15.Upadłem na podłogę

167 7 7
                                    

Nastał następny dzień do którego wezwał mnie irytująco głośny budzik. Mam spore problemy ze wstawaniem więc jest to raczej obowiązkowe w moim przypadku. Należę do tego typu osób co podczas snu zupełnie nie kontaktują ze światem, ktoś jest w stanie wejść i wyjść a ja jak byłem tak jestem. Zawsze czułem się z tym niekomfortowo, wręcz nienawidziłem czuć uczucia kiedy ktoś był obok a ja wymachiwałem rękoma nie kontrolując tego nawet. Niezadowolony wycząłgałem się z łóżka mało z niego nie spadając po czym udałem się w kierunku salonu z którego już dobiegały dźwięki niezadowolenia. Wczoraj chłopacy strasznie się upili co związane było z utrudnionym powrotem do wx. Musiałem nieść ich jak księżniczki a ci klany tego było mało wyrywali się robiąc aferę jakbym miał ich zabić. Niestety widoki które ujrzałem nie należały do najprzyjemniejszych a jedyne co wtedy poczułem to okropny ból. Cała trójka siedziała razem śmiejąc się jak to poważny jestem i gestykulując moje wypowiedzi których jak się w tym momencie okazało nigdy nie były brane na poważnie. Czułem jakby ktoś właśnie wbił mi prosto w serce cholernie mocno naostrzony nóż powodując tym samym krwotok który przecież tak naprawdę nie istniał. Mój świat zawirował niczym karuzela wirując cały czas nie pozwalając na ani chwilę odpoczynku i przyprawiając o wymioty. Moje oczy niemalże od razu się zaszkliły i już po paru sekundach słone łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Nie byłem w stanie tego kontrolować.

******

Pierwsza linia została już namalowana niczym innym niż ostrzem odkręcony ze strugaczki. Obserwowałem ze sklepieniem jak na kresce pojawiają się krople krwi rozmazujące się po chwili na moim nadgarstku. Z początku nie czułem nic lecz po chwili czuć mogłem już tylko pieczenie które i tak nie było jakoś szczególnie mocne. Potrzebowałem więcej, pragnąłem. Chciałem czuć ten ból cały czas bez żadnej ulgi, chciałem to czuć. Już po chwili mój nadgarstek oblała ciemna niczym szminka czerwień a słone łzy spadające na nią tylko dolewały oliwy do ognia. Czułem jakby całe moje ciało płonęło lub zostało oparzone ogniem którego wcale przecież nie było. Ale w takim razie skąd to uczucie? To ból, okropny ból wywołany brakiem jakiegokolwiek wsparcia z czyjejś strony. Wszystko wokół mnie wirowało a łzy uniemożliwiały jakikolwiek kontakt ze światem. Nie miałem zupełnego pojęcia co miałbym zrobić aby poczuć się lepiej. Byłem jak bezbronne zwierzę które nie poradzi sobie samo. Nie mając już siły na cokolwiek upadłem na podłogę czując jak się poddaje.

******

Nareszcie dotarliśmy na miejsce gdzie odbyć miał się finał czyli nigdzie indziej niż na złomowisko. Nadal nie czułem się najlepiej a nadgarstek dopiero co przestał boleć, całe szczęście. W końcu musiałem jakoś walczyć, beze mnie nie mieliby szans. Chłopacy niezwykle mocno cieszyli się z tego co mają zaraz zrobić tylko dlaczego? Dlaczego cieszy ich mordowanie ludzi tak bardzo? Racja, ja też to robię ale nie czerpię z tego satysfakcji, ona była tylko kiedy zabijałem dla blodnyki ponieważ potem robiłem to z pustką w sercu. Wyobrażałem sobie zawsze, że to ja jestem na miejscu osoby i to właśnie sobie zadaje ten okropny ból którego nie mogłem poczuć. Z kamienną miną wszedłem na teraz gdzie już po chwili zobaczyć mogłem naszych przeciwników. Tym razem wszystko wyglądało zupełnie inaczej, było sporo ludzi. Szef każdego zgromadzenia stał tuż obok a resztę obszaru wokół zajmowały gangi które wygrały wcześniej zwykłe pojedynki. Panowała zupełna cisza a mimo to czuć było tą cholerną ekscytację która rozbrzmiewała wszędzie. Nie chciałem tego przedłużać więc bez jakiegokolwiek ostrzeżenie wyjąłem z kieszeni pistolet po czym skierowałem w stronę kapitana przeciwników.

-Jesteście skończeni.-Uśmiechnąłem się po czym oddałem strzał w kierunku nieba.

Może i była to nieczysta gra ale nikt tu taki nie jest, w końcu na tym to polega. Szybko ruszyłem w kierunku obmyślonego miejsca ponieważ wspólnie mieliśmy obmyślony plan niemalże idealny, mieliśmy wsiąść ich z zaskoczenia. Każdy miał się schować gdzieś w stertach w głównym miejscu gdzie były najgorsze widoki, dzięki temu każdy mógłby poczuć dreszcz emocji. Nie wiedzieliśmy gdzie przeciwnicy pobiegną bo w końcu nie da się przewidzieć ruchów kogoś, jesteśmy zupełnie inni choć podobni. Uznałem, że najlepszym miejscem będzie sterta metalu gdyż była ona na tyle stała, że śmiało mogłaby mnie obronić choć do tego potrzebny był też mój wkład. Leo był tuż przede mną a Bill i Gustav nieco dalej, oni mieli pozbyć się niepotrzebnych jednostek. W duchu wiedziałem, że owe wydarzenia długo trwać nie będzie ponieważ wystarczy zaledwie parę strzałów aby masa ludzi rozpłynęła się we krwi.

Już po chwili przeciwnicy wbiegli na miejsce, mieliśmy ich na tacy. Poczułem satysfakcję wiedząc co się zaraz wydarzy i jakie oklaski zostaną nam złożone. Pragnąłem mieć to już z głowy i móc wrócić do wx aby wyspać się porządnie gdyż nie robiłem tego od bardzo dawna co związane było z wiecznym zmęczeniem. Na samą myśl o odpoczynku na chwilę odpłynąłem przez co nie zauważyłem nawet jak gang zdążył rozłożyć się po sporym okręgu. Ich taktyka była prosta jednak trzeba było się chwilę zastanowić aby zrozumieć dokładnie co powinno się dalej zrobić. Wszyscy stali w okręgu mając broń wystawioną tuż przed siebie tworząc tym samym tak zwaną tarczę, słyszałem o niej nie raz. W środku powinien kryć się przewodniczący czyli najważniejszy z nich wszystkich, miał się on pokazać dopiero przy głównym ataku czyli mnie. Spojrzałem w kierunku Leo który wpatrywał się we mnie czekając już tylko na mój znak który właśnie w tym momencie został przeze mnie wykonany. Blondyn niemalże od razu wystartował a reszta tuż po nim zupełnie jakby mieli przeczucie, że mają to zrobić. Pierwsze strzały zostały oddane jednak nie przez mój gang tylko ten przeciwny ale na szczęście nie trafili. Przyjaciele bez problemu omijali każdy ruch przeciwników co mocno ich zdenerwowało i przez ich krótką nieuwagę postanowiłem pojawić się tak jakbym pojawił się znikąd. Wyczołgałem się spod sterty po czym ustawiłem się na środku czego ku mojemu zdziwieniu nikt nie zauważył, mogliśmy realizować swój plan. Pobiegłem szybko zza kontenery znajdujące się dookoła okręgu kolejno pokazując Leo aby zrobił to co potrzeba na co ten zaczął biec w moją stronę. Przewodniczący owej drużyny od razu postanowił się nim zająć uznając, że reszta poradzi sobie z Billem i Gustavem co było zupełną pomyłka. Blodnyn szybko skręcił wiedząc, że wszystko zależy już tylko ode mnie. Miałem strzelić w chłopaka kiedy tylko wyceluje w Leo tym samym wygrywając walkę. Gdy tylko obydwoje wbiegli w dosyć wąska uliczkę a przeciwnik wystawił pistolet w stronę przyjaciela strzeliłem, jednak spudłowałem a kula trafiła blondyna.

_________________________________________

Hejka ♥️💋

Co u was?

Niestety Leo został trafiony....

Dobranoc 💋

Lovely eyes 2 | Tom Kaulitz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz