Rozdział 25

4.3K 117 13
                                    

George

Zasapałem powietrze i śledziłem wzrokiem Dylana. Chodził po moim domie w poszukiwaniu swojej córki. Pierdolił pod nosem jaki to ja nie jestem przyjaciel. Serce mi łomotało w piersi.

- Nie ma jej tu.- stałem w wejściu do salonu.

- Tak?- podniósł jedną brew.

Przywarł do mnie i złapał mocno za moją koszulkę. Był ode mnie mniejszy wiec gdy znalazł się przede mną musiałem spojrzeć w dół. Warczał coś pod nosem. Rzucił mi kilka gróźb. Klata mu się unosiła i opadała. Mięśnie na policzku mu drgnęły. Puścił mnie i szybkim krokiem ruszył do schodów.

Próbowałem, starałem się nie okazać ani trochę stresu. Chociaż w środku cały drżałem. Policzek mnie nadal piekł. Uderzył mnie gdy go nie chciałem wpuścić do środka. Prędko ruszyłem za nim, bojąc się o Sophie.

Przecież jak on ją tam zauważy, nagą w moim łóżku.
Wparował do pierwszych drzwi. Łazienka była pusta. Później następne. Była sypialnia Virginii.

Przeszedł dalej i stanął przed drzwiami do mojej sypialni. Wparował do środka a ja odrazu za nim. Serce chciało mi wyskoczyć z środka. Czułem jego bicie aż w uszach. Dylan wszedł w koszulkę która leżała na ciemnej podłodze. Prychnął coś pod nosem. Kołdra była w nieładzie. Ale nie było tam Sophii. Mój wzrok odrazu powędrował w stronę garderoby. Dylan do niej wszedł ale nie było tam blondynki.

Ugryzłem się w środek policzka i rozejrzałem się po pokoju. Dylan już wyszedł z sypialni a ja nadal tam stałem. Wyszedłem z sypialni i zauważyłem że Dylan był już na tyle sfrustrowany że chciał się poddać. Ugryzłem środek swojego policzka i patrzyłem prosto na faceta który zmierzał w moją stronę.

- Trzymaj się od niej z daleka!- krzyknął mi prosto w twarz. Wskazywał na mnie palcem wskazującym.

Nie odpowiedziałem.

- Bo jeśli jeszcze raz dotkniesz mojej córki, bez jej zgody, to wylądujesz w więzieniu.- zagroził.

- Bez jej zgody?- moje brwi powędrowały ku górze.

Usta mu drgnęły.

- Po pierwsze weź ten palec.- spojrzałem z obrzydzeniem na palca przed moim nosem.- A po drugie, pamiętaj że pracujesz dla mnie i mogę cię dwoma słowami wywalić z biura.- podniosłem podbródek ale nie zrywałem z niego wzroku.

- Dużo nie będziesz miał do powiedzenia za kratami.- prychnął.

Nie chciałem go do niczego prowokować ale chciałbym teraz coś powiedzieć. Ale tego nie zrobię. Mam jeszcze mózg.

- Moja córka nie jest dla ciebie.- powiedział pewny.- Czego w tym zdaniu nie rozumiesz?- burknął.

- Gówno masz do powiedzenia.- nie mogłem się powstrzymać.- Jeśli Sophia będzie chciała to do mnie będzie przychodzić, przynajmniej jej nie wywalę ze swoje domu tak jak ty.- powiedziałem pewny.

Rzucił się na mnie. Cofnąłem się o krok a on wymierzył pięścią w moje oko. Złapałem jego nadgarstek i wykręciłem go tak że aż padł na podłogę.

- Nie wywaliłem jej z domu.- wydukał.

- Myślisz że jest głupia?- stanąłem nad nim.

Złapał moją nogę i próbował ściągnął mnie na dół.

- Tak jest, jest tępa i naiwna.- warknął.

Pokręcił głową z niedowierzaniem. Przez głowę przeszła mi myśl że mogła to słyszeć.
Nie chciałem mu sprawić dużo krzywdy. Widocznej krzywdy. Mogły to być dowody na komisariacie.
Chciał się podnieść ale nie pozwoliłem mu na to.

- Myślisz ze masz cokolwiek do powiedzenia o mojej córce?- warknął dając nadruk na słowo „mojej"

- Oczywiście że tak.- kąciki moich ust powędrowały ku górze.- Jest prześliczną, mądrą i dzielną kobietą.- oparłem swoje dłonie na biodrach.- Jest pewna siebie i wie co robi.- dodałem.

Mięśnie policzkowe mu drgnęły i znowu próbował mnie zaatakować. Pokręciłem głową i postawiłem krok w tył by mógł się podnieść.

Spróbował mnie popchnąć w ścianę za mną ale ja ani drgnąłem. Dopiero później gdy przycisnął swoje obleśne ciało do mojego postawiłem krok w bok.

- Ogarnij się i idź do siebie.- machnąłem dłonią.

- Jeszcze dziś wieczorem się zobaczymy.- wskazał na mnie palcem i jak posłuszny pies poszedł do schodów. Zszedł na dół i wyszedł. Przez wielkie okno mogłem zauważyć jak wsiada do swojego samochodu i odjeżdża.

- Sophia.- krzyknąłem idąc do sypialni.

Przeszukałem każdą kryjówkę gdzie mogła się schować ale nigdzie jej nie było. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do dziewczyny. Nie odebrała. Zmarszczyłem brwi i zadzwoniłem ponownie.

W łazience leżała jej biżuteria, a tak to wszystko ze sobą zebrała. Wyszedłem na taras ale tam również jej nie było.

Zwiała.


__
Rozdział 25

Dangerous beautyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz