2. said i'm heartless.

2.8K 133 154
                                    

Nie zrozumcie mnie źle: po zerwaniu z Pedro ja na prawdę wzięłam się za siebie. Spędzałam każdą wolną chwilę swojego życia na słuchaniu podcastów o samorozwoju, duchowej przemianie i generalnie odrzuceniu ze swojego życia zbędnych facetów. TheWizardLiz oficjalnie stała się moją mentorką życiową i mogę z dumą przyznać, że zaczerpnęłam wiele z jej lekcji, konsekwentnie odrzucając wszystkie zaloty chłopaków żeby skupić się na sobie. I przez pewien czas faktycznie czułam się jak królowa życia, gwiazda hitu Meghan Trainor "Untouchable", ale to wszystko poszło w cholerę gdy ponownie spotkałam się z tymi ciemnymi oczami, wpatrującymi się we mnie ze skruchą.

Zanim zdążyłam wydusić z siebie cokolwiek oprócz imienia Pedro, zostałam podstępnie wepchnięta na siedzenie obok przez Sofię, a drzwi automatycznie się zablokowały. Wiem, bo od razu bezskutecznie spróbowałam się wydostać - wszystko żeby uciec od niego i świdrującego mnie intensywnie spojrzenia, na które jednak nie byłam gotowa. Wybacz, Liz..

Gdy zrozumiałam, że nie mam szans na wyjście, postanowiłam uparcie odwracać głowę w przeciwną stronę. Okej, może i nie było to zbyt dojrzałe, ale nie mogłam pozwolić na to, by znów stracić rozum dla chłopaka, przez którego tyle cierpiałam.

Zastanawiałam się kiedy w końcu odpuści i da mi wyjść, ale zamiast tego Pedro bez słowa włączył silnik i odjechał. Zerknęłam na niego zdezorientowana i zmarszczyłam brwi. On również spoglądnął na mnie i uśmiechnął się do siebie cwaniacko. Osiągnął swój pierwszy cel, którym było zwrócenie mojej uwagi.

- Gdzie jedziemy? - spytałam najbardziej oschłym głosem, na jaki się zdobyłam.

- Na grilla do Ronalda - odparł beztrosko kierowca, na co oczy prawie wyskoczyły mi z orbit.

- Żartujesz?! - wybuchłam. - Nie, nigdzie z tobą nie jadę, wysadź mnie! - pociągnęłam za klamkę doskonale wiedząc, że to nic nie da bo drzwi są zablokowane. Z resztą i tak nie byłam na tyle zdesperowana żeby wyskakiwać z pędzącego samochodu, ale Pedro chyba mnie przecenił bo położył dłoń na moim udzie, gładząc je uspokajająco. - I nie dotykaj mnie!

- To się opamiętaj, bo zachowujesz się jak rozwydrzony bachor - powiedział, sprawiając że moje ciśnienie wskoczyło na jeszcze wyższy poziom. Znowu uśmiechał się do siebie jakby nigdy nic.

- Jesteś niemożliwy! - stwierdziłam z konsternacją i wyrzuciłam dłonie w powietrze. - Nie zgodziłam się nigdzie z tobą jechać, a już na pewno nie na jakiegoś głupiego grilla!

- Przecież lubisz Ronalda - zauważył.

- Jego tak. Ciebie nie.

Zerknął na mnie nieco zaskoczony, ale zaraz potem zaśmiał się cicho pod nosem.

- No tak. Chyba trafiłem na nieodpowiedni czas w miesiącu. - uchylił się przed moim uderzeniem w głowę. - Hej, zaraz nas obydwu zabijesz, ja prowadzę!

- To mnie nie wkurwiaj - warknęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Byłam wściekła, że po tym wszystkim pozwala sobie jeszcze na takie bezczelne wstawki. Dobre sobie. Gdybym miała okres, to on leżałby już rozjechany na środku autostrady a kierowcą byłabym ja. - I łaskawie odstaw mnie z powrotem, bo nie ma opcji że tam z tobą pójdę.

- Mówiłaś, że nie jesteś na mnie zła - znowu położył dłoń na moim kolanie, a ja ponownie ją strąciłam. - I że możemy zostać przyjaciółmi.

Parsknęłam histerycznym śmiechem.

- A co miałam powiedzieć?

- Prawdę?

- Prawda jest taka, że nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać ani tym bardziej gdzieś z tobą jechać i udawać, że wszystko jest jak dawniej. Nie jest. - podkreśliłam ostatnie zdanie, patrząc na niego gniewnie. - I nie będzie.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz