3.

147 33 75
                                    

Którejś nocy Michaś, zamiast jak zwykle obudzić się z uśmiechem, zaczął marudzić. Ola przytuliła go:
- No co jest, maluszku? - zaczęła do niego szczebiotać, ale nagle przerwała. Dziecko było rozpalone. Zmierzyła mu temperaturę: 39 stopni.

Przeraziła się. Zbiegła na dół z synkiem w ramionach i wpadła do rodziców:
- Mamo, tato! Michaś chory!

Nic nie pomagało; syropki przeciwgorączkowe i kąpiel w chłodniejszej wodzie tylko na chwilę obniżała temperaturę.
- Trzeba wezwać pogotowie - zdecydowała mama.
Po kwadransie dwóch ratowników medycznych wchodziło do mieszkania. Popatrzyli na dziecko, wypełnili dokumentację, zdecydowali:
- Zabieramy go do szpitala. Mama może jechać z dzieckiem w karetce, proszę wziąć niezbędne dokumenty.

Godzina spędzona na SOR była dla Oli trudnym doświadczeniem. A niektórzy czekali jeszcze o wiele dłużej. Nie wyobrażała sobie, jak można czekać wiele godzin, gdy człowiek boi się o dziecko.
Na szczęście lub nieszczęście, po prawie sześćdziesięciu minutach oczekiwania, badań i konsultacji lekarskiej, została skierowana z Michasiem na oddział.

- Proszę się nie martwić, zatrzymamy go tylko dlatego, żeby się przekonać, czy nie rozwinie się coś więcej. Po dwóch, trzech dniach wróci pani z dzieckiem do domu. - pocieszał ją lekarz.
Nie pamiętał jej pewnie, bo dlaczego miałby, ale ona od razu go poznała. To był ten sam młody mężczyzna, który zdiagnozował jej ciążę.

Tu w szpitalu był tak samo uprzejmy i spokojny, jak w przychodni. Wysłuchał jej uważnie, pochwalił, że bardzo czujnie zareagowała i poświęcił czas, żeby ją uspokoić.
- Zostanie pani z dzieckiem, przełożona pielęgniarek da pani izolatkę. Przynajmniej będzie pani miała względny spokój w nocy. - zdecydował.

Ola nie mogła zasnąć. W przeciwieństwie do Michasia, który, otrzymawszy silne leki przeciwgorączkowe, miarowo posapywał w łóżeczku. Żeby mu nie przeszkadzać, wyszła na korytarz.

Z dystrybutora stojącego w załomie nalała sobie wody. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest spragniona. Przysiadła na parapecie okiennym i poparzyła na wstający świt. Pomyślała, że ma za sobą chyba najgorszą noc w swoim życiu. Tak bardzo się bała, że Michasiowi stało się coś strasznego. Teraz, kiedy wiedziała, że oboje znajdują się rękach specjalistów, poczuła ulgę i zmęczenie.

- Nie powinna pani spać? I nabierać sił? Dziecku bardziej przyda się wypoczęta matka. - usłyszała. Odwróciła się: w drzwiach pobliskiego gabinetu stał ten młody lekarz, który wcześniej badał Michasia.

- Nie mogę. - odparła zgodnie z prawdą. - Za bardzo się bałam, a teraz...
- A teraz przyda się pani kubek mocnej i gorącej kawy. - odparł:
- Za pół godziny pielęgniarki zaczną dzień: mierzenie temperatury, rozdawanie leków, przygotowanie do obchodu. Teraz, gdyby nawet pani zamierzała usnąć, to się nie uda. Zapraszam do siebie, zrobię lepszą kawę niż z automatu - z udawaną pogardą wskazał pobliską maszynę.

Ola posłusznie weszła za nim. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Wcześniejszy strach i niedawny stres zaczęły zbierać żniwo: ledwo usiadła w fotelu w lekarskiej "dyżurce", poczuła, że oczy jej się zamykają. To było silniejsze od niej.

Lekarz patrzył z sympatią na zmęczoną Olę. Postawił przed nią kubek z gorącą kawą. Cicho, żeby jej nie obudzić.

***

Te kilka dni, które musieli spędzić w szpitalu nie okazały się tak straszne, jak w Oli wyobrażeniach. Michaś regularnie co kilka godzin dostawał leki przeciwgorączkowe i jakąś inhalację "na wszelki wypadek", badania krwi pokazały zmniejszającą się infekcję, dziecko było zadowolone, spokojne i nie przeszkadzał mu płacz dochodzący z innych pokoi.

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz