20. it's so sweet knowing that you love me

1.7K 75 104
                                    



- Korki?

- Są.

- Dwa ręczniki?

- Są.

- Szczoteczka i pasta do zębów?

- Są.

- Rogaliki z kremem pistacjowym?

- Dwie puszki, ukryte pod stertą chipsów bananowych.

- Dwadzieścia par majtek?

- Żartujesz? - Gonzalez oderwał wzrok od swojej walizki i spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Po co mi aż tyle? Zupełnie, jakbym miał dostać jakiejś giga sraczki.

- Nigdy nie wiesz. - wzruszyłam ramionami i skupiłam się ponownie na liście, którą sporządziłam z myślą o wyjeździe Pedro do Stanów. - Przezorny zawsze ubezpieczony. - dodałam, belferskim tonem zdanie, które zawsze powtarzała mi moja mama.

O ile wtedy nie przypuszczałam, że faktycznie przyda mu się te dwadzieścia par gaci, to poczułam prawdziwą satysfakcję gdy parę dni później w środku treningu z Lucią na siłowni otrzymałam telefon od Pedro z wiadomością, że dopadła ich potężna sraczka. W prawdzie Gonzalez mocno nie ucierpiał, ale jego zapasowe gacie ruszyły z pomocą mojemu kuzynowi, który cytując: "srał dalej niż widział". Z tego samego powodu mecz z Juventusem został odwołany, co przyjęłam z pewną ulgą, bo po wyczerpującym dniu ostatnie na co miałam ochotę, to zarywanie nocy i wstawanie o w pół do piątej.

- I wciąż nie wiecie co wam zaszkodziło? - dopytywałam, starając się ignorować umierającą ze śmiechu Lucię, która słysząc słowo "sraczka", wypuściła ciężarek z dłoni i zaczęła się dusić. - Pewnie te amerykańskie żarcie, mówiłam wam: nie ruszać tych tłustych burgerów tylko trzymać się diety!

- Hej, a co jeśli to wszystko przez te twoje rogaliki? - wykłócał się nieco urażony Pedro.

- Niemożliwe. - prychnęłam. - Obydwoje zjadaliście ich po dwadzieścia i nic wam nie było.

- To pewnie jakaś wirusówka. - westchnął, opadając na łóżko. - Mam nadzieję, że do meczu z Arsenalem wszyscy wydobrzeją. A nam zaczynają kończyć się już wolne kible...

- Wiesz, jakbyś potrzebował kolejnych dwudziestu par gaci to zawsze mogę ci wysłać. - uśmiechnęłam się krzywo, wywołując kolejny atak śmiechu Lucii.

- Bardzo śmieszne. - mruknął. - I przekaż Lucii, że też życzę jej pół dnia spędzonego na kiblu.

- Już go miałam jak raz w życiu skosztowałam twojej kuchni! - krzyknęła jego kuzynka, która wszystko usłyszała.

- Przekaż jej, że...

- Wystarczy. - zarządziłam, bo choć ludzi na siłowni nie było dużo, w naszym kierunku zaczęły spadać nieprzychylne spojrzenia. - Przesyłam dużo zdrowia i... papieru toaletowego? - tym razem i ja nie powstrzymałam się przed zachichotaniem. - W każdym razie do usłyszenia.

- Kocham cię. Pa.

Odłożyłam telefon na bok i przetarłam spocone czoło dłonią. Nie mam pojęcia kiedy Lucia stała się moim trenerem personalnym, ale prawdopodobnie pozwoliłam jej na to w momencie, gdy zaproponowała mi pokazanie paru przydatnych ćwiczeń na wzmocnienie tricepsów a ja się zgodziłam. Sądziłam, że po prostu zademonstruje mi je i da spokój, ale ona konsekwentnie pilnowała bym robiła je w odpowiedni sposób i od siebie dorzuciła jeszcze inne na barki, bicepsy i plecy twierdząc, że bez tego nie przetrwam sezonu. Cóż, nie żebym już wcześniej zawodowo  grała w siatkówkę...

- Jeszcze jedno powtórzenie! - klaskała dziewczyna, a ja miałam ochotę włożyć jej ten dziesięciokilogramowy ciężarek tam, gdzie słońce nie dochodzi. - Nie poddawaj się!

te quiero  || Pedri GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz