Rozdział 13

550 10 3
                                    

Pov. Tony
Puściłem Amber, ruszyłem  w stronę Dylana i wymierzyłem mu policzek. Jego głowę szarpnęło lekko w bok a na policzku została odciśniętą moja dłoń. Spojrzałem na jego twarz. W jego oczach nie dostrzegłem żadnej emocji, tylko pustkę. Zastanawiałem się czy mi odda ale on zrobił coś czego się nie spodziewałem. Upadł przedemną na kolana i złożył ręce w błagalnym geście. Po jego policzkach spływały łzy.
-Przepraszam. Tak bardzo żałuję. Błagam wybacz mi-wyszeptał a ja patrzyłem na niego ze zdziwieniem. Dylan czegoś żałuję? Coś mnie ominęło? Patrzyłem w jego oczy starając się dojrzeć w nich kpinę, ale dostrzegłem tylko skruchę i ból. Mówił szczerzę. Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku a on chwycił ją po chwili. Pomogłem mu wstać po czym zamknąłem w braterskim uścisku.
-Wybaczam-powiedziałem z uśmiechem-ale musisz odbudować moje zaufanie-Dylan odkleił się ode mnie i podszedł do Valeri. Ona próbowała go pocałować ale on odsunął się szybko
-Z nami koniec-powiedział stanowczo
-Ale jak to, przecież tak dobrze nam było razem-powiedziała smutnym głosem Valeria-Czy to przez twojego małego braciszka który nie może znieść tego że ktoś dowiedział się jaką jest dziwką-dodała wrednie się uśmiechając i spoglądając na mnie ze złością. Chyba oczekiwała ujrzeć łzy w moich oczach. Oh,  jej nie doczekanie.
-Nie będę ryczał przez jakąś sucz i w dodatku takiego tępego plastika-powiedziałem na głos
Zobaczyłem uśmiech na twarzy Dylana i śmiech Shane.
-Wychodzimy Amber-wysyczała przez zaciśnięte zęby panna plastik i zaczeła kierować się do drzwi. Jej siostra  poszłusznie wstała z krzesła i ruszyła za nią.
-Stary charakterek małego Tonusia wraca-powiedział Shane z rozbawieniem
-Spadaj na drzewo i jesteś starszy tylko o jakieś jebane 7 minut-wysyczałem lekko wkurzony
-7 minut to bardzo dużo
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Nie i koniec dyskusji-wstawił się za mną  Dylan. Widać że się stara odzyskać moje zaufanie
-A tak wogule kiedy mogę wyjść z tego zjebanego szpitala-spytałem. Miałem nadzieję że nie długo. Już mi się tak cholernie nudziło w ty jebniku.
-Dzisiaj wieczorem-powiedział mój bliźniak. Odetchnąłem z ulgą.
-Czyli jutro musimy iść do budy(czyt.szkoły)-westchnąłem-To ja chyba jednak zostaję. Bo wiecie Vinc nie musi wiedzieć że dostanę wypis-powiedziałem z chytrym uśmiechem
-Nu nu nu-usłyszałem głos Hailie która zmierzała do nas a za nią szedł Will.
-Oh mała dziewczynko to jest mój tekst-powiedział Dylan obrażonym głosem
-Spokojnie Dylanku nie zabieram Ci go, tylko porzyczam-odparła z kpiącym uśmiechem-A tak wogule mam chłopaka-dodała
-O NIE! O NIE! KTO TO! POWIEDZ! OBIECUJĘ URWĘ MU JAJA!-wydarł się Dylan I tak zaczęła się kłótnia. Kochałem nasz kłótnie. Czułem się szczęśliwy, bo otaczali mnie ludzie których kocham, ale on również mnie kochają. Bo jak powiedział kiedyś bardzo mądry człowiek, nie warto żyć przeszłością, bo ważna jest tylko przyszłoś.....

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz