29. 'cause you're the sky full of stars.

2.1K 86 85
                                    

clocks by coldplay playing in the background...



Północ. Otaczającą nas ciemność, względna cisza przerywana jedynie przez nocne owady i nasze chichoty, połączone z cichymi szeptami. Zupełnie jakbyśmy bali się, że ktoś nas usłyszy. Jak byśmy byli dwójką nastolatków, wymykających się w środku nocy żeby spędzić ze sobą czas.

Ale nie. Byliśmy oficjalnie zaręczeni, lecz mimo tego wybiegając z samochodu Pedro, prosto pod drzwi śmialiśmy się cicho i uciszaliśmy nawzajem, głównie czułymi pocałunkami. Właściwie to nie byliśmy w stanie oderwać się od siebie nawet na moment, więc minęła chwila nim chłopakowi udało się wycelować kluczem do zamka, a drzwi do których byłam przyparta otwarły się, wpuszczając nas do ciemnego wnętrza.

Zostawialiśmy za sobą ścieżkę ubrań, nim w końcu wylądowaliśmy na kanapie, a Pedro wyszeptał do mnie parę sprośnych określeń, muskając nosem moją szyję. Zachichotałam, odchylając głowę i na moment zawirowało mi przed oczami, gdy zniknął między moimi udami.

Nie planowałam spędzić tej nocy z Pedro. Właściwie to obiecałam Chiarze tuż przed wyjściem, że wrócę przed północą, ale oświadczyny, zupełnie przeze mnie niespodziewane, nieco zmieniły moje plany. Wystukałam więc krótką wiadomość, nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły, i wysłałam ją jeszcze w samochodzie. Wiedziałam też, że i mój narzeczony zadbał o naszą prywatność, prosząc swojego brata by grzecznie mówiąc: wyniósł się z domu na noc. Zaraz potem zapewnił mnie, że już niedługo zamieszkamy tylko we dwójkę.

To wszystko wydawało się zbyt idealne by mogło być prawdziwe. Powinnam była się domyślić, że życie nie jest aż tak doskonałe i przekonałam się o tym kiedy już tylko parę chwil dzieliło mnie od szczytu rozkoszy. Ogarnęła mnie fala mdłości, na co podniosłam się z powrotem do pozycji siedzącej. Pedro odsunął się ode mnie pytając, czy wszystko jest w porządku. Ja jednak poczułam, że tu nie ma czasu na tłumaczenia i narzuciwszy na siebie pośpiesznie jego koszulę, popędziłam do łazienki.

Zwracając całą naszą romantyczną kolację poczułam, jak ktoś przytrzymuje mi włosy. Nie powiem, że nie poczułam się nieco żałośnie - stanowczo to nie tak powinno się skończyć świętowanie tego wieczoru. Ale moje zwlekanie z powiedzeniem Pedriemu prawdy miało swoje konsekwencje, które ponosiłam właśnie w tym momencie.

Jak tylko się podniosłam, pomógł mi przejść do umywalki, włączył wodę w krainie i położył dłoń na plecach obserwując z niepokojem, jak przepłukuję sobie usta. Poczułam się trochę lepiej, ale wciąż towarzyszyły mi znajome mdłości, które ostatnimi czasy stale nawiedzały mnie porankami i nocami. Miałam tylko nadzieję, że Pedro niczego się nie domyśli bo z wszystkich możliwych sposobów, to zdecydowanie ten był najgorszym na przekazanie mu wieści o ciąży.

- Wybacz. - wydusiłam z siebie, gdy poczułam już się w miarę świeżo. - Ja... nie dam rady.

- Żartujesz? Nie musisz mnie za nic przepraszać. - uśmiechnął się słabo i objął delikatnie jakby w obawie, że znowu zrobi mi się niedobrze. - Bardziej martwi mnie powód twojego samopoczucia. Czy to możliwe, że pizza ci zaszkodziła?

- Myślę, że po prostu z nią przesadziłam. - zaśmiałam się ponuro, co jakby nie patrzeć, było prawdą. - To wszystko moja wina, nie tak miał się zakończyć ten wieczór.

- Nie martw się. - powiedział chłopak, wyprowadzając mnie z łazienki. - Mamy dla siebie jeszcze bardzo dużo czasu. - znienacka wziął mnie na ręce i zaczął wnosić po schodach, na co parsknęłam śmiechem. - Właściwie to mamy na to całe życie. Oczywiście pod warunkiem, że przy pierwszej lepszej okazji nie kopniesz mnie w dupę.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz