Posłowie

79 12 9
                                    

Kochane!
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Historia Oli, Mateusza, Adama i ich znajomych też musiała dobiec końca.
Jak słusznie niektórzy zauważyli, jest lżejsza niż poprzednie cztery (druga seria i "Miłość na zakręcie"). Bo po tamtych potrzebowałam odpoczynku.

Miał być romans, wyszła, jak zwykle, obyczajówka. Trudno :) Ale wiem, z komentarzy, że podobała się i dobrze się czytała.
Wyszło trochę długo, czterdzieści parę rozdziałów. Ale tak musiało być.

Bohaterowie musieli dorosnąć, dojrzeć, porozumieć się. I ci, co mają niewiele ponad dwadzieścia lat, i ci, co mają trzydzieści. Postaci z moich powieści nie są idealne: postępują pod wpływem emocji, podejmują niekoniecznie słuszne decyzje, popełniają błędy i próbują je naprawiać. Jak w życiu :)

Dużo emocji u czytelniczek wzbudziła decyzja Oli, żeby nie mówić Adamowi o synu. Żeby nie zgłaszać w Urzędzie Stanu Cywilnego, że jest on ojcem Michasia.
Powszechnie uważa się (i tak też twierdziły czytelniczki), że Adam powinien wiedzieć. Taki też styl myślenia prezentowali ludzie ważni dla Oli: urzędniczka w USC, jej mama, Mateusz.

Z jednej strony mają rację. Dziecko ma prawo znać rodziców a dorośli powinni wiedzieć, że nimi są. Z drugiej jednak istnieje trend, żeby właśnie nie zgłaszać ojcostwa, jeśli ciąża nastąpiła w wyniku przypadkowego kontaktu (tak jak u Oli) albo gdy z ojcem dziecka trudno jest się dogadać.

Ojciec, zgłoszony w USC, ma prawo do współdecydowania o losach dziecka: nie tylko płaci alimenty, ale ma prawo wystąpić do sądu rodzinnego o widzenia z dzieckiem, o opiekę naprzemienną, wreszcie o ustalenie miejsca pobytu dziecka przy nim. Od niego zależy, czy dziecko otrzyma paszport, czy będzie mogło wyjechać za granicę.

Jeszcze niedawno musiał też wyrazić zgodę na wyrobienie dziecku dowodu osobistego i karty miejskiej, uprawiającej do poruszania się komunikacją publiczną (np. w Warszawie), teraz wystarczy do tego tylko jeden rodzic.

Ma prawo współdecydować o takich sprawach jak zapisanie dziecka do przedszkola czy szkoły, o wyborze placówki edukacyjnej, o leczeniu dziecka, o udzieleniu mu pomocy psychologiczno - pedagogicznej.

Prawna opieka rodzicielska, jak widzicie, niesie za sobą szereg decyzji, tych drobnych, podejmowanych każdego dnia i tych większych, o których myślimy raz na jakiś czas.
Jeśli rodzice są w dobrym związku lub mają zadowalające kontakty (jak Ola i Adam), decyzje w sprawie dziecka są podejmowane bezproblemowo: najczęściej robi to, za zgodą obojga, jedno z rodziców lub potrafią się oni porozumieć.

Ale wystarczy, że pomiędzy rodzicami źle się dzieje, i często ofiarą tych nieporozumień pada dziecko. Bo ojciec czy matka (statystycznie ojciec, ale nie chcę tu stygmatyzować), na złość drugiemu rodzicowi, odmówią: zgody na paszport, zapisania do szkoły, na zajęcia dodatkowe; zdarzają się też sytuacje, gdzie jedno z rodziców wyjdzie z dzieckiem na wakacje, a drugie zgłasza na policję porwanie.

Patologia? Zgadza się. I to pełną gębą. "Granie" dzieckiem, żeby dokuczyć drugiemu rodzicowi, to świństwo. Żeby nie powiedzieć gorzej. Ale zdarza się.
Pewnie każda z Was zna takie przypadki, ze swojego życia lub zasłyszane, i wiecie, o czym tu piszę.

Ola też z pewnością o nich słyszała. Zasugerował jej to również stary mecenas Kawiński. Dlatego, bojąc się odebrania Michasia, podjęła taką a nie inną decyzję w Urzędzie Stanu Cywilnego. Zabezpieczyła się na tyle, na ile potrafiła.
Adam, bez jej zgody, nie ma prawo do decydowania o sprawach Michasia.

Jeśli oboje uznają, że tak będzie dobrze, Adam będzie mógł dojść swoich praw w sądzie. Z pomocą Oli pójdzie mu to w miarę szybko i łatwo. Czy tak będzie? Czy dziewczyna mu na to pozwoli? Pewnie tak, wszak mają dobre kontakty. A nawet bardzo dobre :)

Ale gdyby Ola nie mogła Adamowi zaufać, może się na nic nie zgodzić i sprawa sądowa będzie się ciągnąć przez lata i z nie wiadomy skutkiem. Za to Mateusz, po ślubie z Olą, mógłby się starać o adopcję Michasia. I od tej pory byłby jego prawnym opiekunem.

Drugi opiekun prawny jest przydatny, choćby na wypadek, gdyby coś się stało z pierwszym. A decyzje odnośnie dziecka trzeba podejmować. Same wiecie, że nawet przy zwykłej wizycie lekarskiej musi być opiekun prawny dziecka. Nie mówiąc o wyrażeniu zgody na jakiekolwiek badania czy zabiegi.

Tyle na temat kontrowersyjnej decyzji Oli, z którą niektórym czytelniczkom trudno się było pogodzić.

Drugim problemem, który poruszyłam w powieści, jest niedopasowanie pod względem dojrzałości życiowej. Ola na początku powieści jest tak naprawdę dziewczynką. Prawnie dorosła od czterech lat, ale emocjonalnie na poziomie nastolatki. Nie miała okazji ani ochoty "wyszumieć się" na etapie szkoły średniej, bo była zbyt nieśmiała i spokojna, nie nabrała doświadczeń, więc pierwsza próba skorzystania z dorosłych rozrywek (alkohol, seks) skończyła się nieplanowaną ciążą.

Skutecznie wybiło ją to z rytmu sukcesywnego dorastania; musiała od razu wpaść w szereg obowiązków, do których ludzie dojrzewają latami. Same z pewnością wiecie, ile kobiet, dużo starszych niż Ola, powtarza: jeszcze nie jestem gotowa na dziecko, jeszcze muszę się pobawić, zrobić karierę, poznać świat i jego rozrywki.

Ola nie miała takiego luksusu. Musiała zająć się przede wszystkim tym maluszkiem, który nie pchał się na świat i którego nikt nie zapytał, czy chce się począć i urodzić. Decyzja została podjęta za niego. A dziecko ma prawo do poczucia bezpieczeństwa, do bliskich, którym może ufać, do spokojnego i beztroskiego życia.
Ola mu to zapewniła. Ale skupienie się na dziecku to jedno, a dojrzałość życiowa - to zupełnie coś innego.

Gdy zaczyna się akcja powieści, bohaterowie mają 22, 27 i 30 lat. Każde z nich jest na innym etapie życia: Ola na progu dorosłości, Adam już zaczął robić karierę, a Mateusz od kilku lat jest dorosły, dojrzały, spełniony zawodowo.
Dlatego każde z nich potrzebuje od życia czegoś innego: swobody i zabawy, wyszumienia się, łączenia pewnej już pozycji zawodowej ze swobodą w sferze prywatnej, stabilizacji rodzinnej. I to właśnie zostało pokazane. Różnica w oczekiwaniach od życia staje się kością niezgody pomiędzy Olą i Mateuszem i jest przyczyną dalszych, niekoniecznie przemyślanych, zachowań z jednej i drugiej strony.

Ola zaczyna się bawić i czuje, że to jej czas na odrobienie porcji "nastoletnich szaleństw", Mateuszowi zaś marzy się stabilizacja rodzinna: dom, żona, dzieci. Dlatego tak trudno im się porozumieć. Przysłowiowy kredyt na trzydzieści lat, który Mateusz zamierza wziąć a Olę przeraża, jest symbolem tej dzielącej ich różnicy. Podobnie, jak oczekiwanie kolejnych dzieci.

A jakby tego nie wystarczyło, dołączył do nich Adam, komplikując i tak trudną sytuację.

Która z Was czytała powstałe w międzyczasie opowiadanie "Cukierek albo psikus? Wybór Aleksy", wie, jak mogła się potoczyć dalsza historia Oli i Mateusza bądź Oli i Adama. Zadowalająco dla wszystkich, z pokazaniem, że czasami trzeba iść na kompromis w celu utrzymania dobrej relacji w związku czy rodzinie. O tym w jednej i drugiej historii mówi dojrzała Aleksandra, Mateusz, Adam i już dorosły Michał.

Pozwolę sobie przytoczyć jej słowa z tamtego opowiadania: "Warto szukać rzeczy dobrych" i "Najważniejsza jest miłość".
Ale żeby to zrozumieć, potrzeba czasu, dobrych doświadczeń życiowych i dojrzałości osobistej. A przede wszystkim chęci, żeby dostrzec to, co dobre i właściwe, nie pozwolić sobie tego stracić i pracować każdego dnia nad jego rozwojem i wzrostem.
"Samo się" nigdy nie zrobi.

Zachęcam te czytelniczki, które jeszcze nie znają "Wyboru Aleksy", do przeczytania tamtego opowiadania. To taki swoisty epilog "Miłości w bibliotece", a nawet dwa :)

Warto się przekonać, jak może się dalej potoczyć historia, która w niniejszej powieści kończy się romantycznym ślubem. I jednocześnie otwiera, jak w każdej bajce, ciekawość, co się będzie działo po słowach "żyli długo i szczęśliwie".

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz