36. To nie twoja wina

103 23 57
                                    


W podmiejskim przydrożnym hotelu, jedynym w okolicy, choć pojawiło się w ostatnim czasie kilku gości, to wciąż panowała tam cisza. Niemal nie odzywali się oni między sobą i każde z nich mieszkało w innym pokoju, chociaż wszyscy się znali, bo wszyscy byli rodziną. Ubrani na czarno przemykali na korytarzach jak duchy, byle nie wejść sobie wzajemnie w drogę.

Nie powinni być aż tak podzieleni, zwłaszcza w tej sytuacji. A jednak nie potrafili ze sobą przebywać. Aleotaza jako pierwszy zaczął się zastanawiać, czy już nie wrócić do swojego domu w Anglii. Podobne myśli pojawiły się też u Xaeni i Madira. Chociaż nawet oni się przejęli, to nie czuli, żeby mogli zrobić jeszcze cokolwiek użytecznego, więc w końcu cała trójka członków Rady, postanowiła wyjechać do swoich domów w różnych krańcach świata.

W hotelu zostali tylko Erim, Ker, Nighiam i Nagharai. Wszyscy oni czuli, że powinni wzajemnie coś sobie powiedzieć, ale nie wiedzieli co. Ker nie chciał zostawiać Erim, która całymi dniami na przemian płakała i milczała. Nighiam wciąż nie mógł się pogodzić z tym, co się stało i jeszcze nie potrafił wrócić do pałacu. Codziennie chodził odwiedzać grób swojego bratanka. Przychodził tam, aby jedynie patrzeć na kamienną płytę, pod którą skryto ciało zamordowanego dziecka będącego, jeszcze nie tak dawno, najradośniejszym punktem jego życia. Natomiast Nagharai, choć nie wrócił do Moskwy, wciąż zdawał się nieobecny. Przepadał gdzieś na całe dnie. Nigdy nie mówił, dokąd idzie ani kiedy wróci. Znikał na długie godziny, coraz bardziej zamykając się na świat ze swoimi myślami.

Raz Nagharai stał na żwirowym podjeździe i kopał kamyki, które toczyły się na wszystkie strony. Wrócił z kolejnego spaceru i zastanawiał się, co dalej ma ze sobą zrobić. Ten dzień był wyjątkowo chłodny, więc nie miał ochoty dłużej przebywać na zewnątrz, lecz do środka też jeszcze nie chciał wchodzić. Kątem oka zauważył Nighiego, ale postanowił go ignorować. Tyle że jego brat nie miał najmniejszej ochoty być ignorowanym. Podszedł do niego i znienacka uderzył go pięścią w twarz.

– Co to kurwa miało być?! – zdenerwował się Nagharai.

Nighiam zawahał się, czy nie uderzyć go drugi raz, ale już po ułamku sekundy się zdecydował. Jednak tym razem Nagharai zdążył się uchylić i odskoczyć do tyłu.

– Co z tobą?!

W odpowiedzi Nighiam wyciągnął nóż. I z pozbawionym emocji wyrazem twarzy, zaczął się powoli do niego zbliżać.

– Nighi, uspokój się. – Król się wycofywał. Nie chciał z nim walczyć i też zupełnie nie rozumiał, czemu jego brat chciał się na niego rzucić.

Nighiam wykonał zamach zielonkawym sztyletem, na tyle blisko gardła Króla, że ten ledwie uniknął ostrza. Wymiar Materii ograniczał umiejętność Nagharai do tworzenia ostrzy energetycznych. Mógł to zrobić, ale były one zbyt niestabilne, żeby móc używać ich w walce, a nie miał przy sobie też niczego innego, czym dałoby się bronić. Chociaż wiedział, że Nighiam nie był w stanie go zabić, to i tak nie chciał zostać zraniony. I to jeszcze przez własnego brata, przy pomocy jego dawnego noża.

Kolejne zamachnięcie Nighiego, ale tym razem jakimś cudem Nagharai udało się wytrącić mu z ręki sztylet. Ten jednak się tym zbytnio nie przejął. Tylko doskoczył do niego i zaczął bez żadnego zahamowania okładać go pięściami. Zdezorientowany Nagharai starał się tylko unikać jego ciosów, ale jakby nie potrafił się zdecydować, czy chce oddać bratu.

W końcu Nighiam przestał. Zdyszany odstąpił od Króla.

– Co to do kurwy było?! – wykrzyknął Król.

Barwy Cieni: II Biały CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz