3. Ker

152 52 134
                                    

Późnym wieczorem naburmuszony Nagharai siedział w fotelu, udając, że czyta coś na telefonie. Wciąż rozważał, czy jednak ostentacyjnie nie wyjść z domu.

– Możemy porozmawiać jak dorosłe osoby? – zapytała Erim, wchodząc do salonu.

Usiadła na sofie obok fotela i spojrzała na niego wyczekująco.

– To ty mnie wyrzuciłaś z domu – odburknął i wciąż wgapiał się w telefon.

– Nie – zaprzeczyła. – Sam wyszedłeś. Ja tylko niezbyt grzecznie zasugerowałam, żebyś się stąd wyniósł.

– Wyrzuciłaś mnie.

– No dobrze, niech będzie, że cię wyrzuciłam. Ale to dlatego, że wcześniej... Czy możesz do cholery zostawić ten telefon?! – zirytowała się. – Zachowujesz się jak bachor!

– Tak, pewnie. Teraz jeszcze jestem niedojrzałym bachorem. To podsumujmy, kim jestem według ciebie: beznadziejnym dupkiem, kłamliwą szują, niedojrzałym bachorem... Co tam jeszcze było?

– Nie mam do ciebie siły! Jestem tobą zmęczona! Twoimi wiecznymi humorkami, obrażaniem się z byle powodu. Pewnie, ja jestem ta zła! - krzyczała. Nie chciała podnosić głosu, ale zbyt łatwo straciła panowanie nad sobą.

– Widzisz, sama znowu zaczynasz – powiedział, odkładając telefon. On nie krzyczał, ale poczuła, że jego ton zawierał nutę zdenerwowania.

– Ja zaczynam? Zaczęłam, bo chciałam, żebyś przestał mnie ignorować? Bo mam siedzieć cicho, jak gdzieś znikasz na całe godziny i nie ma z tobą żadnego kontaktu? Zostawiasz mnie ze wszystkim samą. Masz gdzieś, czy sobie radzę. Nawet nie zapytasz nigdy, jak się czuję... – wymieniała swoje pretensje.

– Przecież wiem, że sobie radzisz – mruknął.

– Skąd? Nawet ja sama tego nie wiem. Czasem cię potrzebuję, a ciebie nie ma. – Przestała już krzyczeć, ale do spokoju było jej daleko. Nagharai zauważył, że całą jej złość zdominował smutek.

– Chciałabym, żebyś mi pomagał. Żebyś był obecny... – zawiesiła głos. – A nawet nie wiem, czemu znikasz.

Nic nie odpowiedział, tylko wstał z fotela, usiadł przy niej i ją przytulił. Bolało go, kiedy widział, że jest smutna. Nie znosił widoku zrezygnowanej Erim. Już wolał, żeby się na niego wściekała, niż pogrążała w depresji. Pogłaskał ją po włosach.

Przytłaczało ją zbyt wiele spraw. Ciągle ktoś od niej czegoś wymagał. Wciąż musiała być we wszystkim perfekcyjna. Miała jednocześnie rządzić światem ludzi w czasach kompletnego kryzysu i prowadzić wojnę z Potworami. Poza tym jeszcze starała się wychowywać syna. Nagharai, który powinien być w tym wszystkim razem z nią, zaczął unikać swoich obowiązków, przerzucając je na nią. Zamknął się w sobie. Nie rozumiała, czemu tak się zachowywał. Zawsze unikał rozmowy na ten temat. Zbywał ją, mówiąc, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. Erim pogrążała się w stresie i poczuciu osamotnienia. Stawała się co raz bardziej wyczerpana. Brakowało jej nawet sił, aby opowiedzieć mu dokładnie o tym, co czuła, mimo że bardzo tego chciała.

– Kocham cię, Na – szepnęła. – I czasem cię potrzebuję.

W odpowiedzi pocałował ją w głowę.

Wiedziała, że ją kocha, ale nawet w tej chwili zrobiło jej się przykro, że tego nie powiedział. Nie pamiętała, kiedy to ostatnio od niego usłyszała.

– Pójdę się umyć – oznajmiła, odsuwając się od niego.

Żadne z nich nie chciało kontynuować tej kłótni. Obydwoje byli zmęczeni i obydwoje nie wiedzieli, jak sobie mają ze wszystkim poradzić. Nawet ich relacja niekiedy ich przerastała.

Barwy Cieni: II Biały CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz