3. did he touch you better than me?

2.7K 124 103
                                    

To nie jest możliwe. Błagam, niech ktoś mi powie, że Pedro wcale właśnie nie podarował mi samochodu na urodziny. Tak, już jakiś czas temu zorientowałam się, że moje życie wymyka mi się z pod kontroli i nie do końca nadążam nad tym co się dzieje, ale to była już przesada. Mimo tego oczy zaszły mi łzami wzruszenia i na miękkich nogach podeszłam bliżej do fioletowego coopera.

Z tej odległości wyglądał jeszcze bardziej nierealnie. Po dłuższej chwili przeniosłam oszołomiony wzrok na Pedriego, który wciąż uśmiechał się do siebie z dumą. Bez słowa przycisnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Dobrze wiedziałam, że ma pieniądze i taki zakup nie sprawi mu wielkiego kłopotu, ale przecież sam fakt, że postanowił podarować mi na urodziny mój wymarzony samochód, mówił za siebie. Miałam tysiąc słów na języku, ale z jakiegoś powodu wydusiłam z siebie tylko jedno zdanie.

- Nie mam prawa jazdy.

- Co z tego? - odsunął mnie od siebie i złapał moją twarz w dłonie. - Teraz masz motywację żeby nie ociągać się ze zdawaniem jak Gavi.

- Ja tu nadal stoję - odchrząknął mój kuzyn, który istotnie stał jak słup, również nie potrafiąc uwierzyć w to, co właśnie się stało. - Przecież ona mieszka we Włoszech, po co jej samochód? A jeśli nie będzie chciała tu wrócić?

- Będzie chciała - odparł Pedro, patrząc mi prosto w oczy. Jego kącik ust podniósł się przy tym do góry. - Masz teraz kolejny powód, jakby było ich za mało.

- Przypominam, że za dwadzieścia minut zaczyna się nasz trening - wtrącił znowu Pablo, otwierając drzwi do swojej bryki. - Jedziesz ze mną czy zabierasz się tą fioletową puszką?

- Sam jesteś puszka! - odwróciłam się, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Mój nowy samochód stał się oficjalnie moim dzieckiem, którego zamierzałam bronić aż do chwili, gdy nie daj Boże właduję się nim w słup na drodze.

- A co to jest?

Wszyscy spojrzeliśmy w jedną stronę, gdzie stali moi rodzice i Valeria z Carlosem na czele. Wpatrywali się ze zmarszczonymi brwiami w mój prezent urodzinowy, mówiąc coś do siebie po cichu. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Pedro wyczuł to, bo pogładził mnie uspokajająco po ramieniu i posłał pogodny uśmiech.

- Mój nowy samochód - oświadczyłam, choć zabrzmiało to co najmniej żałośnie zwłaszcza, że moje plany zdawania prawka istniały na razie tylko w głowie. Z kolei pierwsza moja przygoda związana z włączeniem się do ruchu drogowego, która miała miejsce parę lat temu, skończyła się wjazdem na rondo od lewej strony więc mogłam tylko dziękować, że poza mną i moim zrozpaczonym ojcem nie było tam nikogo innego. - Prezent urodzinowy od.. - zawahałam się, zerkając na chłopaka obok mnie.

- No jasne. Pedro, prawda? - moja mama podeszła do nas z szerokim uśmiechem i wyciągnęła do niego dłoń, którą od razu uścisnął również zaskoczony tym gestem. - Tina wiele mi o tobie opowiadała. Nie mogliśmy się już doczekać kiedy poznamy cię osobiście.

Spłonęłam rumieńcem i odwróciłam wzrok. Mówią, że kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw i tak właśnie było w tym momencie bo z jakiegoś powodu nie pokwapiłam się żeby powiedzieć moim rodzicom o naszym zerwaniu. Cóż, może dlatego, że nastąpiło ono jeszcze zanim zdążyłam ich ze sobą poznać, co mogło wyglądać trochę głupio. Poza tym, nie potrafiłabym wytłumaczyć fali prezentów przychodzących do mnie w paczkach ilekroć nadażyła się do tego jakaś okazja.

- Ja państwa również - uśmiechnął się Pedri, ale jego uśmiech trochę zszedł gdy na przeciw wyszedł mu mój tata. Pewnie wciąż pamiętał jak ostrzegałam go, że to spotkanie może nie być łatwe i przyjemne. W prawdzie mężczyzna nie należał do szczególnie surowych, ale prawda jest taka, że był przeczulony na moim punkcie więc nie mogłam przewidzieć jak się zachowa poznając "mojego chłopaka".

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz