32.

71 21 26
                                    

- Znów się spotykasz z Mateuszem po zajęciach? - zapytała szeptem, żeby nie zwrócić uwagi prowadzącego zajęcia, koleżanka. Jedna z tych, z którymi dotąd Aleksa nawiązała bliższe relacje: wspólnie siadały w ławce, piły kawę, jadły obiad, plotkowały, spotykały się wieczorem.
Pokręciła głową. Mati nie dał znać, że będzie na nią czekał. Zresztą, rano też nie jechał do Białegostoku, a przynajmniej nic o tym nie wiedziała, więc telepała się piechotą i komunikacją publiczną.
"Mam dziś samotny wieczór. - pomyślała. - Szkoda..." - westchnęła.

Przyzwyczaiła się do tych białostockich spotkań, spacerów, piwa czy kolacji w towarzystwie dawnego narzeczonego. Zaczęła je traktować jako swoistego rodzaju randki.
Może niesłusznie, bo Mateusz, poza tamtym jednym "wybrykiem", do którego go w zasadzie zmusiła, wykazywał tylko zwykłe, przyjacielskie zainteresowanie i troskę.

Jeśli na spacerze brał ją za rękę, to tylko po to, żeby pomóc jej przejść przez kałużę, albo rozgrzać zimne palce; jeśli szli na kolację, to po to, żeby zaspokoić głód i porozmawiać.
Czasem, siedząc po drugiej stronie stołu, patrzyła na niego ukradkiem, podziwiając jego usta, oczy, lekki zarost na twarzy...
Znów chciała znaleźć się z nim w swoim pokoju, poczuć, że jego silne ręce ją obejmują a usta wypowiadają to czułe "Oluś" z jednoznacznym, namiętnym akcentem. Tęskniła za jego bliskością; za poczuciem bezpieczeństwa, jakie jej dawał samą swoją obecnością; za tym, że on po prostu był.

Ale mężczyzna nie robił niczego, co wykraczałoby poza zwykłą, przyjacielską znajomość. Wydawało się, że nie myśli już o niej tak, jak kiedyś. Chętnie i często z nią rozmawiał, ale o sprawach przyziemnych i codziennych  albo słuchał o jej przeżyciach. Czasem też opowiadał o swoich. Zupełnie tak, jak przez pierwsze dwa lata ich znajomości. A Aleksie brakowało odwagi, żeby znów spróbować przenieść tę znajomość na wyższy, bardziej osobisty etap.
Narobiła w życiu sporo głupstw. W pogoni za dorosłością i w poszukiwaniu szczęścia najpierw uwiodła Mateusza, później zachwyciła się Adamem, potem zostawiła obu...

"I co mam teraz zrobić?" - myślała, brnąc przez kałuże i śnieżne błoto do studenckiego hostelu. Nie miała ochoty dziś iść z nikim na piwo. Nawet na grzane. Wystarczająco nagadała się z koleżankami przy obiedzie i na przerwach. Coraz bardziej bolała ją głowa, oczy, gardło. Czuła się strasznie zmęczona. Miała dość: zimna, ciemna, tych regularnych wyjazdów na studia, nauki pomiędzy zjazdami, samotności...

"A może tak dać sobie spokój? - pomyślała. - Może studia nie dla mnie? Jeszcze gdybym mieszkała w Białymstoku, to może... Rano wstać, pojechać tramwajem czy autobusem te kilkanaście minut.... A nie dojeżdżać godzinę... I to jak mnie akurat Mateusz podrzuci.... Bo pociągiem i autobusem to ponad dwie...."

Nawet to, co jej się tak podobało na początku, że może wyjść z roli matki, córki i pracownicy i stać się na weekend tylko młodą studentką, przestało ją "rajcować". Stało się męczące. Listopadowe zimno i ciemno nie zachęcało do spacerów czy wypadów do kina a późnowieczorne posiadówki z kolegami z roku, mocno podlane piwem czy innym alkoholem sprawiały, że na porannych niedzielnych zajęciach była niewyspana i zniechęcona.

Poza tym, jesienne infekcje przetrzebiły koleżeństwo a wielu z tych, którzy byli na dzisiejszym zjeździe i poprzednim, kichali, prychali i nie wykazywali ochoty na pozajęciową integrację.
Zaś samotne siedzenie w pokoju już nie było tak atrakcyjne, jak wydawało się na początku.

Błoto pośniegowe okazało się zbyt śliskie dla jej butów. Po tym, jak dwukrotnie pośliznęła się na prostej drodze, za trzecim razem nie zdążyła wyhamować i upadła na pupę.

"Dobrze, że zaraz, w pokoju, będę mogła odpocząć. - pomyślała, wstając ostrożnie. - Ściągnę te wszystkie mokre ciuchy i wskoczę w piżamę. Odkręcę ogrzewanie na full, wezmę gorący prysznic, wygrzeję się i do rana mi przejdzie." - pomyślała.

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz