28. i have loved you for a thousand years

1.6K 79 90
                                    

... i'll love you for a thousand more

Pedri

Końcowy gwizdek. Sygnał, na którego czekałem już od dobrych piętnastu minut bo ze zmęczenia miałem wrażenie, że wyzionę ducha. Opadłem bezwładnie na tyłek i westchnąłem ciężko, przecierając twarz dłońmi. Udało się. Wyszliśmy z grupy i to na pierwszym miejscu, pokonując Napoli 2:0. Nie powiem, że było to łatwe zwycięstwo, ale zdecydowanie warte zachodu. Zwłaszcza, że z pierwszego rzędu obserwowała mnie Tina, wciąż będąca nieświadomie moim amuletem szczęścia.

- Dobra robota. - mruknął Ferran, obejmując mnie.

- Gratulacje, stary. - poklepałem go po plecach i stając na równe nogi, odwróciłem się w stronę trybun.

Zacząłem szukać wzrokiem dziewczyny, ale z jakiegoś powodu nigdzie jej nie dostrzegłem. Ani jej ani Pablo, mimo że jeszcze niedawno siedzieli razem, uważnie śledząc przebieg spotkania. Zmarszczyłem nieco brwi i ruszyłem w stronę reszty drużyny, wciąż ślepo wpatrując się w puste miejsca.

- Super. - Xavi w formie gratulacji, klepnął mnie w tyłek na odchodne, a ja mruknąłem coś pod nosem, wciąż usiłując odnaleźć wzrokiem Tinę.

I nagle się pojawiła. Weszła na trybuny wraz z Pablo, Lucią i jej przyjaciółką Chiarą, którą ledwo zdołałem poznać we Włoszech. Rozpromieniłem się na ten widok i pomachałem jej, po czym podbiegłem do barierki. W tym czasie dziewczyna uśmiechnęła się słabo i mógłbym przysiąc, że jej oczy były nieco podkrążone, zupełnie jakby płakała. Zrozumiała o co mi chodzi więc zeszła najniżej jak się dało i pozwoliła mi złapać się w pasie i przełożyć na murawę.

- Cześć. - powiedziałem, uważnie się jej przypatrując. - Wszystko w porządku?

Na twarzy Tiny przez moment ujrzałem zawahanie więc objąłem ją ramionami w pasie i pocałowałem w czoło. Co z tego, że oficjalnie nie byliśmy już razem? Wciąż była najważniejszą osobą w moim życiu na czele z moją rodziną a jej nie zdawały się przeszkadzać moje poczynania. Wręcz przeciwnie - ułożyła dłonie na moim torsie i pogratulowała wygranej.

- To też twoja zasługa, wiesz o tym? - uśmiechnąłem się, dotykając jej nosa, choć doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie lubiła gdy przypisywałem jej swoje osiągnięcia. - Dobrze się czujesz? - musnąłem kciukiem mokry ślad na policzku. - Płakałaś?

- Musimy porozmawiać. - powiedziała bardzo cicho i na jej twarzy wymalowało się skupienie. - To coś bardzo ważnego.

- Teraz? - uniosłem brwi, kołysząc nas na boki. Nie obchodziło mnie w tym momencie to, że mógł patrzeć na nas cały stadion. Ja czułem się dumny mając w ramionach moją kobietę, która w sumie już nie była moją kobietą, ale jednak z jakiegoś powodu nie narzekała.

- Nie, nie tutaj. - rozglądnęła się nerwowo. - Pomyślałam, że może się gdzieś spotkamy i...

- Jasne, nic nie mów. - przyłożyłem palec do jej ust, doskonale wiedząc już o co jej chodzi. Po prostu szukała pretekstu bym zaprosił ją na randkę, ale nie chciała poprosić wprost, wiadomo jak to dziewczyny i ta ich niezależność. - Następna sobota, u mnie. Co ty na to? - uśmiechnąłem się szelmowsko.

- To dopiero za tydzień... - powiedziała, po czym na chwilę odwróciła wzrok. Wciąż, na moje oko, stresowała się trochę za bardzo. Może potrzebowała spotkania już dzisiaj? Czyżbym w mojej wersji boiskowej aż tak jej się podobał...?

- No... tak. - odchrząknąłem. - Bo w zasadzie to muszę mieć czas żeby się dobrze przygotować, wszystko rozplanować... i tak dalej. O nic się nie martw, Estrellita. - nachyliłem się nad nią, pozostawiając parę centymetrów między nami, żeby na wypadek gdyby jednak tego nie chciała, mogła się odsunąć. Jednak ostatecznie to ona przylgnęła do mnie ustami w czułym pocałunku, co skwitowałem dumnym uśmiechem.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz