Idziemy niewidomi przez ciemność, ale tą białą laską chcielibyśmy czasem zdzielić kogoś przez łeb.
Stanisław Jerzy Lec
Lucjusz z powtarzaniem wszystkiego w kółko, nie był zbyt pomocny. Harry miał wrażenie, że jego umysł zamykał się za każdym razem, kiedy słyszał ostry ton głosu mężczyzny. Monotonia usypiała go. Nigdy nie był dobry w poświęcaniu uwagi czemuś na dłuższą metę. Binns był tego czystym przykładem. Podczas zajęć z Obrony Przed Czarną Magią przynajmniej coś się działo. Zawsze miał też przy sobie Rona, który skutecznie rozpraszał go – a raczej w swoisty sposób pozwalał mu skupić swoją uwagę na czymś innym.
Nie opanował czarów lewą ręką ani przed obiadem, ani po posiłku. Lucjusz wydawał się zirytowany i bardziej to podejrzewał niż mężczyzna to po sobie pokazywał. Snape nigdy nie dusił swojej niechęci do niego, ale Malfoy wydawał się ukorzony samą myślą, że mógłby okazać jakieś emocje. W nim buzował gniew i wściekłość. Spodziewał się, że cała ta gadanina o tym, że jest niezwykły i specjalny będzie oznaczała, że łatwiej będzie opanować mu szermierkę, ale do tej pory tylko raz walczyli i na razie sam nie chciał tego powtarzać. Lucjusz pokonał go bez najmniejszych przeszkód i nie miałby problemu z daniem mu ponownie nauczki.
Nie mógł krzyczeć. A naprawdę miał ochotę. Powrzeszczeć tak po prostu i dać ujście emocjom, ale zamiast tego spędzili w ciszy obiad, gdy jego prawa ręka mrowiła od maści, której grubą warstwę nałożył, przypominając mu nieprzyjemnie nie o jednej porażce, ale aż dwóch, które poniósł w tak krótkim czasie.
W lustrze w zaciszu własnego pokoju wyciągnął obie dłonie przed siebie, chcąc sprawdzić gdzie popełniał błąd. Ruch, który wykonywał, wydawał się jednak bliźniaczy. Oczywiście pamiętał o tym o czym przestrzegał ich Flitwick podczas pierwszych zajęć – nie kręcić różdżką niczym w odbiciu lustrzanym. Prawa strona obrotu zawsze pozostawała prawą, ponieważ zaklęcie mogło się wyrwać spod kontroli, ale nadgarstek jego lewej ręki pozostawał pod odpowiednim kątem.
Lucjusz wydawał się przez pierwsze minuty drugiego treningu zadowolony z jego nagłego postępu, ale kiedy żadna tarcza nie pojawiła się przed nim, znowu zapanowała ta irytująca cisza, która sprawiała, że denerwował się tylko bardziej.
- Rozluźnij się – powtórzył Lucjusz.
Harry może niedawno wziąłby to za jakieś niesamowite pokłady cierpliwości, ale brzmiało to upierdliwie. Jakby cała złośliwość Malfoya wydawała się objawiać właśnie w tych dwóch słowach. Nie miał pojęcia dlaczego Lucjusz się przebrał, ale przez tą cienką koszulę mógł dostrzec charakterystyczny tatuaż na lewej ręce mężczyzny.
- Może byłoby łatwiej, gdybym nie stał naprzeciwko śmierciożercy – odparł, starając się mimo wszystko brzmieć spokojnie.
Opanowanie wydawało się mieć znaczenie u Lucjusza. Malfoy nie nazywał go jeszcze idiotą czy powodowanym emocjami durniem, ale pewnie był tego bliski. Snape spędził z nim mniej czasu zanim zaczął go obrażać.
Lucjusz nawet mrugnął okiem, kiedy zaplótł dłonie na piersi.
- Może właśnie powinieneś ćwiczyć tylko ze śmierciożercami, żebyś nie stał się nieśmiały, kiedy staniesz naprzeciwko Czarnego Pana? – spytał Malfoy i jego głos wydawał się oblany słodyczą.
Harry zagryzł usta, starając się opanować emocje.
- Stawałem naprzeciwko niego częściej niż możesz sobie wyobrazić – warknął.
Lucjusz zaśmiał się głośno.
- Wiem o wszystkim – odparł Malfoy. –Wiem może nawet więcej od samego Czarnego Pana. On twierdzi w końcu, że masz jakąś specjalną moc, która pomaga ci go pokonać. Ja wiem, że to zwykłe szczęście. Przesądy niszczą ludzi i najwyraźniej przyćmiewają umysł – dodał.