Rozdział 2 - W świetle

431 27 5
                                    

Z gabinetem Albusa Dumbledore'a Harry nie miał zbyt miłych wspomnień. Trafiał tu zawsze, gdy dyrektor miał mu coś ważnego do powiedzenia, a i tak kończyło się to czymś nieprzyjemnym. Wiekowy czarodziej nigdy nie słuchał też dowodów na nielojalność Snape'a, których we trójkę dostarczali niemal na każdym kroku. Mistrz Eliksirów zawsze miał jakąś wymówkę, dotyczącą swojego udziału w takiej, czy innej sytuacji. Wyjaśnienie, dlaczego widziano go na Nokturnie, bądź tak jak w przypadku zdarzenia z ostatniego tygodnia, gdy Harry i Ron niemal przez dwie godziny uciekali przed Śmierciożercami, choć powinni być na szlabanie, właśnie ze Snape'em. Zapytany o to zasugerował, iż Draco Malfoy mógł na życzenie ojca skierować obu Gryfonów na skraj Zakazanego Lasu.
Co prawda podrobienie notatki nie było trudne. W końcu Harry podrabiał zwolnienia od Pani Pomfery odkąd skończył dwanaście lat, a Fred i George wzięli się ostro za edukowanie młodszych roczników Gryffindoru. Bądź co bądź, wrodzona podejrzliwość w stosunku do Snape'a, nie pozwoliła mu od tak uwierzyć w opowiedzianą bajeczkę. W drodze do gabinetu Dumbledore'a był przekonany, iż czeka go ciąg dalszy przekonywań – bowiem odmówił spędzania szlabanów w towarzystwie Mistrza Eliksirów, tłumacząc się kwestiami bezpieczeństwa.

– Dobry wieczór, panie dyrektorze. – Po wejściu do pomieszczenia przywitał się jak najuprzejmiej potrafił, dostrzegając stojącego w rogu Snape'a.

W świetle świec mężczyzna wyglądał gorzej niż zwykle, więc Harry wyobraził sobie nieudane eliksiry, które dzisiaj musiały wybuchać podczas zajęć Puchonów i uśmiechnął się z satysfakcją.

– Widzę, że jesteś w dobry humorze, drogi chłopcze. – Głos Dumbledore'a był jak zwykle łagodny, ale pobrzmiewało w nim ukryte pytanie.

– Profesor Trelawney po raz pierwszy nie wywróżyła mi śmierci – przyznał całkiem szczerze, a jego uśmiech poszerzył się, gdy z miejsca, w którym stał nauczyciel dobiegło prychnięcie pełne pogardy.

Szaty Snape'a zaszeleściły, gdy podszedł bliżej biurka i oparł o drewniany blat jedną ze swych kościstych dłoni.

– To dowód na to, jak bardzo się myli – mruknął.

Zmarszczki na czole Dumbledore'a pogłębiły się, gdy zdjął z nosa okulary połówki.

– Pewnie zastanawiasz się dlaczego cię tutaj wezwałem… – ciągnął, jakby komentarz Snape'a nie miał miejsca.

– Jeśli chodzi o szlabany… – zaczął Harry.

– Nie – przerwał mu szybko dyrektor. – Nie będziesz miał w tym roku zbyt wiele czasu na kary za przewinienia. – Dumbledore przez chwilę wyglądał, jakby próbował uporządkować myśli krążące po jego głowie, a gdy w końcu się odezwał jego głos nie był już tak łagodnym, jakim znał go Harry. – Dostaliśmy propozycję dwa dni temu i wiedz, że obie doby poświęciłem na dokładne przemyślenie tego wszystkiego. Ta wojna nie dąży w kierunku, którego spodziewaliśmy się początkowo. – Spojrzał na Snape'a, który oparł się o jeden z wysokich regałów z książkami tak, by widzieć ich obu i drzwi. – Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, gdzie Voldemort uderzy tym razem, a data twoich siedemnastych urodzin zbliża się.

Brew Harry'ego uniosła się nieznacznie. Dumbledore rzadko pozwalał sobie na udzielanie tak wielu informacji za jednym razem, więc młody Potter niemal wtopił się w fotel z niecierpliwości.

– Obaj z Severusem uważamy, że nie jesteś gotowy i gotowy nie będziesz do lipca…

– Gdybyśmy mieli odpowiedniego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią…

Snape chrząknął, nim Harry skończył zdanie.

– Nic by to nie dało. Od początku powinieneś być osobno szkolony do tego tylko zadania – mruknął.

SZERMIERZ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz