Rozdział 26

11.1K 281 29
                                    

-Nigdy więcej tego nie zrobimy. - Christian spojrzał na mnie w lusterku wstecznym, w momencie w którym zakładałam różową sukienkę. - To było chwilowe uniesienie i mam nadzieję, że nie podobało ci się za bardzo.

-To było szalone. - mówiłam, przechodząc do przodu na siedzenie pasażera. - Ciekawe doświadczenie, ale jestem jednak romantyczką, zauroczoną jednym mężczyzną. Nie byłeś zazdrosny o Moro?

-Kiedy patrzyłem jak pożera cię wzrokiem, a później ustami, miałem ochotę go zabić. - czułam jak powietrze w samochodzie chwilowo się ochłodziło. - Chciałbym żebyś należała tylko do mnie. Żebym był jedynym facetem, który może na ciebie patrzeć. Wiem jednak, że nie jesteś rzeczą, tylko człowiekiem. Nie mam do ciebie żadnych praw, chcę jednak żebyś wiedziała, że ja należę do ciebie. Jestem twój i nic tego nie zmieni. - wyciągnął dłoń i przyłożył do mojej. - Nie zmienia to faktu, że to była jednorazowa akcja. Rozumiesz?

-Jasne. Jest mi z tobą na prawdę dobrze, Christianie. - odwzajemniłam uścisk jego dłoni. -Jesteś dla mnie kimś kogo brakowało mi przez całe życie.

-Ojcem? - spojrzałam na niego spod uniesionych brwi zniesmaczona wręcz jego sugestią.

-Na szczęście nie. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

-Przepraszam. Nie powinienem był poruszać tego tematu, a tym bardziej śmiać się.

-Nic się nie stało. Wiesz tak na prawdę, nigdy go nie widziałam. Nigdy z nim nie rozmawiałam. - na wspomnienie nieobecnego rodzica w moim życiu zrobiło mi się po prostu przykro.

-Nie kontaktował się z tobą?

-Raz. W moje urodziny. Zresztą nie ma o czym mówić, dawno i nie prawda. - wyjrzałam przez boczną szybę, szybko mrugając by odgonić napływające łzy.

-Jesteś wyjątkowa, nie zapominaj o tym Margot.

Jechaliśmy już od godziny, więc musieliśmy być na prawdę daleko od Chicago. Ciekawa byłam co zrobili po mojej ucieczce. Tym bardziej, że była tam żona Kenza. Ciarki przerażenia przeszły mnie po plecach.

-Myślisz - zaczęłam mówić, patrząc się przed siebie na drzewa i długą drogę. Słońce zaczęło wschodzić zza horyzontu już jakieś pół godziny temu. - Myślisz, że będą mnie szukać? Jeśli jest tam twoja żona, przecież ona wie gdzie mieszkam. To nie będzie takie trudne mnie odnaleźć.

-A wiesz gdzie mieszkasz? - zmieszanie wymalowało się na mojej twarzy.

-Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście, że wiem. Nie musisz sprawdzać mojej pamięci. - spojrzałam na mężczyznę pytającym wzrokiem. Wiedziałam, że się martwił ale niepotrzebnie. Fizycznie czułam się dobrze.

-Czyli nie chcesz wiedzieć? Okej. - zacisnął mocniej kierownicę na zakręcie i odchylił się bardziej na siedzeniu.

-Wiedzieć o czym?

-Nie mieszkasz już w tej starej kamienicy. - słowa wypowiedział tak lekko i łagodnie, aż zrobiło mi się gorąco. Jednak nie pod wpływem pożądania, a ze zdenerwowania.

-Co?! Jak to?! Niemożliwe, przecież od jakiegoś czasu opłacałam sama rachunki. - zaciskałam ręce mocniej na różowej sukience. - Nie mogli mnie wyrzucić! Skąd to w ogóle wiesz? Christian nie denerwuj mnie, proszę ...

-Margot spokojnie, nic złego się nie dzieje. - mężczyzna wyciągnął dłoń aby dodać mi wsparcia.

-Jak to nic złego! Nie mam gdzie mieszkać! - wyrzuciłam dłonie w górę, cała czerwona ze złości i oburzenia.

-Nie powiedziałem, że nie masz gdzie mieszkać, tylko, że nie mieszkasz w starej kamienicy. To jest duża różnica.

-Nie mam telefonu. Kurwa. Pożyczysz mi swój? Muszę szybko zadzwonić. - wymachiwałam drżącymi rękami.

Prisoner [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz