37.

98 20 37
                                    

Nie tak kiedyś wyobrażał sobie ten wigilijny wieczór. Miało być zupełnie inaczej. Ale w przeszłości wyszło jak wyszło, a teraz musiał  zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Tak, jak poradził mu Adam. Rywal? Sojusznik? Czy na pewno? Czy można wierzyć komuś, kogo uważa się za przeciwnika? Zaufać, że dobrze poradził?

Wtedy nie rozmawiali więcej o Oli. On nie podjął tematu, Adam go zmienił. Samochody, sport i polityka oraz życie społeczne zdominowały dalszą drogę. Mateusz ze zdziwieniem musiał przyznać, że Kawiński jest dobrym, ciekawym rozmówcą. Jego zblazowane spojrzenie na życie, w dużej mierze spaczone optyką bogatych klientów z dużego miasta, bardzo się zmieniło od czasu, gdy zajął się rodzinną kancelarią i poznał zwyczajne problemy zwykłych ludzi. 

W sanatorium zbadał starszego pana, który ucieszył się z jego przyjazdu:
- Bardzo dziękuję, doktorze, za troskę. - uśmiechnął się i zażartował:
- Dawno temu wygrany był ten, kto znał adres "mety", gdzie w środku nocy można było nabyć coś w rodzaju alkoholu. Teraz, po latach, w cenie jest prywatny numer telefonu do rodzinnego lekarza.

- Jak już zostałem rodzinnym lekarzem, to proszę mi mówić po imieniu. Mateusz jestem. - młodszy mężczyzna wyciągnął rękę, która prawnik skwapliwie uścisnął.

Uśmiechnęli się obaj. Mateusz przejrzał wyniki badań, skończył oględziny i stwierdził:

- Uważam, że może pan jechać na święta do domu, panie mecenasie. Proszę zdrowo żyć i oszczędzać się, ale z rozsądkiem. No i wrócić tu po Sylwestrze na kolejną turę pobytu. Dodatkowy miesiąc z pewnością nie zaszkodzi. A w miasteczku i w kancelarii Adam pana godnie zastępuje. Naprawdę, zostawił pan rodzinną spuściznę w dobrych rękach.

Obaj Kawińscy popatrzyli na niego: starszy z wdzięcznością, młodszy ze zdziwieniem. Adam nie był przygotowany na pochwały ze strony kogoś, kto go nie lubił i tego nie ukrywał. Ale docenił komplement, uśmiechając się uprzejmie.

Droga powrotna nie przysporzyła im kłopotów. Adam przywiózł ich do miasteczka w miarę szybko a Mateusz, po przyjęciu wylewnych podziękowań, wrócił do siebie. I zaczął myśleć.

W efekcie wczorajszych rozważań dziś ubrał się elegancko, zabrał kwiaty dla mamy Oli, butelkę dobrej whisky dla jej ojca, cykl książeczek o przygodach pirata Rabarbara dla Michasia i prezent dla Oli. Oraz duży makowiec, zrobiony tradycyjnymi metodami, który wczoraj podebrał siostrze.
Wziął też prezenty dla Michasia, które wczoraj na odchodne wcisnął mu młody prawnik:
- Na razie ty jesteś "tata Matuś" a ja "wujek Adam". Nie będzie tak wiecznie - rywal przestał się uśmiechać a w jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie:

 - Ale jeszcze przez chwilę może tak pozostać. Dopóki my, dorośli, się nie dogadamy. - powtórzył niedawną myśl. - Za wcześnie na razie na wspólne święta i niewygodne pytania. W tym roku wystarczy, jak pod choinką położysz mu prezenty od "wujka Adama". 

Kiwając głową z aprobatą nad (o dziwo!) mądrymi i wyważonymi sądami człowieka, którego jeszcze niedawno uważał za konkurenta do względów Oli, Mateusz ruszył do doskonale znanego mu domku przy ulicy Różanej.

***
"Raz kozie śmierć". - pomyślał, naciskając przycisk dzwonka przy furtce. Otworzyła mu starsza pani Radwańska. Najpierw się zdziwiła, a potem uśmiechnęła, zwalniając zamek:
- O, Mateusz! Dobrze, że jesteś! Zostaniesz dziś z nami! - zaprosiła go do środka.

Próbował się wymawiać, oświadczając, że on tylko na chwilę, żeby złożyć życzenia i zostawić prezenty, ale nie chciała tego słyszeć:
- Oczywiście, że zostaniesz na wigilię! Zaczynamy zaraz, bo Michaś wcześnie chodzi spać. Masz jakieś inne zobowiązania? - popatrzyła na niego bystro. - To pójdziesz później. A jeśli nie masz, to zostań z nami. Ola później zamierza iść na pasterkę, jeśli będziesz chciał, możesz jej potowarzyszyć....

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz