6

1.1K 32 2
                                    

To był nasz ostatni dzień w Chorwacji. Spędziłyśmy go na oglądaniu przeróżnych pamiątek na straganach. O godzinie 20.15 miałyśmy samolot do Polski więc już o 15 siedziałyśmy w hotelu i próbowałyśmy się pakować, lecz nie zbyt nam to wychodziło.
Była 15.30, a my czekałyśmy na taksówkę, która zabierze nas prosto na lotnisko. Pan taksówkarz jechał tak szybko, że w pewnych momentach bałam się o własne zdrowie i życie ale ostatecznie wyszłyśmy z pojazdu całe i zdrowe.
Po przekroczeniu progów lotniska odrazu udałyśmy się na odprawę i inne takie. Było to strasznie nudne i męczące, ale jakoś musiałyśmy wrócić do domu.
Miałam dzisiaj strasznie zły humor, ponieważ chciałam zostać tam jak najdłużej i po prostu odciąć się od wszystkich, ale jednak obowiązki w Polsce czekają.
Po odprawie i załatwieniu inny spraw odnośnie wylotu wreszcie weszłyśmy do samolotu. Jedyne co chciałam w tamtym momencie zrobić to pójść spać ale jednak trzeba włączyć kamerę i gadać, czego dzisiaj chciałam uniknąć.
-Hejka! Właśnie wracam ze słonecznej Chorwacji, a stwierdziłam, że w drodze powrotnej zrobię mały challenge, a mianowicie nie będę mogła zginać łokci przez cały lot, a przy tym będę musiała robić przeróżne wyzwania! - Powiedziałam z udawanym entuzjazmem.
- Challenge zaczyna się od teraz, a pierwsze zadanie wydaje się być proste, ale wcale takie nie jest! - Zaczęłam z uśmiechem. - Zaczynam od zwykłego czesania włosów! - Dokończyłam biorąc szczotkę do ręki.
- Chyba wpadłam już na pomysł jak to zrobić. - Powiedziałam po czym postawiłam szczotkę na szybie samolotu i przyłożyłam do niej głowę latając w górę i w dół.
„Czesząc" włosy w ten sposób jeszcze bardziej je rozczochrałam, ale to nic bo teraz liczyło się to żeby zadanie było zaliczone.
Po wykonaniu innych i dziwnych zadań, które wymyśliła mi Zocha poszłam spać. Tylko tego mi brakowało przez cały dzień. Nie wiem dlaczego tak bardzo chciałam usnąć i odpocząć, przecież byłam szczęśliwa, więc nie chciałam uciec od problemów, prawda?
Obudziłam się kiedy już prawie byłyśmy na Warszawskim lotnisku. Bardzo niechętnie przetarłam oczy po czym ziewnęłam. Stwierdziłam, że to idealny moment aby włożyć do uszu słuchawki i odpłynąć w muzyce.
Ostatnio poznałam wspaniałego artystę jakim jest fukaj, a co za tym idzie włączyłam świeżą playlistę składającą się właśnie z jego piosenek. Nagle w moich uszach usłyszałam „Chaos"
„Ale nie bój się zmiany zdania
Każdemu w pewnym momencie zmienia się obraz rzeczywistości"
Nie mam pojęcia czy wszechświat chce mi coś przekazać, ale mam wrażenie, że coś w moim życiu niedługo ulegnie ogromnej zmianie.
Tak się zamyśliłam, że Zosia musiała mnie uszczypnąć żebym była znowu w pełni świadoma. Nie chciałam wracać do stanu gdzie wszystko jest takie szare, ponure i po prostu prawdziwe. Czy to znowu ten stan? Nieważne...
Wysiadłyśmy z samolotu i stwierdziłyśmy, że pójdziemy odebrać walizki. Jak pomyślałyśmy tak zrobiłyśmy i udałyśmy się do miejsca gdzie takowe można przyjąć z powrotem.
Odebrałam swój bagaż i odrazu ruszyłam do sklepu po te cholerne napoje ekipy. Japierdole jak mi się tego nie chciało robić. No cóż sama chciałam więc już się nie zawrócę. Weszłyśmy do pierwszego lepszego sklepu, który był uliczkę dalej w poszukiwaniu napojów ekipy. Już w pierwszym sklepie dostrzegłam napoje więc bez zastanowienia kupiłam 5 sztuk.
Po wyjściu ze sklepu udałyśmy się do jakiegoś parku, w którym jak się okazało było tylko jakieś starsze małżeństwo. Para zmierzyła nas wzrokiem od góry do dołu, ale nie przejęłyśmy się tym zbytnio.
Ruszyłyśmy na jedną z wolnych ławek i Zosia włączyła kamerę, a ja zaczęłam gadać.
- Dobra słuchajcie mam tutaj 5 napoi ekipy i teraz wypije je wszystkie na raz! - Powiedziałam a starsza para popatrzyła na mnie jakbym groziła im nożem.
Jak powiedziałam tak też zrobiłam więc wzięłam się za otwarcie pierwszego napoju o smaku truskawki.
Był strasznie słodki i to totalnie nie moje smaki, ale starałam się tego nie pokazywać.
Po wypiciu truskawki odrazu zabrałam się za cytrynę, która również była słodka ale nie aż tak jak poprzedni smak. No w skrócie dało się to pić.
Drugi, a zarazem ostatni truskawkowy napój wypiłam w następnej kolejności, ponieważ nie chciałam męczyć się z nim pod koniec. Później były tylko cytrynowe także było PRAWIE spoko.
Opróżniłam wszystkie puszki, zdałam z tego relację i pożegnałam się do kamery z nadzieją, że ktoś w ogóle obejrzy ten film.
Zamówiłam ubera po czym pożegnałam się z Zosią i wsiadłam do pojazdu, na którego musiałam czekać mniej więcej 5 minut.
Pan kierowca był chyba jakiś naćpany albo coś w tym stylu bo jechał dosłownie slalomem ale jakoś zbytnio się tym nie przejęłam i już po 10 minutach drogi byłam w domu.
Po przekroczeniu progu odrazu pobiegłam na górę i wskoczyłam pod prysznic.
Podczas kiedy stałam pod strumieniem przez głowę przeszła mi myśl, że chyba nie nadaje się do tej branży, bo jestem już tak zmęczona, a to zaledwie kilka dni.
Stałam pod prysznicem jeszcze jakieś 30 minut i rozmyślałam nad wszystkim. Chociaż nie, totalnie nie wiem ile stałam pod wodą, ponieważ totalnie straciłam poczucie czasu, ale po moich jakże sparciałych palcach mogłam wywnioskować, że było to dość dużo.
Kiedy wreszcie udało mi się wyjść z pod prysznica od razu ruszyłam do pokoju po piżamę. Przebrałam się w wygodny ciuch i ruszyłam w stronę komody. Z jednej z szuflad wyjęłam paczkę papierosów i najtańszą zapalniczkę z jakiegoś osiedlowego sklepiku.
Szybkim ruchem otworzyłam okno dachowe i dzięki niemu niemal odrazu znalazłam się na dachu.
Kiedy zaciągałam się świeżo odpaloną używką usłyszałam, że drzwi od mojego pokoju otwierają się. Pomyślałam, że to któreś z mojego rodzeństwa, ponieważ rodzice nigdy nie zaglądali do mojego pokoju.
- Emma do cholery jasnej co ty odpierdalasz?! - Usłyszałam tylko ostry głos matki. Ze strachu przed nią nic nie odpowiedziałam.
- Złaź mi w tym momencie z tego dachu i marsz do salonu! - Krzyknęła. Nie, ona nie krzyknęła. Ona się wydarła.
Nie zdołałam nic odpowiedzieć, ponieważ usłyszałam głośny trzask moich drzwi, wywnioskowałam po tym, że moja rodzicielka już wyszła. Nie chciałam schodzić na dół, bo wiedziałam co będzie mnie tam czekało, jednak musiałam.
Nie chętnym krokiem weszłam do salonu gdzie czekał ojciec z moją paczką papierosów.
- Nawet nie będę nic mówił. - Wydusił w końcu odsłaniając twarz, która cały czas przykryta była ręką. - Odwróć się i podwiń tą jebaną bluzkę. - Powiedział jakby chciał być spokojny, ale nie udało mu się to.
Jak powiedział tak zrobiłam. Usłyszałam tylko odgłos zapalniczki i szybkie zaciągnięcie się.
Po paru sekundach mój ojciec lekko dotknął używkę, aby z tej spadł żar. Prosto na moje plecy.
Wydałam głośne syknięcie. Tak cholernie piekło.
Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.
Kiedy parę razy strzepał żar wiedziałam, że papieros jest już prawie wypalony.
Mój ojciec przestał się zaciągać, a ja znowu usłyszałam zapalniczkę. Po chwili płomień dotknął mojej skóry. Wydałam z siebie krótkie piśnięcie jednak wiedziałam, że nie mogę go za prędko przerwać. Ojciec kochał patrzeć na to, jak dzieje mi się krzywda, i to z jego strony.



OD AUTORKI~~~~ 💞
Hejkaa! Na wstępie bardzo chciałabym was przeprosić za to, że w sierpniu nie było żadnego rozdziału. Tak jak wspominałam niestety nie miałam czasu na pisanie, a również jestem w złym stanie psychicznym także te dwie rzeczy idealnie łączą się obym utraciła wenę i nie miała chęci pisać. Przeszło mi przez myśl aby usunąć książkę, ale szybko wyrzuciłam ten pomysł z głowy. Przepraszam za wszystkie błędy jeśli takie znajdziecie. Do zobaczenia w następnym rozdziale!

1200 słów! ❤️

Zachęcam do dawania gwiazdek ❤️✨

Right person, wrong time... |Oliwier Kałużny|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz