7.

119 28 47
                                    

- A tego co tu znowu przyniosło? - mruknęła pod nosem, krzywiąc się, kiedy usłyszała gromkie "dzień dobry".

W ciągu ostatnich kilku dni miała wrażenie, że całe kilkutysięczne miasteczko skurczyło się do postaci jednego człowieka. Albo widziała Adama, albo słyszała, albo spotykała ludzi, którzy mieli coś do powiedzenia na jego temat.

Zupełnie, jakby jej organizm stał się jakimś radarem, wyczulonym na wyłapywanie wszelkich powiązań z młodym Kawińskim.

Irytowało ją to, bo każda wzmianka o Adamie powodowała dziwne reakcje jej ciała: szybsze bicie serca, nierównomierność oddechu, czasem drżenie rąk. Nie podobało jej się to. 

Szczególnie uparta na plotkowanie o nim była Magda, której młody mecenas wyraźnie wpadł w oko. Przez kilka dni wspominała tamtą środę, gdy mężczyzna przyszedł odebrać książki dla ojca.

Niestety, kiedy Ola już myślała, że koleżance znudziło się wałkowanie wciąż i dookoła tego samego, Adam znów przyszedł:

- Dzień dobry! - zaczął od progu. - Przyniosłem jedną z książek. Tata już jej nie potrzebuje. - oświadczył.

Oparł się łokciami o kontuar i popatrzył kpiąco na Olę. Podniosła wzrok:
- Nie musisz przynosić ich pojedyńczo. - zwróciła uwagę:
- Mamy umowę z mecenasem; jego asystentka przynosi wszystkie, gdy już nie są potrzebne.
- Ach, i tak się w domu nudziłem. Odwykłem od wakacji i teraz mam nadmiar wolnego czasu. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

"Faktycznie, naprawdę musi się nudzić, skoro zagląda do szkolnej biblioteki" - myślała.
Któregoś dnia Magda powitała ją bardzo emocjonującą opowieścią o wizycie Adama poprzedniego popołudnia:
- Ciebie już nie było; przyszedł i ucięliśmy sobie długą i miłą rozmowę. Chyba mu się podobam. - opowiadała.

Ola zdziwiła się. Lubiła Magdę, ale koleżanka była młodziutka; dopiero rok temu zdała maturę. I nie zamierzała się dalej kształcić, głośno twierdząc, że teraz zamierza poznać odpowiedniego faceta. I wyjść za mąż.
Dlatego zdaniem Oli nie pasowała do młodego mecenasa. I dziwiła się, że Adam gustuje w takich dziewczynach. Po tym, jak wtedy widziała obok niego tę elegancką blondynkę, podobno narzeczoną, Magda była szokującym kontrastem.

"Ale nie moja sprawa. - pomyślała. - Może właśnie takiej trzpiotki szukał? W końcu z tą blondyną podobno mu nie wyszło."
Adam przyszedł dwa dni później, akurat, gdy była sama. Panowała nad sobą, żeby się nie skrzywić na jego widok:
- Cześć! Magdy nie ma. - zaczęła od razu, chcąc się pozbyć chłopaka tak szybko, jak to możliwe.

Nie wiedziała, czemu na jego widok zawsze mocniej bije jej serce i zasycha w gardle. Składała to ma karb niechęci, jaką do niego czuła.
- Szkoda. - uśmiechnął się Adam, ale nie sprawiał wrażenia, że ta informacja go rozczarowała. - Ale skoro już tu jestem, chętnie założę sobie kartę biblioteczną. - zdecydował.

- Tutaj jest oddział dla dzieci i młodzieży, zbiory dla dorosłych mamy w drugiej części. - próbowała się go pozbyć:
- To są książki z naszej dawnej szkoły; jeśli korzystałeś wtedy z biblioteki, to wiesz, czym dysponujemy. Głównie lekturami.

- Nic nie szkodzi. - odparł. - Chętnie poczytam rzeczy, do których zaglądałem jako młody chłopak. Pamiętam, że w szkolnej biblio była niezła fantastyka i trochę sensacji.

Znów oparł się łokciami o kontuar i nie wyglądał, jakby zamierzał się gdziekolwiek ruszać:
- Co mam dać? Dowód osobisty? Jeden dokument wystarczy? Czy dołożyć jeszcze prawo jazdy? - klepnął się po kieszeniach.

Mimo irytacji, która ją ogarniała w kontakcie z Adamem, jego zdecydowana chęć założenia karty w dziecięcej części biblioteki była naprawdę śmieszna. Powstrzymała parskniecie.
- O, tak lepiej. Wreszcie przestałaś zaciskać wargi i pozwoliłaś im na coś w rodzaju uśmiechu. - mruknął z aprobatą:
- No to co mam wypełnić? - przypomniał.

Miłość w bibliotece / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz