6. everybody's watching her, but she's looking at you.

2.4K 99 48
                                    




- Na pewno nie chcesz żebym pojechała z tobą? - spytała po raz kolejny Chiara, gdy wyszłyśmy z budynku szkoły od razu zderzając się z gorącą temperaturą i mocnym blaskiem słońca, bijącym nam prosto w oczy. Pokręciłam głową i założyłam okulary, marszcząc przy tym brwi.

- Jadę tam na okrągły dzień, Chiara. Na wycieczkę krajowobrazowo-poznawczą zabiorę cię kiedy indziej. - prychnęłam, schodząc po nagrzanych schodach. - Podpiszę kontrakt i tego samego dnia spadam żeby zdążyć na zaliczenie z historii we wtorek.

- Tak, ale chętnie ominęłabym też poniedziałek - stwierdziła sucho, wlokąc się za mną ponuro. - Mam siedzieć w tym kurniku sama?

- Potraktuj to jako lekcję samodzielności i znajdź sobie innych przyjaciół. W szkole - dodałam od razu, bo już otwierała usta by wspomnieć o Edoardo, swoim chłopaku, albo poznanym w klubach przypadkowo dziewczynach, z którymi złapała zaskakująco dobry kontakt. - Przypominam ci, że za jakiś czas i tak się rozstaniemy więc im szybciej się zresocjalizujesz tym lepiej.

Dziewczyna wywróciła oczami i już miała rzucić coś kąśliwego w odpowiedzi, kiedy stanęła w miejscu wpatrując się w punkt przed siebie. Również się zatrzymałam, ponaglając ją gestem dłoni.

- Hej, co tu robi twoja mama? - spytała, na co parsknęłam śmiechem.

- To nie moja ma.. - urwałam, bo odwracając wzrok w tę samą stronę, na prawdę zauważyłam jak kobieta zaparkowała przy ulicy i przy uchylonym oknie wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem. - Co ona tu robi?

- Pierwsza spytałam.

- Chyba mam kłopoty - mruknęłam, bo faktycznie ostatnim razem kiedy którekolwiek z moich rodziców pokwapiło się żeby odebrać mnie ze szkoły, chodziło o wizytę u ortopedy, który wykrył mi więcej skrzywień, wykrzywień i koślawości niż mogłam zapamiętać. - Oddzwonię. - rzuciłam na pożegnanie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę samochodu.

Wpakowałam się na fotel obok pasażera i od razu omiotłam moją mamę podejrzliwym spojrzeniem. Ona posłała mi słaby uśmiech i nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne, wykręciła z podjazdu włączając się do ruchu drogowego. Przez chwilę jechałyśmy w ciszy przerywanej jedynie przez cichą muzykę z radia.

- Coś się stało? - zagadnęłam w końcu, bo to milczenie zaczęło działać mi na nerwy.

- Chciałam z tobą porozmawiać - odparła kobieta, nie odrywając wzroku od drogi. - Stwierdziłam, że odebranie cię ze szkoły to idealna okazja.

Miałam nieodpartą chęć powiedzenia ironicznego "co znowu?" bo nie mogłam już słuchać ich prób zniechęcenia mnie do wyjazdu. Wywróciłam oczami, wyglądając przez okno. Przez ostatnie dni unikaliśmy siebie jak ognia, co było dla mnie dość korzystnym układem bo przynajmniej nie musiałam wysłuchiwać ciągłych uwag i mądrości życiowych, które były mi średnio potrzebne. Nie kiedy już podjęłam decyzję.

- Najwyższy czas żeby zakończyć ten spór, nie uważasz? - powiedziałą, na co zmarszczyłam brwi i zerknęłam na nią z ukosa żeby upewnić się, czy mówi poważnie. - Chciałam cię przeprosić. Także w imieniu taty.

- Naprawdę? - zdziwiłam się.

- Tak - westchnęła. - Wciąż uważam, że twój plan jest ryzykowny i oczywiście wolałabym żebyś została w Rzymie albo chociaż w kraju, ale nie powinniśmy byli negować twojej decyzji.

Trudno było się nie zgodzić. Ale doceniałam, że w końcu to dostrzegli więc skinęłam tylko głową.

- I ważne żebyś wiedziała, że w ciebie wierzymy. Wiemy, że jesteś świetną siatkarką i zasłużyłaś na tę szansę, ale czasami nawet talent i ciężka praca nie wystarczają żeby osiągnąć sukces. - mówiła dalej, aż zatrzymałyśmy się na światłach i wtedy spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem. - Wiem, że jesteś wrażliwą dziewczyną i jedyne co chcieliśmy, to uchronić cię przed rozczarowaniem.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz