39.

74 18 25
                                    

Po fiasku poprzednich wyjazdów, Ola bała się, że coś im przeszkodzi w planowanym wypadzie do Warszawy: że Mateuszowi odwołają wolne, że Michaś się rozchoruje albo że pokłócą się, jak ostatnim razem. Trzymała więc kciuki.

Wyobraziła sobie, że jak już wyjadą, to w świątecznym nastroju stolicy w magiczny sposób uda im się rozwiązać wszystkie problemy. A te na razie trzymały się "szarej strefy", ale docelowo zagrażały dobru tego delikatnego i świeżego związku, który znów udało im się stworzyć.

A lista problemów narastała: nie dość, że w dalszym ciągu mieli do przepracowania przeszłość i oczekiwania wobec wspólnej przyszłości, to jeszcze pojawiały się kolejne, związane z pracą Mateusza.

Wtedy, gdy mężczyzna odebrał telefon od Nadii, w pierwszej chwili odsunęła się od niego. Co z tego, że on zaraz zakończył rozmowę, przytulił ją, choć leżała sztywna jak kłoda, i powiedział:

- Ola, skarbie, to był tylko telefon! Na nic się jeszcze nie zdecydowałem!

Ale nie uwierzyła mu. Pamiętała, z jakim ożywieniem i nadzieją wrócił za pierwszym razem ze Stanów. Zdawała sobie sprawę z tego, że taki wyjazd dla młodego lekarza z małego miasteczka to mocny punkt w karierze. I że Mateuszowi zależy na podtrzymywaniu kontaktów z Nadią.

Nie chciała psuć sobie wtedy nastroju i odłożyła wszelkie dyskusje na wyjazd do Warszawy. Wierzyła, że mając czas i przestrzeń, na spokojnie wszystko omówią i w jakiś magiczny sposób dojdą do porozumienia.

A w jaki? Kto ulegnie a kto przeforsuje swoją wolę? W to na razie nie wnikała. Była przekonana, że znajdą konsensus, satysfakcjonujący ich oboje.

***

Droga do Warszawy upłynęłaby im dużo szybciej, gdyby nie spore "korki" po drodze. Co kilkanaście minut się zatrzymywali, z jakiegoś bliżej nieznanego powodu, gdy samochody przed nimi stawały karnie jeden za drugim.

- Nie ma żadnego wypadku, nic nie tarasuje drogi, co się dzieje? - denerwował się Mateusz, w którego czasem, gdy siedział za kierownicą, wstępował mało wychowany zrzęda.

Przez te nieplanowane opóźnienia, zamiast wczesnym popołudniem, byli już po zmroku. I dzięki temu Ola przeżyła swoje pierwsze przyjemne wrażenie: latarnie uliczne były ozdobione świecącymi dekoracjami: kokardami, choinkami, bombkami.

- Aż przyjemnie się jedzie taką ulicą. - rozglądała się dookoła. - Wszędzie jasno, wesoło, naprawdę świąteczno - sylwestrowo.

Jeszcze tego samego wieczora poszli na Starówkę. Na Placu Zamkowym, pod Kolumną Zygmunta nadal stało zimowe miasteczko, gdzie można było zakupić noworoczne prezenty, napić się grzanego wina czy zjeść owoce oblane czekoladą. Zrobili to wszystko i jeszcze więcej, idąc pomiędzy straganami i podziwiając kolorowe wystawy.

Prym w zachwycie prezentowanymi towarami wiodła Ola a Mateusz zachwycał się widokiem zaróżowionej od mrozu dziewczyny, jej błyszczącymi oczami i rozchylonymi ustami. Pięknie wyglądała z rudymi włosami, rozrzuconymi na kołnierzu kurtki, przykrytymi zielono - niebieską czapką, którą dostała od niego w świątecznym prezencie.

Trzymał ją za rękę, bo był spory tłok pomiędzy straganami. Nie chciał, żeby się musieli szukać już pierwszego dnia. Kiedy już pokrzepili się "grzańcem", nacieszyli oczy kolorami ze straganów, wycofali się z miasteczka.

- Sporo różnego badziewia. Tyle, że kolorowego. - podsumowała dziewczyna. - A te góralskie serdaki, czapki i kapcie nawet ładne, ale nie mój styl. Piękne były te ręcznie tkane szale, ale strasznie drogie. Tak samo, jak bizuteria. - westchnęła. - Tamte zabawki drewniane były pomysłowe. Ale u nas są nie gorsze. A na pewno tańsze...

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz