estrella (wł. stella) - gwiazda- A teraz za tatusia!
Zgnieciony banan na gumowej łyżeczce powędrował do ust Pablo, który niechętnie pokręcił nosem, rozejrzał się wokół, ale finalnie przyjął pokarm do buzi, co wywołało westchnięcie ulgi Fernando. Niezniechęcony sięgnął do małego pudełka śniadaniowego i nabrał kolejną porcję, zerknąwszy uprzednio jeszcze na to, co rozgrywa się na boisku.
- A teraz za... wujka Fercia! - uśmiechnął się zachęcająco do chłopca, siedzącego na moich kolanach, ale jego zapał okazał się zupełnie nietrafny bo dokładnie trzy sekundy później zgnieciony banan wylądował na jego koszulce klubowej. - Chole... to znaczy kurczaki! - zdenerwował się, ale w ostatniej chwili uchwycił moje karcące spojrzenie. - Dlaczego nie jesz?!
- On je tylko za mamusię i tatusia. - wtrąciła Aurora, wychylając się z siedzenia obok. - Wiem co mówię. Inaczej albo zbierasz z podłogi albo ze swoich ubrań. Opcjonalnie z włosów. - dodała, podając mu paczkę mokrych chusteczek.
- Ale dlaczego?! - nic nie rozumiał Fer, wycierając swoją twarz. Cóż, nie tylko tam znajdowało się jedzenie Pablo. Do tego wchodziły jego spodnie, koszulka i oczywiście dłoń, która pokryta była głównie śliną jego siostrzeńca. - Przecież on mnie uwielbia, dlaczego nie chce za mnie jeść?!
- Dla twojego pocieszenia za Gaviego też nie je. - wzruszyłam ramionami, wycierając usta Pablo chusteczką. - Chyba już się najadł...
- No nie wiem, trzy czwarte tego nieszczęsnego banana wylądowało na mnie. - burknął Fer, wciąż usiłując doprowadzić się do porządku. - I jak ja teraz będę wyglądał na zdjęciach?!
- Hej, sam chciałeś go karmić. - przypomniałam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
- Nie sądziłem, że jest taki wybredny! Hej, może po prostu nie karm go bananami? Wiem, że jest podobny do mojego brata ale bez przesady!
- Banany to niezawodne źródło potasu, niezbędnego dla prawidłowej pracy serca. - wydedukowałam, zadzierając podbródek. Następnie podałam Pablo samochodzika, po którego już wyciągał rączki i znowu skupiłam uwagę na meczu.
Niewiarygodne, że finał Ligi Mistrzów, najważniejsze sportowe wydarzenie każdego meczu, transmitowane w setkach krajów, śledzone przez kibiców z całego świata my spędzaliśmy na zabawianiu rocznego chłopca, którego uwaga skakała między obserwowaniem biegającego po boisku taty, ciągnięciem mnie za włosy, bawieniem się przytaszczonymi przeze mnie zabawkami i nieudolnymi próbami mówienia, co kończyło się nieustannym gaworzeniem. Parę razy próbowałam go uciszać widząc, że ludzie z rzędów za nami zaczynają się na nas dziwnie patrzeć, ale potem odpuściłam już, pozwalając mojemu synowi na wyrażanie swoich odczuć.
Atmosfera na Camp Nou była bardziej podniosła niż kiedykolwiek. Nic dziwnego - minęło parę dobrych lat odkąd Barca po raz ostatni zaszła tak daleko w Lidze Mistrzów. Właściwie to ja wciąż nie potrafiłam uwierzyć w to, co się dzieje. Bez słów wiedziałam, że finał Ligi Mistrzów jest spełnieniem marzeń Pedriego i Gaviego. Dlatego też tego dnia kibicowałam im z całego serca ze znacznie większym zaangażowaniem niż zwykle, udawało mi się to i pomimo konieczności zajęcia się małym Pablo.
- Hej, aż tak ci się nudzi? - zaśmiałam się cicho, gdy chłopiec zaczął podskakiwać na moich kolanach i rozglądać się wszędzie, tylko nie na murawę. - Spójrz - zbliżyłam swój policzek do jego i palcem pokazałam mu Pedro. - Wiesz kto to jest?
- Dada. - klasnął w dłonie i znowu zaczął skakać na moich kolanach tak, jakby za wszelką cenę chciał się z nich wydostać. I nie miało znaczenia to, że narazie potrafił jedynie raczkować a nie było mowy, bym pozwoliła mu na to na zimnym i brudnym bruku. Radość Pablo bardzo szybko zamieniła się w istną rozpacz, bo wyciągnął rączki w stronę boiska i już zanosił się łzami, powtarzając to jedno słowo w kółko. Westchnęłam ciężko i przytuliłam go do siebie, kołysząc nas na boki.
CZYTASZ
te quiero || Pedri Gonzalez
Fanfikce„the problem with love is i'm blinded by it" ✨ II część „non mi piaci" ⚡️