21. Opowieść Zoena i Danirt

111 30 72
                                    

Pierwszy raz spotkałem Danirt jeszcze na początku Wielkiej Wojny. Niedługo po tym, jak obydwoje zostaliśmy stworzeni. Nasze oddziały zostały połączone w czasie piętnastej bitwy na obrzeżach kształtującego się Wieloświatu. Wśród blasków powstających gwiazd, dostrzegłem ją, jej Światło, jej akwamarynową istotę. Pamiętam, że zapytała mnie o coś przed bitwą. Nie pamiętam już o co, wtedy nie wydało mi się to ważne.

Potem były kolejne bitwy, na których walczyliśmy razem. Kolejne spotkania, które stawały się dla nas coraz istotniejsze. Szukaliśmy się wzajemnie, zawsze sprawdzaliśmy, czy ta druga osoba przeżyła, czy nie została ranna. Nawet nie wiem kiedy, nie było przy tym żadnego wyjątkowego wydarzenia, ale pewnego dnia odkryliśmy, że razem jesteśmy szczęśliwi, a gdy rozdzielamy się, tęsknimy. Tak jak Nagharai był pierwszym, który skłamał, tak my byliśmy pierwszymi, którzy się zakochali. Tylko że wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że nasz gatunek nie powinien kochać.

Gdy nastało zawieszenie broni i ostatecznie powstał Świat Światła, żyliśmy tam razem, ciesząc się, że mamy siebie nawzajem. Niczego więcej nie potrzebowaliśmy. Udział w ćwiczeniach braliśmy od niechcenia, wyłącznie dlatego, że był to nasz obowiązek. Będąc blisko siebie czuliśmy się spełnieni, radośni. Przy niej poznałem prawdziwe szczęście, jakiego nie doświadczył żaden z naszych współbratymców.

Traktowano nas jak dziwaków, a naszą romantyczną miłość jak nietypowy rodzaj przywiązania, ale nam to nie przeszkadzało. Inni dla nas się nie liczyli, ich oceny były dla nas bez znaczenia. Wkrótce jednak zrozumieliśmy, jak ogromny błąd popełniliśmy. Zresztą nie tylko my, gdyż pozostali także pojęli, że będąc istotami wiecznymi, nie powinniśmy pozwalać sobie na tak głębokie uczucia, bo one tak jak i my staną się dla nas wieczne. Może nie byłoby to takie złe, gdyby nie to, że w każdej chwili mogliśmy znów zostać wysłani do walki, a jedno z nas mogłoby zginąć. Wtedy drugie musiałoby trwać w cierpieniu spowodowanym nieustającą miłością do kogoś, kogo już nie ma.

Pozostali, widząc to jak bardzo tęskniliśmy za sobą, gdy musieliśmy być oddzielnie, przerazili się myślą, że i ich coś takiego mogłoby spotkać. Oprócz tego, dowództwu przeszkadzało to, że bardziej skupialiśmy się na sobie niż na rozkazach. Nasze uczucia nas rozpraszały. Więc ustalono prawo, według którego miłość taka jak nasza stała się zakazana. Strach przed konsekwencjami skutecznie zapobiegł tworzeniu się innych związków. Mieliśmy być żołnierzami, a nie kochankami.

Ostatecznie traktowano nas jak wyrzutków. Dlatego, gdy nastał Bunt, właściwie bez zastanowienia opowiedzieliśmy się po stronie Nagharai. Tak jak innym, którzy wybrali jego stronę, Nagharai dał nam nadzieję, że uda nam się być wolnym, że będziemy mogli decydować o naszym życiu, że nie będziemy już tylko posłusznymi marionetkami. Mało kto o tym pamięta, ale Król zanim zaczął rządzić Światem Ciemności, był Aniołem Nadziei. Czy to nie zabawne, że ten, który budził nadzieję, stał się również tym, który stworzył kłamstwo? Być może kłamstwo i nadzieja są sobie bardzo bliskie.

Choć dla nas wszystkie te piękne idee, były jak najbardziej prawdziwe. Mimo że wiedzieliśmy, że nasze szanse na wygraną pozostawały nikłe, to i tak staliśmy się jednymi z Buntowników. Wielu, jeśli nie większość, zgadzała się z tym, co głosił Nagharai, jednak nadzieja to za mało wobec obaw przed nieznaną strukturą świata, czy przed samym sprzeciwem wobec Twórcy. Dlatego też ci, którzy opowiedzieli się po stronie Nagharai, stanowili mniejszość. A ostatecznie to liczebność zadecydowała o naszej przegranej. W końcu po obydwu stronach byli wybitni przywódcy, a walczący mieli zbliżone umiejętności walki.

Wreszcie nas wygnano. Dokładnie pamiętam tę chwilę, gdy otworzono Przejście. Przytuliłem Danirt, która cały czas dzielnie patrzyła przed siebie. Zawsze była taka dumna. Potem chwyciłem ją za dłoń i razem przeszliśmy do Świata Ciemności.

Barwy Cieni: II Biały CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz