5.

126 28 83
                                    

Był zdenerwowany. Nic dziwnego, w ostatnich tygodniach taki stan stał się jego codziennym. Poza tym irytowało go głupie i przestarzałe, jego zdaniem, polecenie ojca.

Nie miał czasu na odwiedzanie zatęchłych miejsc, gdzie kurz pokrywał zużyte podręczniki. Nie bywał w bibliotekach, korzystał z ojcowskich zasobów lub z tego, do czego miał dostęp w internetowych bazach. Jako młodego i nowoczesnego prawnika, za jakiego się uważał, interesowały go przede wszystkim rzeczy aktualne: orzeczenia, sentencje wyroków, casusy prawne i precedensy. A te można było znaleźć w sieci.

Jeszcze na studiach zaglądał czasem do biblioteki wydziałowej, bo niektórzy wykładowcy wymagali podręczników, których nie było w internecie. Ale dzięki pracy poprzednich roczników studentów, którzy prawie każdą lekturę umieszczali w publicznych domenach, zdarzało się to rzadko. Raptem kilka razy.

Stąd jego awersja do bibliotek. Szczególnie w mniejszych miejscowościach. Pamiętał swoją bibliotekę szkolną: ciasną, gdzie regał stał na regale a przecisnąć się pomiędzy nimi było wyjątkowo trudno; rozlatujące się, do szczętu zaczytane lektury i jakieś książki przygodowe z lat komunizmu; bibliotekarka patrząca znad okularów, która wszystkim chłopakom próbowała podtykać "Tomki" Szklarskiego i "Pany samochodziki" Nienackiego, a dziewczętom - kolejne tomy "Ani z Zielonego Wzgórza". A potem jeszcze podpytywała, co im się najbardziej podobało. Koszmar!

Dlatego, gdy ojciec poprosił go o odbiór zamówionych książek z tej właśnie placówki, zareagował niechęcią. Ale wiedział, że przywiezie mu te tomiszcza. W końcu gdyby  ojciec nie przyszedł mu z pomocą, teraz jego sytuacja byłaby dużo gorsza niż jest.

- Zwykle zamawiam je mailem i odbiera moja asystentka. - mówił rano ojciec. - Ale tym razem nie może ... - skrzywił się:
- A ja nie chcę się tam pojawiać. W końcu puściliśmy w miasteczku wersję, że jestem słabszego zdrowia, tak?

***
O mało się nie wygadał. Nie lubił chodzić do biblioteki z powodu tej młodej, rzekomo matki dziecka Adama. Nie lubił jej widywać. Wtedy, przed prawie czterema laty, był przekonany, że dziewczyna próbuje usidlić chłopaka, więc postraszył ją i skutecznie zniechęcił do robienia szumu.

Teraz nie był już tak przekonany, że kłamała. Przyjrzał się ukradkiem dziecku i wydawało mu się bardzo podobne do Adasia z dzieciństwa. Czarny Bór był niewielki, więc zdarzało mu się widywać tę całą Olę, jak wędrowała z synkiem po miasteczku.
Im dziecko było starsze, tym bardziej miał wrażenie, że patrzy na młodego Adama.

Nadal uważał, że wtedy zrobił dobrze; wytrącił dziewczynie z ręki potencjalny argument za przymusowym ślubem, umożliwił synowi skończenie studiów, zrobienie aplikacji i rozłożenie zawodowych skrzydeł.

Oczywiście, gdyby okazało się, że młoda wpadła w jakąś patologię i dzieciakowi może stać się krzywda, wtedy musiałby jakoś zareagować. Ale nie było potrzeby.
"Młoda i tak sobie poradziła, bez wsparcia ojca dziecka" - myślał. Cynicznie, ale taki już był. Lata praktykowania jako adwokat uodporniły go na przejawy tzw. "dobrego serca". Od wszystkich ludzi poza własną rodziną spodziewał się przede wszystkim kłamstwa i nieuczciwości.

Ale teraz sytuacja się zmieniła i w kontekście tego, co usłyszał od syna, warto było trzymać rękę na pulsie. Z daleka. Dlatego odbiór książek z biblioteki zlecał asystentce, sympatycznej i otwartej kobiecie, która przy tych okazjach zawsze wdawała się z rozmowę z młodą matką.

A informacje, które uzyskała i wnioski, jakie wyciągnęła, przekazywała pryncypałowi, ciesząc się, że mecenas słucha jej wynurzeń z uwagą.

Dotąd nie zamierzał się angażować. Ale teraz, mając w pamięci to, co powiedział mu syn, postanowił umożliwić Adamowi zetknięcie z potencjalną matką jego dziecka.
"A potem niech się dzieje, co chce" - pomyślał.
Oczywiście, miał zamiar z daleka przyglądać się sytuacji i w razie czego interweniować.

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz