Hej - przytrzymał mnie w ostatnim momencie, gdy już miałem dołączyć do reszty. - W piątek wyprawiam u siebie imprezę z okazji urodzin Andy. To niespodzianka. Przyjdziesz, co nie?

- O, pewnie. - skinąłem głową.

- Pedro już wie i obiecał dotrzymać tajemnicy a ciebie proszę o to samo. - gestem dłoni pokazał, że ma mnie na oku. Zdaje się, że wiedział, że była ze mnie pierwszorzędna plotkara. - Przekaż zaproszenie Tinie. I nie zapomnij wspomnieć, że to niespodzianka bo daję słowo: czasami mam wrażenie, że mówią sobie wszystko...

- Możesz sam jej to powiedzieć, przyjechała dziś z nami. - powiedziałem, skinąwszy w stronę trybun. Alejandro zmarszczył czoło i przykrył twarz dłonią, błądząc wzrokiem za mną.

- Jakoś jej nie widzę. - stwierdził.

I rzeczywiście, odwróciwszy się do tyłu, szybko dotarło do mnie, że Tina zniknęła. Dałbym sobie rękę uciąć, że jeszcze parę minut temu ją widziałem. Już miałem to zignorować, chcąc wrócić do treningu, ale wtedy przystanąłem. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Rozglądnąłem się wokół i byłem już pewien, że równie dawno nie widziałem pewnego osobnika.

- A gdzie jest Gonzalez?

- Chyba poszedł do toalety czy coś takiego...

Kurwa, oczywiście że tak. Pociągnąłem się za włosy, wydając z siebie przeciągły jęk, po czym przetarłem twarz dłońmi. Czy ta dwójka od czasu powrotu mojej kuzynki potrafiła trzymać się od siebie z dala dłużej niż na godzinę? Raczej wątpię. Ignorując zdziwienie Alejandro i natarczywe myśli dotyczące tego, dlaczego obydwoje się wymknęli, podbiegłem do reszty.

Nie wiem co mnie bardziej zdenerwowało. Fakt, że mój najlepszy przyjaciel pukał moją kuzynkę, a może to, jak nasza relacja ucierpiała po tym jak zaczęli się spotykać. Jasne, cieszyłem się, że Tina wróciła do Barcelony. Mimo wszystko była moją rodziną więc kochałem ją i cieszyło mnie, że chce spełniać swoje marzenia. Ale to, jak Gonzalez przy niej wariował momentami doprowadzało mnie do białej gorączki zwłaszcza, że dzieje się to głównie kosztem mnie.

Przykładowo teraz: zwykle treningi spędzaliśmy na rozmowach w każdych możliwych przerwach, a teraz on magicznie znikał zostawiając mnie na pastwę losu. Gdy przychodził do mojego domu, też jedynie latał za Tiną, zupełnie się mną nie przejmując. Z jednej strony rozumiałem go bo w końcu sam miałem dziewczynę i starałem się poświęcać jej jak najwięcej swojego czasu, ale ja potrafiłem wygospodarować też czas dla przyjaciół. On nie. Nie, odkąd wróciła.
Potrzebowałem się wyżyć i pomyśleć o czymś innym. Cóż, tym razem radę Roberta musiałem odłożyć na bok.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz