Pedri- Pssst!
Zerknąłem na Fernando, który chwycił mnie za łokieć i uśmiechnął się przy tym cwaniacko. Na moment przestałem przeżuwać śniadanie ciekaw, co tym razem ma do powiedzenia. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Co?
- Było was słychać wczoraj.
- Niby co? - udałem, że nie wiem o co chodzi.
- Nic, tylko skrzypienie łóżka i jakieś uderzanie o ścianę. Chyba, że się kłóciliście i prawie pozabijaliście. To by wyjaśniało te siniaki na jej nadgarstkach.
- Zdawało ci się. - skłamałem, uśmiechając się pod nosem. Przeniosłem wzrok na Tinę, która właśnie dyskutowała o czymś z moją mamą przy ekspresie. Po zaangażowaniu, z jakim mówiła mogłem się domyślać, że tłumaczy jej jak robi się prawdziwą, włoską kawę, na której punkcie miała niezdrową obsesję.
Dzisiejszego dnia po przebudzeniu dokładnie obserwowałem jej reakcję gdy sięgnęła po telefon. Chciała odpisać Edoardo, ale widząc, że ten nic do niej nie napisał, zmarszczyła tylko brwi i odłożyła telefon mówiąc przy tym, że wypiła chyba za dużo wina. Tak więc mogłem zapomnieć o sprawie spokojny, że ten frajer nie będzie próbował już wejść między nas.
- O czym tak myślisz? - uśmiechnęła się dziewczyna, stawiając przede mną kubek z parującym cappuccino. Nie prosiłem jej o to, ale i tak faszerowała mnie kawą praktycznie na każdym kroku bo była przekonana, że kocham ją pić tak samo, jak ona. Cóż, prawdę mówiąc nie lubiłem tego smaku, ale miło było patrzeć, jaka dumna jest z siebie bo parzyć kawę uczył ją jej dziadek, który był tak stereotypowym Włochem, że nazywał się Giuseppe i miał knajpę z pizzą.
- O niczym, dzięki. - odsunąłem jej krzesło obok siebie. - Wyspałaś się?
- Wiesz, że niewiele spałam. - puściła mi znaczące oczko. - Ale kawa doda mi energii. A co? - zaczęła mieszać w kubku łyżeczką.
- Jedziemy dziś na wycieczkę. - oświadczyłem z dumą. - Weź strój kąpielowy.
- Niech zgadnę, będziemy się kąpać w morzu?
- Otóż nie.
- Hm. - mruknęła zaskoczona i uniosła brwi, biorąc łyka gorącego napoju. - W takim razie już nie mogę się doczekać.
Prawda była taka, że jeszcze wczoraj wieczorem, tuż po basenie, spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do mojego samochodu. Punkt naszej podróży znajdował się na drugim końcu wyspy, ale w rzeczywistości czas jazdy wynosił nieco ponad godzinę. Mimo tego wziąłem ręczniki, krem do opalania, jedzenie, i inne pierdoły, które polecił mi zapakować Fer "na wszelki wypadek". Nie potrzebowałbym tylu rzeczy, ale postanowiłem posłuchać rady starszego brata twierdzącego, że na podróż z kobietą lepiej zabrać więcej niż mniej (jeśli nie chcę spędzić połowy drogi na wysłuchiwaniu pretensji). Nie podejrzewałbym Tiny o bycie aż taką marudą, lecz zdążyłem się już przyzwyczaić, że po niej mogę spodziewać się wszystkiego. Zwłaszcza, gdy ma zły humor.
Z tego też powodu od samego ranka troszczyłem się o to by był jak najlepszy. Pomogłem jej i mojej mamie posprzątać po śniadaniu, posprzątałem po sobie gacie porozrzucane po pokoju, pochwaliłem jej strój kąpielowy, mimo że widziałem go już jakieś pięć razy a na końcu otworzyłem drzwi do samochodu i zgodziłem się włączyć playlistę Tiny, składającą się głównie z jakiś smętnych kawałków Lany Del Rey.
- Hej... - ściszyłem na moment muzykę, akurat kiedy dziewczyna darła się coś o tym, że smakuje jak Pepsi Cola. - Nie jesteś ciekawa gdzie jedziemy?
CZYTASZ
te quiero || Pedri Gonzalez
Fanfiction„the problem with love is i'm blinded by it" ✨ II część „non mi piaci" ⚡️