Rozdział 18

13.2K 332 60
                                    

-Moro, posprzątaj tutaj trochę.
-Już się robi, szefie.

***

Otwierałam po mału oczy, wciąż leżąc na zimnym betonie. W głowie cały czas huczało mi od strzałów. Czas zatrzymał się kiedy drugi raz usłyszałam okropny huk. Wszystko działo się tak szybko, nie miałam czasu poczuć bólu i naboi wbijających się w moją skórę.

Bo postrzały nawet mnie nie dotknęły.

Czyjeś zimne palce sunęły wzdłuż mojego ramienia.
Dźwięki docierały do mnie z opóźnieniem.
Rozmowy, głębokie głosy należące do mężczyzn.
Kobieta.
Była też kobieta.

Przyglądałam się twarzom zebranych dookoła ludzi.
Obserwowałam ich.
W panice szukałam tego chłopaka, który mnie zaatakował w pustej uliczce. Rozglądałam się za kolegą Alexa.
Nigdzie nie było po nim śladu. Ani śladów krwi. Jakby nigdy go tu nie było..

Zimne palce zaciskały się coraz mocniej na mojej skórze.
Odwróciłam wzrok by zobaczyć, kto tak usilnie próbuje doprowadzić mnie do porządku.
Moje serce zaczęło szybciej bić gdy zobaczyłam jego.

Christian Kenz.

Nie odezwałam się do niego ani jednym słowem, kiedy podnosił mnie z betonu, prowadził do ambulansu oraz gdy ocierał moją twarz ręcznikiem.

Jakaś kobieta zajęła się moją nogą i innymi obrażeniami powstałymi na moim ciele.

Christian w tym czasie stał z rękami założonymi na piersi, rozmawiając z jakimś facetem. Mimo prowadzonej konwersacji, skupiony był tylko na mnie. Co chwilę podchodził i dotykał mnie, jakby sprawdzał czy na pewno jestem wciąż żywa.

Wydawało mi się, że minęło kilka godzin, zanim Christian zabrał mnie do apartamentu.

Całą obolałą nogę miałam w bandażach, więc mężczyzna zaniósł mnie do samego łóżka.
Wtuliłam się w miękkie poduszki, zastanawiając się nad wszystkim co się działo.
Dlaczego nikt nie pytał konkretnie o to co się stało? Czemu nie było tam żadnej policji?
Myśli nie dawały mi spokoju. Christian Kenz wciąż siedział na brzegu łóżka nie odwracając wzroku od mojego posiniaczonego ciała.

-Kurwa, Margot. Szukałem cię kolejny raz. - mówił chłodnym tonem, pełnym żalu. -Chodziłaś sama po nieznanych dzielnicach Hiszpanii, chuj wie ile. Nie dociera do ciebie powaga sytuacji?

-Nie udawaj, że przejmujesz się moim losem. - podniosłam się z łóżka i rzuciłam mu wrogie spojrzenie.

-Nie wiesz nawet jak bardzo się przejmuję. - dotknął mojej dłoni, którą szybko wyrwałam mu z uścisku.

-Nie pierdol. Najpierw wyrzucasz mnie z domu i każesz wracać do Chicago, a teraz zgrywasz bohatera? Nawet za mną nie pobiegłeś! - oczy napełniły mi się łzami. Nie chciałam płakać i okazywać kolejny raz słabości, ale mój ogranizm był już na tyle wykończony, że nie miałam siły powstrzymywać tego naturalnego odruchu.

-Nie wyrzuciłem cię. Chciałem dla ciebie dobrze. Gdybyś była mniej uparta wróciłabyś moim samolotem. Dałem ci przestrzeń, dlatego nie pobiegłem za tobą, co nie znaczy, że zostawiłem cię samą. - patrzył na mnie wciąż zimnym wzrokiem, w którym mogłabym przysiąc, że dostrzegłam nutkę rozpaczy i bezradności. - Myślałem, że jesteś rozsądna i udasz się na lotnisko, na którym czekał już na ciebie szofer by odwieść cię we właściwe miejsce. Nie sadziłem, że zgubisz się między budynkami.

-Czyli teraz to wszystko moja wina? Tak? Jestem nieodpowiedzialną gówniarą, która myśli tylko o sobie? To masz na myśli?

-Nie powiedziałem i nie myślę tak. Martwiłem się o ciebie jak o nikogo innego. Kiedy dowiedziałem się gdzie jesteś, natychmiast się tam udałem. - przeczesał dłonią swoje ciemne włosy i kontynuował. - Zobaczyłem cię tam, taką bezradną. Wykończoną.

Prisoner [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz