– Rabbiighfir li... Rabbiighfir li... Rabbiighfir li... Allah akbar... – Siwy, pomarszczony mężczyzna skończył modlitwę i spokojnie zaczął zwijać dywanik. Choć miał już siedemdziesiąt lat, to pozostawał niezwykle żwawy jak na swój wiek. Mimo to na jego porysowanej twarzy i zniszczonych dłoniach dało się dostrzec wszystkie jego dni. Kiedy się na niego spojrzało, od razu jasnym stawało się, że całe swoje życie spędził, pracując fizycznie i wciąż był bardzo silny.
– No i po co to wszystko? – zapytał stojący obok niego piętnastoletni chłopak. Patrzył na swojego ojca z lekką pogardą. Nie widział sensu w jakiejkolwiek modlitwie. Uważał, że wszelka opatrzność była bzdurą, zwykłą bajką, w którą mogły wierzyć jedynie dzieci i głupi ludzie. Tacy jak jego ojciec.
A jego ojciec z pewnością był głupi. Chłopak chciałby zrzucić to na karb starości ojca, jednak ten zdawał się wierzyć w bajki przez całe swoje życie. Bajki, jakie przekazywano w tej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Legendy o Iblisie, diable, który miał przybyć na ziemię, żeby ją zniszczyć.
– Toleruję to, że mnie nie szanujesz, ale szanuj Allaha – odparł ojciec, niezadowolony z zachowania nastolatka. Powinien go karcić, lecz nie potrafił. Ömer był jego jedynym synem. Późnym dzieckiem, o które Yusuf już się nawet nie modlił, bo stracił nadzieję. Ku ogromnemu zaskoczeniu Yusufa, Ömer w końcu się urodził. Jego matka, kobieta dwadzieścia lat młodsza od męża, niedługo po porodzie, opuściła ich. Jednak Ömer nigdy nie winił matki za to, że go zostawiła. Obwiniał za to ojca i jego bajki, które całkowicie go pochłonęły.
– Gdyby tylko Allah dał nam bogactwo, to kto wie... – mruknął pod nosem Ömer. Rozejrzał się po zaniedbanym ciasnym pomieszczeniu. Niemieszczące się na półkach książki, przewalały się po całej podłodze. Niektóre były ułożone w stosy, inne leżały rozrzucone z wypadającymi kartkami.
– Nie marudź. Masz dach nad głową i głodny nie chodzisz – odrzekł Yusuf.
Być może żyli w biedzie, ale starał się zapewnić synowi wszystko, co niezbędne. Problem pojawiał się wtedy, kiedy Ömer uważał, że należy mu się więcej. Yusuf zazwyczaj ignorował zachcianki syna przekonany, że powodowała je nastoletnia próżność.
– Kiedyś zmądrzejesz – stwierdził głośno Yusuf, po czym sięgnął po mapę oraz starą księgę.
– Oczywiście. Pewnego dnia zacznę wierzyć w głupią legendę o diable, który urodzi się na ziemi. – Chłopak przewrócił oczami.
– To nie jest głupia legenda! – zirytował się starzec.
– Tak, tak. "To historia przekazywana od setek lat w naszej rodzinie z ojca na syna" – nastolatek zacytował Yusufa. Słyszał wielokrotnie te słowa od ojca przekonanego o szczególnej misji własnej rodziny. Podobno kilkaset lat temu, jeden z ich przodków spotkał na swej drodze samego diabła z jego demonami. Zły omal go wtedy nie zabił. Pomógł mu dobry dżin, który potem nauczył go języka aniołów i demonów. Wiedza o tej mowie przetrwała w ich rodzinie aż do dziś. Ömer także poznał ten tajemniczy język, choć nie posługiwał się nim tak płynnie jak jego ojciec.
– Nic nie rozumiesz! Sądzę, że diabeł już jest na ziemi! Tylko musimy go znaleźć i powstrzymać zanim doprowadzi do zagłady! – denerwował się Yusuf.
– Bo tak wynika z twoich starych książek? – Ömer zaśmiał się głośno. Jego ojciec nie dość, że był głupi, to jeszcze szalony. – Wychodzę! – oznajmił. – Umówiłem się z przyjaciółmi.
– Masz wrócić do domu przed dziesiątą! – polecił Yusuf.
– Tak, tak... – Ömer niewiele sobie robił z nakazów ojca. Dwa susy i już był przy wyjściu. Otworzył drzwi i w pośpiechu omal nie wpadł na mężczyznę, którego widział pierwszy raz w życiu.
CZYTASZ
Barwy Cieni: II Biały Cień
FantasiaOd czasu pojawienia się Apologetów na Ziemi mija około dziesięciu lat. W wyniku działań Potworów ludzki świat mierzy się ze skutkami wielu katastrof. Ameryki zostały zniszczone, zaś pozostałe kontynenty pogrążyły się w kryzysach. Wojna wiecznych ist...