Nagharai nie potrafił już zbyt długo przebywać w Zamku. Szczególnie zaczął unikać swojej, a raczej jego wspólnej z Erim, komnaty. Nie mógł znieść widoku chorej Księżniczki. Im dłużej jej nie przechodziło, tym bardziej się obwiniał. To musiało być przez niego, przez to, że oddała mu część Światła, innej możliwości nie dostrzegał.
Dręczyło go również to, że zostawiał ją samą, ale nie potrafił teraz przy niej być. Wiedział, że powinien, że go potrzebowała, jednak, kiedy tylko dostrzegał, że cierpiała, kiedy słyszał, jak cicho płakała z bólu, odczuwał w środku coś, czego nie potrafił nazwać, lecz było to nie do zniesienia. Wolał więc się odsunąć, bo to wydawało się łatwiejsze.
Coraz mniej go obchodziła wojna z Potworami. W ogóle niekiedy na nic nie zwracał uwagi. Z trudem na czymkolwiek się skupiał. Nikomu o tym nie powiedział, ale przestał też uczyć się tworzenia Luk. Wciąż wynajdywał sobie nowe zajęcia, byle zająć czymś samego siebie i swoje myśli. Robił nawet rzeczy, do których wcześniej by kogoś oddelegował.
Tak było i tym razem. Pojawiła się informacja o kolejnym miejscu, w którym podobno pojawiła się Luka. Każde takie doniesienie należało zbadać, bo Potwory mogły się już tam pojawić albo przynajmniej sprawdzały, czy będzie to odpowiedni punkt do przyszłych ataków. Zwykle ktoś inny tym się zajmował, jednak za wcześniejszą sugestią Aleotazy, Nagharai wyjątkowo dołączył do grupy, która wyruszyła w tej sprawie.
Grupa ta składała się z ponad trzydziestu Apologetów. Głównie Świetlistych, którzy wciąż pozostawali w Świecie Ciemności, choć ich najważniejszy przywódca tymczasowo wrócił do Świata Światła. Nagharai nawet był zadowolony, że to oni go głównie otaczali. Z powodu swojej natury byli znacznie bardziej zdyscyplinowani niż Mroczni, a w tamtym momencie nie miał najmniejszej ochoty na to, żeby zwracać uwagę, czy ktoś kogoś nie próbuje zabić. Zwłaszcza że od Zamku do celu, dzieliła ich dość daleka droga przez pustynną otchłań.
Wtem zauważył, że coś było nie tak. Jeden ze Świetlistych, Cyrion, ukradkiem dał jakiś znak pozostałym. Znak, którego Król miał nie zauważyć.
Znak do ataku.
Świetliści i kilku z Mrocznych znienacka rzuciło się na Króla i paru Mrocznych, którzy stanęli po jego stronie. Rozpoczęła się szybka, zacięta walka.
Nagle Nagharai został otoczony ze wszystkich stron.
– Nie mieliśmy współpracować? – rzucił w ich stronę.
– Współpracowaliśmy, ale Najwyższy Dowódca postanowił, że przy okazji pozbędziemy się także ciebie – odparł Cyrion.
– Nawet tego ten tchórz nie potrafił załatwić osobiście – zaśmiał się Nagharai. – A wy? – zapytał swoich poddanych, którzy także zdawali się stać naprzeciw niego.
– Obiecali, że pozwolą nam wrócić – mruknął jeden z nich.
– Idioci... – fuknął Król. Ostatnią rzecz, na jaką by pozwolił Aleotaza, byłoby wpuszczenie do Świata Światła Mrocznych Apologetów. Zdziwił się, że ktokolwiek mógł uwierzyć w tak bzdurną obietnicę.
Rozejrzał się wokół. Nie miał ochoty na dalszą potyczkę. Był już wyczerpany walką. Ci, którzy byli po jego stronie, leżeli martwi. Na polu bitwy został tylko on otoczony przez wrogów. Stało się jasnym to, że Aleotaza dokładnie przygotował ten atak.
– I jak zamierzacie mnie zabić? Żaden z was nie ma na to dość siły – stwierdził pewnie.
– Pojedynczo nie – zgodził się Cyrion. – Ale razem mamy szansę.
Więc taki był plan Aleotazy. Jednoczesne uderzenie grupy Apologetów o mniejszej energii, teoretycznie rzeczywiście mogłoby wyrównać się, a może nawet przewyższyć energię Nagharai. Jednak miałoby to swój koszt dla każdego z nich.
![](https://img.wattpad.com/cover/352238372-288-k995622.jpg)
CZYTASZ
Barwy Cieni: II Biały Cień
FantasyOd czasu pojawienia się Apologetów na Ziemi mija około dziesięciu lat. W wyniku działań Potworów ludzki świat mierzy się ze skutkami wielu katastrof. Ameryki zostały zniszczone, zaś pozostałe kontynenty pogrążyły się w kryzysach. Wojna wiecznych ist...