12. Londyn

138 40 127
                                    

Przez całą drogę do Moskwy, a także z Moskwy do Londynu Nagharai nie odezwał się ani słowem. Nawet na pytania Aleotazy nie odpowiadał. Najwyżej kiwał głową, zgadzając się na wszystko, mimo że zupełnie tamtego nie słuchał. Patrzył tylko przed siebie, niemal całkowicie odłączony od świata zewnętrznego. Jeszcze kilka dni wcześniej zapewne cieszyłby się z lotu pierwszą klasą, z tego, że zazna wreszcie luksusu, innego życia. Jednak teraz czuł coraz większą pustkę. Jego jedyny przyjaciel zamierzał go zabić.

Nastolatek wciąż miał przed oczami rozbryzgujący się mózg psa. Nie mógł wyzbyć się tego obrazu, ale też, co zauważył ze zgrozą, wcale nie chciał przestawać o tym myśleć.

Już wcześniej widywał martwe zwierzęta. Zazwyczaj leżały one potrącone przy drogach, powoli zjadane przez mrówki, aż w końcu nawet ich szkielety znikały, zjednując się z glebą. Ale nigdy nie widział śmierci żadnego z tak bliska, po raz pierwszy przyglądał się zabójstwu w ogóle.

Wzbudziła się w nim fascynacja, która powoli zaczęła wypełniać uprzednią pustkę.

Kiedy zasnął w samolocie śnił o tym, że to on zabija Runij. Każdy szczegół w tym śnie zdawał się być rzeczywisty. Sen ten zapętlał się, nieustannie powtarzał. W końcu Nagharai zauważył, że pojawiły się co raz bardziej znaczące zmiany. Najpierw niby strzelał, potem zorientował się, że już nie trzymał pistoletu, tylko miecz, już nie pocisk zabijał psa, ale dźgnięcie, a kundel ostatecznie zmienił się w Aarona. Jedno tylko pozostało wciąż takie samo – zawsze przyglądał się temu ten dziwny blondyn. Alex nie próbował go powstrzymać. Zdawało się, że wręcz popychał chłopaka do tego czynu.

Wreszcie dotarli do Londynu, skąd czekała ich jeszcze nie tak daleka podróż do podmiejskiego domu. Obcy język, który nagle otoczył Nagharai, dodatkowo nieco go oszołomił. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak rzeczywiście daleko znajdował się od domu. Zrozumiał, że już nie było powrotu, ale też nie miałby do czego wrócić.

Kręcił się koło Aleotazy, uważnie obserwując, co tamten robi. Za nim przeszedł przez odprawę i za nim wsiadł do limuzyny, która zawiozła ich do ogromnego, wiktoriańskiego domu.

– Możesz wyrzucić swoje rzeczy – oznajmił blondyn, gdy tylko przekroczyli próg zabytkowego domostwa.

– Co to znaczy? – zdziwił się chłopak.

– To znaczy, że już nie potrzebujesz tych tanich szmat. Dostaniesz porządne ubrania, zaraz kogoś wyślę po rzeczy dla ciebie. Czy potrzebujesz czegoś specjalnego?

– Nie... Chyba nie – odparł niepewnie nastolatek.

– Dobrze, w takim razie Anne zaprowadzi cię do twojego pokoju.

Znikąd pojawiła się młoda, uśmiechnięta kobieta. Anne miała średni wzrost i przeciętną budowę ciała. Farbowane na blond włosy nosiła spięte w kok. Ubrana była w skromny, ale też elegancki służbowy uniform. Skonfundowany Nagharai poszedł za uprzejmą Angielką do przytulnej sypialni.

Na środku pokoju stało wielkie łoże z idealnie zaścieloną pościelą. Naprzeciw był kamienny kominek, a pod dużym oknem ustawiona została tapicerowana ławka.

Chłopak czuł się niepewnie w nowym miejscu. Nigdy wcześniej nie przebywał w tak bogatym domu, a tym bardziej nieswojo było mu z tym, że ma tu żyć.

Onieśmielony, ostrożnie odłożył swój plecak przy łóżku. Nie mógł się odnaleźć w tak dużym pomieszczeniu, które było trzy razy większe od jego dotychczasowej sypialni. Niemal bał się dotknąć ogromnego łóżka, żeby nie naruszyć obecnego porządku. W całym swoim życiu nie myślał, że trafi do takiego miejsca i co bardziej niespodziewane, że będzie w nim mieszkał.

Barwy Cieni: II Biały CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz