Rozdział 30

320 11 7
                                    

Pov. Tony

Rano zostałem obudzony przez wkurzoną Martine. Darła się ona niemiłosiernie na Dylana. Postanowiłem więc iść do Shena. Co z tego że wczoraj się biliśmy. Chuj z tym.

Jak pomyślałem tak też zrobiłem.

Chwilę później stałem przed drzwiami bliźniaka. Zacząłem w nie pukać

-Kogo niesie w moje skromne progi-odezwał się ten idiota ze drzwi

-Mnie-odpowiedziałem

-Ciebie nie wpuszczę debilu, bo oślepia mnie twoja brzydota-powiedział złośliwie

-Jakim cudem patrzysz w lustro?!- zapytałem

-Czemu miałbym nie patrzeć w lustro?-zapytał

-Bo jesteśmy bliźniakami jednojajowymi, więc jesteśmy identyczni idioto-krzyknąłem

-Aha-powiedział- I tak cię nie wpuszczę-dodał

W jednej chwili stoję obrażony pod jego drzwiami, a w drugiej leżę rozwalony na jego łóżku, oglądając z nim Frozen 2. Nasze bliźniacze kłótnie są zajebiste

Pov. Vincent

Siedzę na fotelu w swoim gabinecie. Na przeciwko mnie siedział ojciec który wczoraj zaprosił mnie na rozmowę. Szczerze trochę się stresowałem.

-Synu wczoraj prosiłem cię o rozmowę, wiesz może z jakiego powodu?-zapytał ojciec

-Nie, nie wiem ojcze-odpowiedziałem

-W takim razie cię oświecę. Zauważyłeś może to że nawet twoja 17 letnia siostra jest w związku?-przełknąłem nerwowo ślinę. Gdybyś tylko wiedział

-Zauważyłem-odpowiedziałem cicho

-Czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego tak jest?

-Nie nie mogę-powiedziałem jeszcze ciszej

-Vincent masz już 28 lat czy nie uważasz że to już odpowiedni moment na małżeństwo-powiedział- Ja w twoim wieku miałem ju..

-Nie jestem tobą!- Nie zauważyłem nawet kiedy wstałem i kopnąłem swój fotel. Nagle zorientowałem się co robię. Już miałem przepraszać ale moją głowę odrzuciło w bok, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk plaśnięcia. Poczułem pieczenie na policzku. Spojrzałem zaskoczony na ojca, który teraz stał przedemną. Złapał mnie za kołnierz koszuli. W jego oczach szalał czysty szał

-Nie waż się już nigdy tak zachowywać-warknął-A teraz słuchaj. Ożenisz się z kim będę chciał i nie obchodzi mnie czy ty tego chcesz. Zejdź mi z oczu-wycedził przez zaciśnięte zęby i wypchnął mnie przez drzwi

Po moim piekącym policzku spłynęła pierwsza gorąca łza, a za nią kolejna i kolejna. Starłem je chodź nie potrzebnie, bo zastąpiły je nowe.

Szybkim krokiem udałem się do swojego pokoju, jednak po drodze niestety spotkałem Willa. Szybko go wyminąłem i niemal wbiegłem do pokoju. Jak nie ja, rzuciłem się na łóżko, schowałem głowę w poduszkę i pozwoliłem by kolejne łzy wypływały z moich oczu. Tyle rzeczy się ostatnio zdarzyło.

Usłyszałem otwierane drzwi, a zaraz później poczułem że materac obok mnie się ugina

-Vince co się stało?-usłyszałem głos Willa

-Nie no co ty-powiedziałem podnosząc się na rękach by, spojrzeć w zmartwione oczy młodszego brata. Jego wzrok obiegł całą moją twarz, zaczynając od zapłakanych oczu a kończąc na czerwonym policzku

-Kto cię uderzył?-zapytał gniewnie

Spuściłem wzrok. Nie chciałem odpowiadać na to pytanie

Trwaliśmy w milczeniu. Will chwycił mój pod brudek tak bym musiał spojrzeć w jego oczy

-Kto?-zapytał dugi raz

-Ojciec-powiedziałem

Młodszy brat spojrzał na mnie ze współczuciem. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Właśnie sobie uświadomiłem że ostatni raz przytulaliśmy się chyba jakieś 10 lat temu

-Czemu cię uderzył-zadał kolejne pytanie Will

-Wkurzyłem się na niego i kopnąłem fotel-powiedziałem zawstydzony- I później on się wkurzył, uderzył mnie w twarz i powiedział że ożenię się z kim on mi każę.-dodałem ciszej. Czułem się jak pięciolatek skarżący się mamie

Trwaliśmy w uścisku ale w końcu zdałem sobie sprawę że nie powinienem się tak zachowywać. Odsunąłem się więc od niego

-Przepraszam Williamie że musiałeś oglądać mnie w takim stanie-powiedziałem lodowatym głosem. Will tylko uśmiechnął się smutno

-Wiesz Vince ostatnio mam wrażenie że się od siebie odsuwamy. Wydaję mi się że coś przedemną ukrywasz-rzekł- Ale pamiętaj mi możesz powiedzieć wszystko. Jesteśmy braćmi-dodał

Zagryzłem policzek od środka. Postanowiłem

Pov. Will

Vincent wstał z łózka i złapał mnie za rękę. Zaciągnął mnie do garażu. Wsiedliśmy do auta.

Vincent wyjechał z terenu posiadłości i pojechał w tylko sobie znanym kierunku

Jechaliśmy jakieś 15 minut. W końcu zatrzymaliśmy się przy szarym bloku. Nie był za ładny.

Vince ponownie zapał mnie za rękę i zaczał prowadzić do środka budynku. Wpisał kod do wejścia.

Zaczął ciągnąć mnie przez korytarz, po schodach aż w końcu doszliśmy na 3 piętro. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach z numerem 21

Vincent wyjął klucz z kieszeni. Włożył go do zamka i przekręcił. Otworzył drzwi i szybko wszedł do środka ciągnąc mnie za sobą. Jeszcze szybciej je zamknął.

Mieszkanie było ładnie urządzone. Panował w nim lekki gwar. Słychać było śpiew jakiejś kobiety i płacz dziecka.

Vince jak gdyby nigdy nic puścił moją rękę I ściągnął buty. Nagle zobaczyłem małą dziewczynkę, wyglądającą na jakieś 5-6 lat, która biegła w naszym kierunku

-Tata, tata-krzyknęła przytulając się do nóg mojego brata. On uśmiechnięty podniósł ją i przytulił do siebie-Tęskniłeś za mną tatusiu-zapytała

-Oczywiście królewno-odpowiedział

A ja stałem patrząc na nich z rozdziawioną buzią. Vincent ma córkę?
To nie możliwe. Chociaż ta dziewczynka była bardzo podobna do Vinca. Ale on kurwa ojcem?! Po świętej trójcy bym się tego spodziewał ale po nim? Nigdy





Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz