Kogo obchodzi przegrana z jakimś Arsenalem skoro Barca wygrywa El Classico?Emocji po totalnym zrównaniu z ziemią Realu Madryt nie da się po prostu opisać. Trzeba tego doświadczyć. Nic nie smakuje tak dobrze, jak pokazanie tym białym psom gdzie ich miejsce iwsadzenie argumentu czternastu trofeów głęboko w tyłek.
Z tego też powodu, dzień po klasyku z czystą przyjemnością wyprowadziłam swój leniwy zadek do sklepu żeby kupić składniki do przyrządzenia tortu. Wciąż nie miałam na niego konkretnej koncepcji więc zgarnęłam dużo produktów do dekoracji i z wypakowaną po brzegi torbą zakupową, wbiłam się na boczne siedzenie samochodu Lucii. Ta na widok wszystkiego, co kupiłam tylko i wyłącznie by zrobić Gonzalezowi niespodziankę z okazji powrotu, westchnęła ciężko i wykonała znak krzyża.
- Jesteś pewna, że on na to zasługuje? - uniosła brew, patrząc z powątpiewaniem na moje zdobycze. - Wiesz ile to pracy?
- To nie mój pierwszy tort w życiu, Lucia. Wiem ile to pracy. - odparłam śpiewającym tonem i uśmiechnęłam się do samej siebie w górnym lusterku. - Zasługuje. To nie tylko za wygrany mecz z Realem, chcę mu zrobić niespodziankę za sukcesywny presezon.
- Wygrali jeden mecz. - ścięła brwi.
- Jeden na dwa. - przypomniałam. - I zbliża się kolejny, mam dobre przeczucia.
- Tina. - podjęła zrezygnowanym tonem i spoglądnęła na mnie z powagą. - Czy ty nie jesteś dla niego za dobra?
- Oczywiście, ze nie. - odparłam lekko urażona.
Wręcz przeciwnie, często miałam wrażenie, że moja osoba w naszym związku nieco zanika. W końcu to on był złotym chłopcem, jednym z największych młodych talentów tego pokolenia i piłkarzem, za którym szalała cała Hiszpania. Ja byłam nikim - depresyjnie to brzmi, wiem, ale taka jest prawda. Choć dzieliły nas tylko trzy lata, nie osiągnęłam ani w połowie tyle co on. Ranga Barcelony w damskiej siatkówce a piłce nożnej były jak niebo i ziemia, a ja nawet nie należałam do pierwszego składu.
Może i nie powinnam przejmować się takimi sprawami, to kim jesteśmy nie może mieć znaczenia, ale dla mnie miało. Żeby choć trochę przekonać samą siebie do tego, że jestem godna spotykania się z Pedrim, robiłam wszystko co w mojej mocy by czuł się ze mną jak najlepiej. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku - nie zamierzałam skakać wokół niego jak piesek na każde zawołanie, o nie. Ale skoro i tak miałam swego rodzaju smykałkę do gotowania i wypieków to czemu by nie dawać mu z tej racji jakichś benefitów od czasu do czasu?
- Czy on zrobił dla ciebie coś podobnego? Kiedykolwiek?
- Lucia, on kupił mi auto. - przypomniałam. - Po czymś takim chyba niczym nie zdołam się zrewanżować.
- Kosztowało go to tylko pieniądze, których ma mnóstwo. Ty za to poświęcasz swój wolny czas, dużo wolnego czasu mimo, że wcale go nie masz.
- Wystarczy. - przewróciłam oczami, zamykając lusterko. - Jak już się zakochasz, zrozumiesz mnie.
- Nie raz byłam zakochana. - mruknęła, włączając silnik. - Dlatego wiem, że z miłości robi się różne rzeczy. Więc cię ostrzegam, żebyś użyła od czasu do czasu zdrowego rozsądku i potrafiła postawić granice.
- Skąd pomysł, że nie stawiam żadnych granic?
- Nie powiedziałam tego. - wybroniła się. - Mówię na wszelki wypadek.
- Dzięki, ale w naszym związku są granice. - odparłam wymijająco. - Powiedz mi lepiej czy jest opcja, żebyś podrzuciła mnie do Carlosa i Valerii. Dawno ich nie odwiedziłam.
CZYTASZ
te quiero || Pedri Gonzalez
Fiksi Penggemar„the problem with love is i'm blinded by it" ✨ II część „non mi piaci" ⚡️