24. take me back to the night we met.

1.4K 79 98
                                    

... i had all and then most of you, some and now none of you.


20.09.2024


- Paez, wchodzisz!

Głos asystenta trenera sprawił, że wypuściłam powietrze z ust i poprawiłam ochraniacze na kolanach. Nie stresowałam się, a już na pewno nie tak jak za pierwszym razem. Jak dotąd nie stworzyłam sobie ani jednego powodu, dla którego miałabym wątpić w moją przydatność drużynie. Nie bez przyczyny w ciągu roku awansowałam do drugiego składu, dzięki czemu zaczęłam regularnie pokazywać się na meczach.

Objęłam krótko Lucię, która na ucho życzyła mi powodzenia, i wmaszerowałam na parkiet witana gromkim aplauzem wśród kibiców. Zawsze dodawało mi to dużo pewności więc po ustawieniu się na swojej pozycji, ugięłam kolana, opierając o nie dłonie.

Wynik nie był dla nas satysfakcjonujący, szliśmy krok w krok równo z Levante, co zaczęło być już dość męczące. Odetchnęłam z ulgą gdy Raquel pięć minut temu szturchnęła mnie informując jednocześnie, że zaraz zmienię Lopez.

Jedna z naszych przeciwniczek wykonała serwis, którego odebranie należało do mnie. Czy pozycja libero była moją wymarzoną? Prawdopodobnie nie, uwielbiałam zagrywać a nic nie ekscytowało mnie bardziej niż dobra wystawa, którą mogłam zamienić na ścinę. Niestety zabrakło mi dokładnie pięciu centymetrów do dolnego progu wzrostu, dzięki któremu mogłabym pełnić jakąkolwiek inną funkcję.

Odebrałam piłkę, z zapartym tchem obserwując dalsze poczynania mojej drużyny. Camelia wystawiła piłkę w stronę Sofii, która po swoim popisowym wyskoku nie zostawiła przeciwniczkom żadnych szans na odbiór. Z resztą jak zwykle.

- Dobra robota. - szepnęłam jej na ucho, gdy na moment zebrałyśmy się do uścisku. - Oby tak dalej.

I faktycznie, zmiany dokonane przez trenera zaowocowały nową energią, którą spożytkowałyśmy dając z siebie wszystko. Ostatecznie mecz zakończył się naszą wygraną, dzięki czemu zeszłyśmy z parkietu w asyście entuzjazmu kibiców. No, nie wspominając już o niesamowitej ilości endorfin w moich żyłach i poczucia dobrze wykonanego zadania.

Upiłam porządnego łyka wody i sięgnęłam do torby po ręcznik, przecierając nim czoło. Byłam wyczerpana, ale w stu procentach zadowolona z siebie. Pomachawszy do paru kibiców, skierowałyśmy się do szatni a następnie znalazłam się pod upragnionym prysznicem.

Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mi, że występy klubowe wniosą do mojego życia radości, z pewnością bym mu nie uwierzyła. Grając w Roma Pallavolo, również czerpałam przyjemność z meczy, ale to było coś innego. Stanowiło jedynie dodatek do codzienności, którą dominowała szkoła, nauka i stres związany z moją niepewną przyszłością. Teraz nie odczuwałam go już w ogóle, przynajmniej przez większość czasu. Spełniałam swoje marzenia, nie przejmując się oczekiwaniami rodziców wobec mnie czy egzaminami, których wynikami tak się niegdyś stresowałam.

I poza siatkówką w życiu od jakiegoś czasu mi się układało. Mieszkałam z Lucią, miałam bardzo dobry kontakt z moją rodziną, regularnie widywałam się z moimi przyjaciółkami, a i zdałam prawo jazdy. Co prawda nie miałam samochodu, bo fioletowy cooper należał do rozdziału mojego życia, którego już zakończyłam. Ale przymierzałam się do kupna auta, bo dzięki stałym dochodom, mogłam już sobie na to pozwolić.

Mogłam również rozglądnąć się za własnym mieszkaniem, ale pogląd na tę sprawę diametralnie się u mnie zmienił. Kiedyś uważałam, że potrzebuję własnej przestrzeni żeby poczuć się niezależna. Teraz mieszkanie z Lucią, przyjaciółką na boisku i poza nim, zmieniło moje zdanie. Osobne pokoje w zupełności nam wystarczały, dzieliłyśmy się obowiązkami i opłatą czynszu, więc na mojej głowie znajdowało się znacznie mniej zmartwień.

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz