George
Opadłem na kolana przed nią. Odsłoniłem pasma jej blond włosów z przed jej twarzy. Miała na sobie tylko brudną szmatę która prawie nic nie zakrywała.
Dudniało mi w uszach.- Skarbie.- zaszlochałem.
Łzy spływały po moich policzkach.
Była zimna jak kostka lodu. Leżała na betonie i marzła. Złapałem jej dłonie w swoje i próbowałem jakkolwiek ogrzać. Nie oddycha. Serce nadal biło ale nie tak rytmicznie jak powinno.
- Kochanie.- wyszeptałem.- Nie rób mi tego.- mój głos się załamał.
Ściągnąłem swoją marynarkę i otuliłem jej drobne ciało.
- Nie zostawiaj mnie samego.- wyszeptałem.
- Ściągaj kurtkę..- warknąłem na Nicka.
Rzucił w moją stronę kurtką a Jacob ściągnął swoją marynarkę. Jej ciało nie reagowało na nic. Przyłożyłem swoje usta do jej i zacząłem resuscytację. Nie trwało długo a blondynka zaczęła oddychać. Jednak nadal się nie poruszała.
- Czysto?- zapytałem podnosząc blondynkę.
- Tak.- Jacob podszedł do mnie i pomógł mi w ubraniu jej kurtki na moją marynarkę. Jej głowa przyległa do mojego ramienia.
Zacząłem biec w stronę wyjścia. Kurwa. Czterdzieści minut nam zajęło dojście tutaj. Sophia tego nie dożyje.
- Jak tylko znajdziesz zasięg to dzwoń na pogotowie.- krzyknąłem do chłopaków.
Przede mną biegło kilka moich ludzi a za mną reszta. Nie wiedziałem jak mam opisać uczucia które teraz we mnie tkwiły. Za dużo emocji. Ale najbardziej to się martwiłem. Martwiłem się o jej życie. To nie było dobrze że z nią biegłem ale nie widziałem innego wyjścia. Przede mną wyskoczył mężczyzna z nożem. Kaptur zakrywał jego twarz. Złapał Sophie i próbował ją ode mnie wziąć. Sprzedałem mu kopniaka w brzuch a za sobą usłyszałem strzał.
Opadł na ziemie a głową uderzył o beton.Przyspieszyłem swój bieg. A za sobą usłyszałem jak Nick rozmawiała przez komórkę. Dzwonił po karetkę. Przyłożyłem dłoń do głowy dziewczyny.
Warga mi zadrżała a łzy znów zbierały się w kącikach moich oczu.
- Macie ją?- głos Dylana dobiegł do mojego ucha. Wyciągnąłem słuchawkę z ucha i poprawiłem Sophie we swoich rękach. Próbowałem poczuć czy oddycha i czy serce bije ale nie mogłem przez swój własny oddech.
- Zatrzymajcie się.- warknąłem.
Gdy sprawdziłem oddech i bicie serca mogliśmy dalej ruszać.
- Pomóc ci?- zapytał Nick.
- Dam radę.- przycisnąłem ją do swojego ciała.
- Jesteśmy w połowie.- oświadczył Robert.
- Czekają na nas przy wejściu.- wydukał Nicholas który biegł pierwszy.
Miał racje gdy dobiegliśmy do końca stali tam w dziesiątkę. Każdy z nich miał kaptur założony i broń.
Przycisnąłem Sophie do swojego ciała. Moi ludzie wyciągnęli swoje bronię i wtedy rozpoczęli walkę. Strzały rozbrzmiały się na całe podziemie. Gdy byli zajęci sobą ja wymknąłem się i przeszedłem w ciemny kąt. Odnalazłem tam schody i prędko na nie wszedłem. Nick i Jacob mi towarzyszyli.
Schodów było ogromnie dużo.
- Karetka już jest.- powiadomił Nick.
Pokręciłem głową. Coś mi się nie zgadzało.
Wdrapywaliśmy się po schodach. Przy wejściu spotkałem chłopaków w neonowych opakowaniach. Przejęli ode mnie Sophie a ja razem z nimi wepchnąłem się do karetki. Nie mieliśmy dużo czasu się kłócić. Pielęgniarka w środku zaczęła badać Sophie.
- Jest źle.- powiedziała.- Serce nie bije.- oświadczyła.
**
Oparłem swoje łokcie na kolanach i trzymałem się za głowę. Powieki miałem przymknięte. Nie mogłem uspokoić swoich myśli. Przetarłem swoje oczy i podniosłem wzrok. Na korytarzu szpitalnym znajdowało się kilka osób. Wypuściłem swoją wargę z uścisku. Wstałem z krzesła i ruszyłem do toalety.
Załatwiłem to co musiałem i umyłem ręce. Przyjrzałem się w lustrze. Oczy ledwo otwarte i czerwone. Twarz miałem pod kolor pomidora. Wyglądałem na prawdę okropnie. Wróciłem na korytarz i znowu usiadłem na krześle przed salą w której znajdowała się Sophia. Już spędziłem na tym krześle sześć godzin.- Już coś wiadomo?- spytałem pielęgniarki.
- Narazie nie. Może niech pan wróci do domu i się położy?- zapropnowała.
- Nie.- zaprzeczyłem odrazu.
- Wygląda pan na zmęczonego, musi się pan przespać.- stwierdziła.
- Powiedziałem już nie.
- Możemy panu znaleźć tutaj łóżko.- rozejrzała się po korytarzu.
- Nie.- zmarszczyłem brwi.- Zajmijcie się Sophią a nie mną.- warknąłem.
- No dobrze.- westchnęła.
Z sali wyszedł lekarz a ja jak sparaliżowany wstałem na równe nogi.
- Panie Martinez.- skinął głową na mnie.
- Dzień dobry.- wydukałem zastanawiając się która jest godzina. Zerknąłem na swój rolex. 6 rano.
- Przykro mi, jest mała szansa że Sophia Scott przeżyje.
__
Rozdział 28
CZYTASZ
Dangerous beauty
RomancePrzyjaciel mojego ojca i facet mojej nauczycielki. Zakazany romans Różnica wieku Zapraszam do czytania❤️