17. doing it all for love

2.1K 111 116
                                    



Valentina


Restauracja państwa Gonzalez miała w sobie coś wyjątkowego. I nie mówię tu o głównej siedzibie fanklubu FC Barcelony, czego dowodem były wywieszone wszędzie plakaty, urywki z gazet i przede wszystkim mnóstwo fotografii ich lokalnej gwiazdy - Pedriego. Oprócz tego kameralność tego miejsca sprawiała, że chciało się tu siedzieć godzinami. I poniekąd to właśnie robiłam, popijając piwo z sokiem podczas, gdy Pedro robił sobie zdjęcia z fanami w wyznaczonym do tego miejscu. Ktoś mógłby pomyśleć, że mi się nudziło, ale wręcz przeciwnie. Towarzystwa dotrzymywał mi Fer, który wręcz nie odstępował mnie na krok. Miałam wielką nadzieję, że nie zmusił go do tego jego brat, żeby nikt niepowołany nie zbliżył się do mnie podczas gdy on będzie zajęty.

Ja już mam paranoję, oczywiście że tego nie zrobił. A nawet gdybym była skłonna wierzyć, że posunąłby się do czegoś takiego, to wiedziałam, że przynajmniej Fer by się na to nie zgodził.

- Może podać wam coś do jedzenia? - zaproponowała Maria, przecierając szmatką kieliszki. - Siedzicie tu już sporo czasu, na pewno zgłodnieliście.

Maria była niską, sympatyczną i przede wszystkim dość wiekową osobą, ale wcale nie dziwiłam się, że nadal chce pracować w tym miejscu. Podobno na codzień było dość spokojne, pozbawione gwaru, ale i cieszące się powodzeniem. Poza tym emanowała taką charyzmą, że od razu zyskiwała sympatię klientów. Tak samo było ze mną.

- Weźmiemy queso asado. - odpowiedział Fer, po czym zwrócił się do mnie. - Zaufaj mi.

- Jasne. - zaśmiałam się i dopiłam piwo, odwracając się w stronę Pedro.

Robił właśnie zdjęcie z jakimś małym chłopcem, uśmiechając się szeroko. Następnie kucnął i przybił mu piątkę, mówiąc coś do niego. Ten widok z jakiegoś powodu mocno mnie rozczulił. Zachowanie chłopaka w stosunku do fanów i rodziców było czymś, dzięki czemu sądziłam, że jest naprawdę cudownym człowiekiem. Ma dobre serce, myśli o innych i prawie nigdy o sobie. Ale czasami zdarzają się sytuacje takie, jak dwa dni temu i wtedy nabieram wątpliwości.

Wczorajszy dzień spędziliśmy głównie na zwiedzaniu. Tym razem zabraliśmy z sobą Fera i zajechaliśmy znacznie dalej. Zobaczyłam jeszcze więcej miejsc wartych wizyty i jeszcze bardziej zakochałam się w Tegueste. A Pedro zachowywał się wyjątkowo spokojnie. Tak, jak obiecał: żadnych głupich scen zazdrości. Można powiedzieć, że emanował dobrym humorem, co wręcz uwielbiałam. Był wtedy taki radosny, uśmiechnięty i w takich momentach zapominałam, że między nami kiedykolwiek mogłoby coś się zepsuć.

Dziś natomiast nadszedł dzień na odpoczynek przy basenie. Nie mogłam się wręcz doczekać, bo widok z basenu prosto na morze był oszałamiający i celowo postanowiliśmy zaczekać na zachód, żeby obejrzeć go z wody. Przed tym dzień chcieliśmy spędzić w restauracji, pomagając ojcu Pedro, ale on nie chciał pomocy od nas przyjąć więc skończyliśmy na opróżnianiu zapasów.

- Proszę. - przed nami zjawiła się Rosa, która wcześniej siedziała w kuchni, i postawiła nam przy barze grillowany ser z marmoladą.

- Hej, ona ma większą porcję niż ja. - zauważył Fer, marszcząc brwi.

- Oczywiście, że tak. Wszystko dla mojej ulubionej synowej. - uśmiechnęła się ciepło, co ja odwzajemniłam rumieniąc się.

- A ja jestem twoim najstarszym synem?

- No właśnie, więc weź się do roboty i pomóż ojcu z łaski swojej. - skinęła w stronę mężczyzny, ścierającego blat przy ladzie. Fer odszedł, zostawiając naszą dwójkę. - Zrobiłam to specjalnie. Chciałam z tobą porozmawiać.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz