Rozdział 35

307 10 5
                                    

Pov. Will

Obudziłem się rano z bólem gardła. Trzymanie 21 centymetrowego kutasa w buzi nie jest za miłym doświadczeniem. Podniosłem się do siadu rozglądając się w około. Nigdzie nie widziałem Victora. Może obraził się za wczoraj? Nie lubiłem gdy się złościł. Nie raz robił się wtedy agresywny. Zdarzyło się parę razy że to na mnie wyładowywał swoją złość. Zazwyczaj wtedy bił mnie albo mocno rżnął. Żadne z tych dwóch nie było przyjemnie jednak znosiłem to w ciszy. 

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Do środka wszedł Victor z talerzem kanapek. Bez słowa mi je podał i usiadł na łóżku na przeciwko mnie. 

Patrzył na mnie wyczekująco póki nie zacząłem ich jeść. Nie były najgorsze. 

Gdy skończyłem jeść odłożyłem talerz na szafkę nocną.

-Dziękuję za kanapki-powiedziałem cicho 

On nie odpowiedział tylko kiwnął głową. Był jakiś nie swój. Niby biła od niego ta pewność siebie co zawsze ale drżące dłonie które zaciskał na swoich kolanach, zdradzały, że był zdenerwowany. Złapałem go za rękę i delikatnie pogładziłem jej wierzch. Ku mojemu zdziwieniu wyrwał rękę z mojego uścisku. 

-Ej, Victor co się dzieję?-zapytałem łagodnie 

Odpowiedziała mi cisza

-Victor

Znowu cisza

-Nie chcesz ze mną rozmawiać?-spytałem-Jeśli zrobiłem coś nie tak to mi to powiedz-poprosiłem. 

Nie odpowiedział. Z westchnieniem podniosłem się z łóżka 

-Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to wracam do domu-stwierdziłem. Dopiero wtedy zareagował

-Will-odwróciłem w jego stronę. Stanął przede mną. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Zaczynał mnie powoli irytować

-Serio jeśli coś się stało to mi to powiedz a nie mil

-Nie Will  już nie mogę dłużej nie mogę. Chcę zerwać

Zamrugałem i poczułem ucisk w klatce piersiowej. Chyba nie usłyszałem Victora poprawnie

-Co?-wyszeptałem

-Chcę z tobą zerwać Will. Nie chcę już być twoim chłopakiem 

Moje serce przestało bić. Świat się zatrzymał. Wydawało się że lada chwila świat się skończy. Bo tak właśnie było. Mój świat się skończył 

-Kłamiesz prawda-wyszeptałem błagalnie 

-Nie. Mam cię dość. Spędzanie czasu z tobą już mnie nie cieszy-Victor wzruszył ramionami 

Poczułem się jakby ktoś wbijał mi nóż w serce 

-Powiedziałeś wczoraj że mnie kochasz-poczułem jak łzy wypływają mi z oczu 

-Powiedziałem to tylko po to, byś nic nie podejrzewał. Kochałem cię ale to uczucie się wypaliło. Tak się dzieję. Dużo myślałem i zdałem sobie sprawę że moja macocha miała rację. Potrzebuję kogoś kogoś lepszego-powiedział nonszalancko-Chyba nie zdawał sobie sprawy z ilości jadu zawartego w słowach które wypowiadał 

Wypaliło. Lepszy. Kochałem. Te słowa  odbijały się echem w moim umyśle. Nigdy nie chciałem usłyszeć takich słów z ust mężczyzny którego kocham. Poczułem że nóż wbijał mi się mocniej w serce

Czułem łzy spływające mi po twarzy. Zamknąłem oczy pragnąc obudzić się z tego koszmaru. Modliłem się aby po otworzeniu ich zobaczyć sufit swojego pokoju. Ale kiedy otworzyłem oczy znajdowałem się nadal w pokoju Victora

-Jeśli na prawdę tak myślisz, spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chcesz już ze mną być- powiedziałem. Jeśli na prawdę mnie kocha, nie będzie w stanie tego zrobić. Prawda? Błagałem bezgłośnie by chłopak tak zrobił

Victor westchnął i spojrzał mi w oczy 

-Już cię nie kocham i na prawdę chcę przestać być twoim chłopakiem- powiedział bez mrugnięcia okiem 

Poczułem jak nóż wbity w moją pierś pozbawia mnie serca. Otarłem łzy, ale było to bezcelowe ponieważ wytarte łzy zostały natychmiast  zastąpione nowymi 

-W porządku, od tego momentu nie jesteśmy już razem-ledwo wydobyłem słowa z ust. Mój głos łamał się i był bardzo drżący. 

Jak stałem tak wyszedłem z jego domu nie wziąwszy nawet  telefonu. Szybko wróciłem do domu samochodem. 

Pobiegłem do kuchni i wyjąłem z szuflady nóż. Z uśmiechem szybko wszedłem do swojego pokoju. Doskonale wiedziałem co zrobię 

Nim jednak zakończyłem swój żywot postanowiłem napisać list pożegnalny

Odstawiłem nóż na biurko. Wziąłem pierwszą lepszą kartkę i długopis. Zacząłem pisać. Gdy skończyłem chwyciłem nóż i przyłożyłem go sobie do  nadgarstka. Mocno przejechałem ostrzem po skórze rozkoszując się widokiem krwi. Chwilę robiłem sobie kreski. Tak jak zawsze. 

Gdy już miałem podciąć sobie żyłę, zawahałem się. Przypomniałem sobie każdy uśmiech mojego rodzeństwa, każdy pocałunek z Victorem, każdy miły dzień. Uświadomiłem sobie że to może wrócić. Że szczęście może wrócić. Nie jestem sam. Upuściłem nóż na podłogę i roześmiałem się jak pojebany. Huk noża upadającego na podłogę był  tak głośny że moje rodzeństwo zjawiło się u mnie pokoju. Patrzenie na zapłakanego, śmiejącego się jak psychopata brata z pociętymi rękami musiało być bardzo dziwnym uczuciem


Bardzo zrąbany jest ten rozdział. Dziękuję za uwagę i miłego dnia


Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz