33. Przebudzenie cz. I

89 23 58
                                    

Kolejny przeskok, kolejna chwila, która się rozmazała, żeby ustąpić miejsca następnej.

– Nighi, obiecaj mi, że będziesz go chronił, gdybym ja nie mogła... – poprosiła Księżniczka Niebios.

I znów wspomnienie zniknęło. Pozostało z niego tylko jedno zdanie.

Wszystko stało się poszarpane.

Potargane, świetliste wstęgi wspomnień unosiły się nad Erim i Reshaą. Naprzemiennie opadały i wznosiły się jeszcze wyżej. Nagle zaczęły się kręcić wokół siebie i przybierać różne kształty, aż w końcu zmieniły się w błyszczące, różnokolorowe motyle.

– To wszystko? – Erim spojrzała na motyle, które je otoczyły.

– Wszystko, co było ważne – odpowiedziała Reshaa. – Teraz już będziesz mogła wrócić.

– Nie wiem, czy chcę.

– Masz tam syna – przypomniała jej Reshaa.

– I męża, którego nie chcę widzieć.

– Więc chcesz z nim zostawić swoje dziecko?

– Nie – przyznała Erim. Po chwili ogarnęło ją ogromne poczucie winy z powodu Erika. Nie chodziło tylko o to, że była przy nim nieobecna, ale też o to, że w ogóle powołała go do życia w trakcie Wielkiej Wojny, w czasie kryzysu, gdy brakowało wszystkiego i do tego z mężczyzną, który ją wielokrotnie skrzywdził.

– Nie pamiętałaś tego – odrzekła Reshaa, słysząc ich wspólne myśli.

– Teraz wiem, czemu nie chciałam pamiętać.

Erim wciąż przyglądała się motylom. Wydawało jej się, że już je widywała wcześniej. W snach, jako widmo, które dostrzega się kątem oka, czy wtedy, gdy alkohol jeszcze działał na jej organizm i ten jeden raz wypiła go za dużo. Zrozumiała, że jej wspomnienia cały czas były przy niej, ale bała się po nie sięgnąć. Sama je wypierała, aż do momentu, gdy została zmuszona się z nimi zmierzyć.

– Powołałam do życia nową istotę, podczas gdy sama nie potrafię stwierdzić, czy chcę istnieć – wyrzucała sobie.

– Zawsze miałyśmy problem z własnym istnieniem – zauważyła Reshaa. – Widocznie taka natura Paradoksu, który istnieć podobno nie powinien. A może to inni wmówili nam, że nie powinnyśmy istnieć?

– Nie wiem – mruknęła Erim.

– Wiesz, tylko znów wiedzieć nie chcesz, choć teraz to nieważne.

– A co jest ważne?

– To, że istnieją inne istoty. Nie wiesz, czy sama chcesz istnieć, ale czy chcesz, żeby istnieli inni? – drążyła Reshaa.

– Raczej tak, choć są wyjątki.

– Więc w czym problem? Nie chciałaś, żeby wasz syn istniał?

– Chciałam. Kocham go, więc chciałam – odrzekła Erim.

– Dlatego wrócisz, żeby jeszcze spędzić z nim czas.

Erim musiała przyznać rację swojej drugiej wersji. W końcu należało obudzić się z tego snu, nawet jeśli oznaczało to spotkanie z rzeczywistością, która ją przerażała i z osobami, których nie chciałaby znać.

– Skąd się wzięło twoje imię? – zastanowiła się, wpatrując się w Reshaę.

– Ty mi je nadałaś, korzystając ze słów z jednego z języków, które znałaś.

– Dlaczego tak cię nazwałam? – Erim dziwiła się samej sobie – Ty nie jesteś „zła".*

– Może dlatego, że pojawiłam się w twoich snach, gdy byłaś wściekła na Nagharai? Albo dlatego, że tak postrzegasz samą siebie – zaproponowała wyjaśnienie Reshaa.

Barwy Cieni: II Biały CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz