Pov. Tony
Cisza i ciemność. Ja i moje myśli. Czy umarłem? Jeśli tak, to gdzie jestem? W niebie? Nie, napewno nie. Za dużo grzeszyłem i ani razu w kościele nie byłem. W piekle też nie, aż tak bardzo zły nie byłem. Raczej też nie czyściec. Chyba że mam pokutpwać siedząc w ciemności. No to gdzie ja do chuja jestem i czy ja wogule chce umierać? Z jednej strony tak, ale z drugiej, tyle rzeczy jeszcze nie zdążyłem zrobić. Nie zdążyłem się pożegnać z nikim, nikogo przeprosić, nikogo przytulić poraz ostani. Powiedzieć że będę tęsknić, za wszystkimi i za każdym z osobna. Za Haliną i jej histeriami, Dylankiem i jego manią do sportu. Willem i jego nadopiekuńczością, za Vincentem który uwielbiał mnie karać i oczywiście za Shanem który był ze mną zawsze. Nagle przedmną ukazał się grób. Przy nim stało moje rodzeństwo, wszyscy płakali. Po chwili ciszy przerywanej tylko łkanie i pociągniem nosa, odezwał się Shane
-To, moja wina. Gdybym nie zrobił tego głupiego wyzwania Tony jeszcze by żył.
Po jego słowach chciałem powiedzieć "nawet tak nie mów, to tylko i wyłącznie moja wina".
-Chcę wrócić, chcę wrócić-powtarzałem ciągle
-Napewno?-zapytał jakiś głos w mojej głowie- Tu będzie Ci lepiej. Koniec z cierpieniem z obwinianiem się-dodał kuszącym głosem. Chwilę biłem się z myślami aż w końcu odrzekłem
-Tak na 100% chcę wrócić. Mam tam ludzi którzy mnie kochają. Oni pomogą mi że wszystkim. Muszę wrócić
-Dobrze, więc wracaj-powiedział głos
-Ale jak?-zapytałem
-Postaraj się zamknąć oczy i pomyśleć jak bardzo chcesz wrócić, a później po prostu je otwórz
-Okej-powiedziałem i zrobiłem co kazał.
Otworzyłem gwałtownie oczy i poderwałem się do siadu ale to co zobaczyłem prawie z powrotem mnie do niego przywaliło. Przedemną stała kobieta w białym fartuchu. Ale nie to mnie zaskoczyło, tylko napis na plakietce tego stroju
-Lissy Monet-wyszeptałem. Na tę słowa kobieta spojrzała na mnie. Jej rysy twarzy takie tak podobne jak te Vinca ale oczy identyczne jak u Willa. Drobny nos, pełne usta. Włosy za to koloru ala brązowego, jak moje i Shena, a lekko kręte jak u Dylana. Na moje usta wkradł się uśmiech, oczy zaszkiliły. Tu nie było szansy na pomyłkę
-Mama-powiedziałem
-Kim?! Kim ty jesteś?!-spytała słabo
-Tony Monet-przedstawiłem się, patrząc na coraz większe zaskoczenie na jej twarzy
-Tony-zrobiła przerwę, z jej oczu pociekły łzy- Mój synek.....