Rozdział 15

4.9K 124 9
                                    

George

- Dzięki że się ją zaopiekowałeś.- wystawił w moją stronę marynarkę.

Marynarkę którą dałem Sophii.

Zaopiekowałem.

Tak. Zaopiekowałem się nią.

- A.- złapałem za nią i rzuciłem w stronę kanapy.- Nie ma za co.- wymamrotałem.

- Słyszałem że zainwestowałeś w klub.- Dylan usiadł niedaleko mnie.

- Dobrze słyszałeś.- wymamrotałem pod nosem.

- Jak ci idzie?- zapytał z ciekawości.

- Jest dobrze, po prostu go przejąłem.- wzruszyłem ramionami.

- Rozumiem.- zabrał się za swoją prace.

Również wbiłem swoje spojrzenie w laptop i próbowałem pracować dalej. Ale nie mogłem się skupić. Moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół córki Dylana.

Wyobrażałem sobie ją wijąca się w moim łóżku. Jej różowe usta i piękne długie blond włosy. Jasne zielone oczy i szczupła szyja na której uwielbiam zaciskać swoje palce. Przypomniałem sobie jej niewinną twarz gdy to robię.

Siedzisz obok jej ojca, ogarnij się George.

- Pan Martinez?- do środka weszła kobieta w długiej spódnicy i białej bluzeczce.- Ktoś do pana.- wskazała na osobę która właśnie weszła do środka.

Virginia.

Każdy w pomieszczeniu podniósł wzrok na kobietę.

- Uu.- Vince poruszył brwiami.

- Zamknij się.- wstałem ze swojego fotelu.

Ruszyłem w stronę kobiety i złapałem ją nad łokciem. Ciągnąłem ją w stronę mojego biura. Zamknąłem za nami drzwi.

- Zapomniałeś wziąć lunchu.- wyciągnęła z torebki pudełko.

- Zjadłbym coś na mieście.- burknąłem w odpowiedzi.- Przyszłaś tylko po to?- zapytałem patrząc prosto w jej brązowe oczy.

- No tak.- wepchała mi pudełko do rąk.

- Chyba coś ustaliliśmy.- pokręciłem głową.

- Uspokój się, przyniosłam ci tylko lunch.

- Czemu nie umiesz trzymać się naszych zasad?- odłożyłem plastikowe pudełko na biurko.

- Naszych zasad?- prychnęła.- Twoich zasad, ty sobie tak zażyczyłeś i ja mam się tego trzymać?- postawiła kilka kroków w stronę mojego biurka.

Obszedłem biurko w koło i stanąłem za fotelem by pozostać z nią na odpowiednią odległość.

- To nie jest rozmowa na teraz. Prosiłem cię byś się nie pojawiała w miejscach tak jak moja praca lub tam gdzie spędzam wolny czas.- oparłem łokcie na fotelu.- Ja przecież też nie przychodzę do twojej pracy i nie przeszkadzam ci w lekcjach.- wymamrotałem.

- Chciałam tylko by było jak kiedyś.- wygięła się wargi w smutnym uśmiechu.

- Virginia, ile razy mam ci to powtarzać?- złapałem się za głowę.- Nie będzie tak jak kiedyś.- powiedziałem stanowczo.

- Byliśmy zaręczeni, mamy nasz wymarzony dom, wymarzone prace, wszystko jest tak jak powinno, tylko nie my.- westchnęła.

- To sobie miej ten wymarzony dom i pracę, wiesz mam to głęboko gdzieś.- warknąłem wściekły.- Mam tego wszystkiego już dość.- pokręciłem głową.- Za każdym razem jak na ciebie patrzę, widzę was w naszym łóżku.- obrzydzenie wpłynęło na moją twarz.

- George.

- Masz takie szczęście że mieszkasz jeszcze pod moim dachem, każdy inny normalny facet wystawiłby cię za drzwi.- odwróciłem się w stronę okien.- A ty czym mi się odwdzięczasz?- zapytałem.- Łamaniem moich zasad, dopierdalaniem się w nie swoje sprawy i jeszcze masz odwagę wypominać mi że to ja sypiam z byle kim i cię nie szanuję.- parsknąłem z niedowierzaniem.- Wiesz co Virginio, wyjdziesz stąd i pojedziesz do mojego domu spakować się.- powiedziałem po chwili ciszy.- Wieczorem cię tam już nie chcę widzieć.- dodałem.

- Ja...- zawahała się.- Ja tylko ci przyniosłam lunch.- zerknęła na pudełko.

- Nie udawaj niewiniątka.- podniosłem swój podbródek.-Dobrze znam twoje zagrania i już więcej się nie dam na nie nabrać.- obszedłem biurko.

Przyjrzałem się uważnie brązowym oczom kobiety którą kochałem przez grube lata.

Łzy zbierały się w kącikach jej oczach.

Wcale mnie nie kochała.

Kochała moje pieniądze.

- Już dawno powinienem był to zrobić.

Zanim poznałem Sophie.

To nie tak że teraz będę z nią planować swoją przyszłość.

Ja nadal chcę by przede mną uklęknęła. Pewnie po tym dam sobie z nią spokój.

Ale Sophia spełnia moje oczekiwania które mam ku kobiet.

A Virginia to jej przeciwieństwo. Zamknęła mnie w klatce i mną manipulowała.

Ominąłem kobietę i ruszyłem do biura w którym kilka minut temu byłem.



__
Rozdział 15

Dangerous beautyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz