Rozdział 21 - Rzeczy pewne

217 14 6
                                    

Patrząc na ciemność lub śmierć boimy się nieznanego - niczego więcej.

Joanne Kathleen Rowling

Chciał po prostu podziękować, ale Lucjusz nie był łatwym człowiekiem, co powinien powtarzać sobie każdego wieczora przed snem. Ron zapewne ucieszyłby się z nowej mantry. Wcześniej przeklinali Ślizgonów, Snape'a oraz człowieka, który stworzył fasolki o smaku wymiocin. Harry sądził, że mógł żyć bez każdej z tych rzeczy, ale docierało do niego jak mocno się pomylił. Z Lucjuszem było podobnie.

Malfoy stanął w rozkroku ze szpadą w dłoni i zaczął kolejną z porannych rutyn, do których Harry się już przyzwyczaił. Sam miał powtórzyć wszystko, czego nauczył się do tej pory. Jego nadgarstek był w doskonałej kondycji, a lewa ręka zaciskała się pewnie na różdżce. Czuł na sobie wzrok Lucjusza, co nie powinno być czymś nowym, ale ta koszula wydawała się go informować o tym, kiedy na niego patrzono. Może po prostu czuł się cały czas zagrożony, kiedy gruba tkanina swetra nie zasłaniała go kompletnie.

- Ćwiczyłeś – rzucił Malfoy niby niezobowiązującym tonem.

- W Hogwarcie przez cały tydzień. Uważałem, żeby mnie nikt nie zobaczył – uprzedził pospiesznie.

Nie był idiotą. Częściowo ukrywał się również przed Ronem. Był pewien, że gdyby powtórzył chociaż słowo z tego, co Lucjusz do niego mówił, Weasley dostałby apopleksji. To nie było moralne. Nie zmieniało jednak faktu, że stanowiło coś poprawnego. Świat się zmienił, kiedy nie patrzyli. Chociaż może zawsze taki był, ale ludzie wokół nie pozwolili im go takim dostrzec. Rodzice, Dumbledore, nauczyciele – oni wszyscy mogli sądzić, że chronili ich przed złem, ale lepiej było znać wroga, zanim stanie się z nim twarzą w twarz. Udawanie, że szarość nie istnieje też nie była najlepszym wyjściem, bo jak teraz rozpoznają wszystkie odcienie tego świata?

- Masz w zamku szpadę? – spytał Lucjusz wprost.

- Nie – odparł. – Wiesz jak drogie są – prychnął.

Kącik ust Lucjusza drgnął lekko.

- A chciałbyś mieć w zamku szpadę? Miałbyś ją gdzie ukryć? – zainteresował się Malfoy.

Harry zamarł i zerknął niepewnie na mężczyznę.

- Ron dostanie kolejnym prezentem w głowę? - spytał, nie mogąc się powstrzymać. – Jestem ci bardzo wdzięczny za koszule, ale…

- Nonsens – prychnął Lucjusz, wchodząc mu w słowo. – Zamierzasz podziękować? – zakpił. – Nie wiem czy równowaga świata nie zostanie zachwiana. W końcu masz być bohaterem, a nie niszczącym światy. Nie byłoby cię stać na ubrania, podobnie jak na szpadę, ale to ja cię uczę i ja odpowiadam za to, żebyś miał wszystko, czego ci potrzeba – wyjaśnił spokojnie.

Harry odchrząknął niepewnie, nie wiedząc nawet za bardzo co to oznacza, ale oczami wyobraźni widział już szpadę spadającą na nich podczas śniadania. Nie dostawał prezentów prawie nigdy. Gryfoni zdawali sobie sprawę w jak ciężkiej sytuacji jest, gdy zostaje podczas wakacji z Dursleyami. Nikogo nie dziwiło, że nie dostawał nawet listów, więc ta nagła zmiana na pewno zrodzi kolejne pytania. Ron przełknął jakoś koszule, uznając, że zapewne to prezent od McGonagall albo Dumbledore'a. Kogo innego byłoby stać na takie rzeczy? Gdyby dowiedział się, że Malfoy wybrał je specjalnie dla niego, zapewne spłonęłyby szybciej niż Harry zdążyłby zareagować.

- Naprawdę ci dziękuję i świat się nie zawali, kiedy wykażę się kulturą, dziękuję bardzo – prychnął. – Chodzi o to, że ludzie zaczną pytać. Nikt niczego mi nie przysyła. Jestem Harry, nie mam rodziny – przypomniał Lucjuszowi.

SZERMIERZ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz