16. Wiem

109 7 0
                                    

Kiedy jest się dzieckiem, rodzice są dla ciebie autorytetem. Chcesz być tacy, jak oni i robić to, co oni. Kochasz ich i nawet nie zwracasz uwagi na to, jacy są naprawdę. W końcu to mama i tata.

Później przychodzi okres, kiedy rodzice to wstyd i już jesteś wielce dorosły, więc ich nie potrzebujesz. Mama zaprowadza cię do szkoły? O boże, co powiedzą koledzy!

Kolejny etap to zrozumienie. Zrozumienie, że oni chcą dobrze. Dociera do ciebie, że robią to co wydaje się być dla nich idealnym rozwiązaniem. Próbują cię chronić i kochać, jak tylko potrafią. Teraz to rozumiesz i doceniasz, a rodzice nagle nie są tacy źli.

U mnie to wyglądało całkowicie inaczej.

Kiedy zaczęłam już kumać życie, zastanawiałam się, dlaczego rodzice nie chcą mnie przytulać, kołysać na dobranoc, czy bawić się ze mną na placu zabaw. Dlaczego muszę mówić im "dzień dobry", a nie wpaść w ramiona? Dlaczego nie pytają co u mnie i nie lubią spędzać ze mną czasu?

Myślałam, że to ze mną jest problem. Myślałam, że jestem niepotrzebnym balastem w ich życiu i nie powinnam istnieć. Chciałam zniknąć i sprawić, żeby byli szczęśliwi.

W wieku sześciu lat chciałam wyskoczyć z okna w naszym domu. Raczej bym się nie zabiła, bo było za nisko, ale sam ten fakt przeraża mnie. W końcu, jak sześcioletnie dziecko może mieć myśli i czyny samobójcze? I tak, czyny, bo zrobiłabym to, gdyby nie Michael, który w ostatniej chwili mnie złapał.

Później zrozumiałam, że to nie moja wina, a ich. Zaczęłam nienawidzić rodziców, ale gdzieś w środku dalej miałam nadzieję, że ich nastawienie się zmieni.

Robiłam, to co musiałam i tak przetrwałam resztę czternastoletniego życia. Następnie zaczął się okres buntu, a raczej okres złych znajomości. Zakochałam się w chłopaku, który okazał się być całkowicie inny, niż myślałam na początku. Żyłam seksem, imprezami, alkoholem i narkotykami.

I uratować nie mógł mnie nikt, chociaż sama chciałam od tego uciec. Nie chciałam tych wszystkich zbliżeń i używek. Potrzebowałam miłości i zrozumienia.

Doprowadziło mnie to na taki skraj, że w końcu nie wytrzymałam. Moja granica została przekroczona i kiedy Christian mnie pobił, bo nie chciałam mu obciągnąć, po prostu chciałam się zaćpać.

Już by mnie tu nie było, gdyby nie to, że zrobiłam to w domu. Ktoś mnie znalazł, wezwał pogotowie i mnie odratowali. Tylko po to, żeby wpakować mnie do ośrodka dla uzależnień. Tam szybko się skapnęli, że nie potrzebowałam takiej terapii i przenieśli mnie do szpitala psychiatrycznego.

W nocy nie mogłam spać, bo po korytarzach roznosiły się krzyki obłąkanych osób. Bałam się chodzić na stołówkę, bo te skrajnie wychudzone anorektyczki miały taką pustkę w oczach, że czułam się, jakbym rozmawiała ze śmiercią. Bałam się tych pociętych osób, bo te rany były tak obrzydliwe, że było mi słabo. Po prostu bałam się tego cholernego szpitala psychiatrycznego.

Prosiłam, błagałam, żeby mnie wypuścili, ale przecież tam każdy tak robi. Mówiłam, że już nigdy nie będę chciała się zabić, ale pielęgniarki słuchały tego codziennie od dziesiątek osób. To było na nic.

Osoby wychodziły i przychodziły. Tygodnie mijały, a ja coraz bardziej traciłam siebie. Siedziałam sama ze sobą, nie miałam tam żadnych znajomych. Rozmawiałam tylko z Michaelem, który mógł przyjeżdżać w odwiedziny raz na tydzień i z pielęgniarkami.

W końcu zrozumiałam kolejną rzecz. Moja terapia nie wyglądała tak, jak większości osób. Powinnam siedzieć tam sześć tygodni, a mijał już dwunasty. Czułam się zagubiona i coraz bardziej przygnębiona.

Dotyk ErosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz