Rozdział 28

4.1K 128 20
                                    

George

Opadłem na kolana przed nią. Odsłoniłem pasma jej blond włosów z przed jej twarzy. Miała na sobie tylko brudną szmatę która prawie nic nie zakrywała.
Dudniało mi w uszach.

- Skarbie.- zaszlochałem.

Łzy spływały po moich policzkach.

Była zimna jak kostka lodu. Leżała na betonie i marzła. Złapałem jej dłonie w swoje i próbowałem jakkolwiek ogrzać. Nie oddycha. Serce nadal biło ale nie tak rytmicznie jak powinno.

- Kochanie.- wyszeptałem.- Nie rób mi tego.- mój głos się załamał.

Ściągnąłem swoją marynarkę i otuliłem jej drobne ciało.

- Nie zostawiaj mnie samego.- wyszeptałem.

- Ściągaj kurtkę..- warknąłem na Nicka.

Rzucił w moją stronę kurtką a Jacob ściągnął swoją marynarkę. Jej ciało nie reagowało na nic. Przyłożyłem swoje usta do jej i zacząłem resuscytację. Nie trwało długo a blondynka zaczęła oddychać. Jednak nadal się nie poruszała.

- Czysto?- zapytałem podnosząc blondynkę.

- Tak.- Jacob podszedł do mnie i pomógł mi w ubraniu jej kurtki na moją marynarkę. Jej głowa przyległa do mojego ramienia.

Zacząłem biec w stronę wyjścia. Kurwa. Czterdzieści minut nam zajęło dojście tutaj. Sophia tego nie dożyje.

- Jak tylko znajdziesz zasięg to dzwoń na pogotowie.- krzyknąłem do chłopaków.

Przede mną biegło kilka moich ludzi a za mną reszta. Nie wiedziałem jak mam opisać uczucia które teraz we mnie tkwiły. Za dużo emocji. Ale najbardziej to się martwiłem. Martwiłem się o jej życie. To nie było dobrze że z nią biegłem ale nie widziałem innego wyjścia. Przede mną wyskoczył mężczyzna z nożem. Kaptur zakrywał jego twarz. Złapał Sophie i próbował ją ode mnie wziąć. Sprzedałem mu kopniaka w brzuch a za sobą usłyszałem strzał.
Opadł na ziemie a głową uderzył o beton.

Przyspieszyłem swój bieg. A za sobą usłyszałem jak Nick rozmawiała przez komórkę. Dzwonił po karetkę. Przyłożyłem dłoń do głowy dziewczyny.

Warga mi zadrżała a łzy znów zbierały się w kącikach moich oczu.

- Macie ją?- głos Dylana dobiegł do mojego ucha. Wyciągnąłem słuchawkę z ucha i poprawiłem Sophie we swoich rękach. Próbowałem poczuć czy oddycha i czy serce bije ale nie mogłem przez swój własny oddech.

- Zatrzymajcie się.- warknąłem.

Gdy sprawdziłem oddech i bicie serca mogliśmy dalej ruszać.

- Pomóc ci?- zapytał Nick.

- Dam radę.- przycisnąłem ją do swojego ciała.

- Jesteśmy w połowie.- oświadczył Robert.

- Czekają na nas przy wejściu.- wydukał Nicholas który biegł pierwszy.

Miał racje gdy dobiegliśmy do końca stali tam w dziesiątkę. Każdy z nich miał kaptur założony i broń.

Przycisnąłem Sophie do swojego ciała. Moi ludzie wyciągnęli swoje bronię i wtedy rozpoczęli walkę. Strzały rozbrzmiały się na całe podziemie. Gdy byli zajęci sobą ja wymknąłem się i przeszedłem w ciemny kąt. Odnalazłem tam schody i prędko na nie wszedłem. Nick i Jacob mi towarzyszyli.

Schodów było ogromnie dużo.

- Karetka już jest.- powiadomił Nick.

Pokręciłem głową. Coś mi się nie zgadzało.

Wdrapywaliśmy się po schodach. Przy wejściu spotkałem chłopaków w neonowych opakowaniach. Przejęli ode mnie Sophie a ja razem z nimi wepchnąłem się do karetki. Nie mieliśmy dużo czasu się kłócić. Pielęgniarka w środku zaczęła badać Sophie.

- Jest źle.- powiedziała.- Serce nie bije.- oświadczyła.

**

Oparłem swoje łokcie na kolanach i trzymałem się za głowę. Powieki miałem przymknięte. Nie mogłem uspokoić swoich myśli. Przetarłem swoje oczy i podniosłem wzrok. Na korytarzu szpitalnym znajdowało się kilka osób. Wypuściłem swoją wargę z uścisku. Wstałem z krzesła i ruszyłem do toalety.
Załatwiłem to co musiałem i umyłem ręce. Przyjrzałem się w lustrze. Oczy ledwo otwarte i czerwone. Twarz miałem pod kolor pomidora. Wyglądałem na prawdę okropnie. Wróciłem na korytarz i znowu usiadłem na krześle przed salą w której znajdowała się Sophia. Już spędziłem na tym krześle sześć godzin.

- Już coś wiadomo?- spytałem pielęgniarki.

- Narazie nie. Może niech pan wróci do domu i się położy?- zapropnowała.

- Nie.- zaprzeczyłem odrazu.

- Wygląda pan na zmęczonego, musi się pan przespać.- stwierdziła.

- Powiedziałem już nie.

- Możemy panu znaleźć tutaj łóżko.- rozejrzała się po korytarzu.

- Nie.- zmarszczyłem brwi.- Zajmijcie się Sophią a nie mną.- warknąłem.

- No dobrze.- westchnęła.

Z sali wyszedł lekarz a ja jak sparaliżowany wstałem na równe nogi.

- Panie Martinez.- skinął głową na mnie.

- Dzień dobry.- wydukałem zastanawiając się która jest godzina. Zerknąłem na swój rolex. 6 rano.

- Przykro mi, jest mała szansa że Sophia Scott przeżyje.


__

Rozdział 28

Dangerous beautyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz