30. I znowu wojna cz. I

67 23 53
                                    

– Co jej zrobiłeś?! – wściekły Król krzyczał na Aleotazę.

– Nic jej nie zrobiłem! Ty naprawdę jesteś, aż tak głupi?! Gdybym coś jej zrobił, raczej nie przyszedłbym ci powiedzieć, że coś jej się stało!

Nie minęło dużo czasu od ich poprzedniej kłótni. Tyle że tym razem temat był czymś nowym, czymś, czego żaden z nich się nie spodziewał. Erim udało się samodzielnie dojść do Zamku, ale tuż za wejściem padła omdlała i stamtąd zabrał ją dopiero Król powiadomiony o jej niepokojącym stanie przez Aleotazę. To, co się z nią działo, wydawało się o tyle dziwne, że do tej pory nic nie wskazywało na to, żeby była jakkolwiek osłabiona. Wprost przeciwnie, w ostatnim czasie zdawała się mieć mnóstwo energii, więcej niż kiedykolwiek. Dlatego atak tak nagłego osłabienia mocno ich zaskoczył.

– Może to przeze mnie – zmartwił się Król.

– Dlaczego miałoby być przez ciebie? – Aleotaza spojrzał na niego podejrzliwie.

– Erim chciała mi pomóc w tworzeniu Luki i oddała mi część swojego Światła – obwiniał się Nagharai.

– Co wyście zrobili?! – Tym razem to Aleotaza złościł się na Króla. Na Erim też był zły, jednak akurat jej nie było obok. Zostawili ją w sypialni Nagharai, a sami wyszli na korytarz.

– Dzięki tamu udało mi się stworzyć jedną Lukę. Tylko potrzebuję do tego przynajmniej trochę Światła, z samą Ciemnością jest trudniej. – Nagharai próbował się wytłumaczyć. Zaczął już żałować, że w ogóle przyznał Aleotazie, że Erim podzieliła się z nim Światłem. Wiedział, że Najwyższy Dowódca już ostatecznie osądził, że to było przyczyną. Jednakże sam Nagharai też tak podejrzewał. Gnębiło go to, że znów mógł się przyczynić do cierpienia ukochanej.

– Dobra, uspokójmy się. Musi jej przejść, w końcu na pewno jej przejdzie – stwierdził Aleotaza.

– A co jeśli nie? – Nagharai naprawdę się przejmował.

– Przecież musi jej przejść. Jest częścią Twórcy, więc nic jej nie będzie – uparcie twierdził Najwyższy Dowódca.

– Tylko jak długo, to potrwa?!

– Nie wiem! – Aleotaza zastanowił się nad tą sytuacją. Nie podobało mu się to, że Nagharai zdołał w końcu stworzyć Lukę, ale też przynajmniej na razie nic nie wskazywało na to, żeby faktycznie mógł opanować tę umiejętność. Sam Król nie miał Światła, a od Erim niemal na pewno nie chciałby teraz go dostać. Zatem na razie Świat Światła wciąż był dla niego niedostępny.

Całe to zdarzenie oznaczało powstanie jeszcze jednego problemu. Jeśli Erim nie mogła walczyć, nie było nikogo, kto byłby w stanie zabić Afara. Aleotaza teoretycznie miał dość siły, żeby to zrobić, jednak wiedział, że nie potrafiłby. Zawsze miał się za antytezę Afara, a skoro tamten dążył do zniszczenia, to Aleotaza musiał dążyć do ocalenia. Jeśli Afar przyczyniał się do śmierci, Aleotaza musiał troszczyć się o życie. Dlatego właśnie jako jedyny Apologeta nigdy nikogo osobiście nie zamordował, nawet żadnego Potwora. Gdy inni walczyli i zabijali, to on, choć również walczył, to nie był mordercą jak pozostali. Uważał, że właśnie ta cecha czyniła go w jakiś sposób lepszym. Z pewnością lepszym od Nagharai, ale też od Erim i to nawet mimo tego, że była ona przecież dzieckiem Twórcy.

– A co jeśli to przez Ciemność? – zaproponował po chwili Król. – Co jeśli jej Światło też zaczęła niszczyć?

– Przecież to Paradoks. Ciemność już jest jej częścią.

– Ale Światło też.

– Nie sądzę, żeby Ciemność wokół mogła jakoś szczególnie jej zaszkodzić – stwierdził Aleotaza. – Po jakim czasie to się stało tobie?

Barwy Cieni: II Biały CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz