Są tacy, co nie potrzebują nocy. Ciemność promieniuje z nich.
Stanisław Jerzy Lec
Stopy Harry'go zanurzyły się w miękkiej trawie, kiedy ponownie wylądował przed dworkiem Lucjusza. Mężczyzna tym razem na niego czekał, chociaż nie spojrzał na niego ani razu, bardziej zainteresowany linią lasu. Harry nie znał się na czarodziejskich właściwościach przyrody, ale miał nadzieję, że zagajnik otaczający dwór nie był w niczym podobny do Zakazanego Lasu, który nie raz doprowadził do tego, że nocą śniły mu się koszmary.
- Przebierz się w coś wygodnego – rzucił Lucjusz, wpatrując się nadal przed siebie.
- Zostajemy na zewnątrz? – zdziwił się.
A potem dotarło do niego, że Malfoy wspominał jeszcze w tamtym tygodniu, że zaczną biegać. Jakoś nie przyjął tego do wiadomości. Może sama wizja biegającego Lucjusza była niepokojąca. Mugole posiadali specjalne stroje do uprawiania sportu i nie wyobrażał sobie mężczyzny w niczym tak opiętym. Nie sądził również, żeby czarodzieje posiadali dresy, skoro nawet quidditch uprawiano w ciężkich wielowarstwowych szatach, które co prawda nie krępowały ruchów, ale jednak cały czas łopotały na wietrze, do czego musiał się przyzwyczaić podczas pierwszych lotów. Strój zawodników był ściśle określony poprzez zasady sięgające jeszcze czasów Merlina, jakby się mogło zdawać. Pani Hooch zapewne nie pozwoliłaby mu wsiąść na miotłę w zwykłych spodenkach – jakkolwiek wygodne by to nie było. Może zostałby nawet zdyskwalifikowany.
Wyśmiany na pewno.
Lucjusz nadal wpatrywał się w ścianę lasu, najwyraźniej nie kwapiąc się odpowiadać mu na coś tak oczywistego. Jego koszula była luźniejsza i poranny wiatr poruszał nią delikatnie odsłaniając trochę więcej bladej skóry. Wiedział, że męskie ciała porastały włosami, ale Malfoyowie zawsze wydawali mu się na to zbyt wydelikaceni. Ron zaczynał przypominać już swojego ojca nie tylko z postury, ale również rudawego zarostu, szorstkiego i gęstego. Tymczasem klatka piersiowa Lucjusza była pokryta jasnymi kręconymi włoskami, które jakoś dziwnie pasowały do jego karnacji.
Mężczyzna nie miał na sobie jakoś specjalnie wyglądających spodni. Na pewno materiał nie przypominał w niczym mugolskiego. Może jednak wystarczyło, że nie miał na sobie szaty, która akurat w czasie ćwiczeń musiała chociaż trochę krępować ruchy. Czarodzieje ubierali tak wiele warstw dla ochrony, a nie wygody. Harry wiedział jak wiele czarów wpleciono w jego szkolne szaty. Mógł tylko podejrzewać, że ubranie Lucjusza było tarczą samą w sobie.
Ruszył w stronę budynku bez słowa, zostawiając Malfoya wpatrującego się nadal przed siebie.
ooo
Lucjusz był dokładnie tam, gdzie się rozstali. Mężczyzna rozprostowywał dłonie, wyciągając je przed siebie. Jego palce były przeraźliwie długie. Harry nigdy nie uważał swoich rąk za małe, ale w porównaniu z Lucjuszem dostrzegał dysproporcję. Kiedy te dłonie nie obwijały się wokół różdżki lub szpady i mógł je dostrzec w pełnej okazałości, robiły wrażenie. Nie wydawały się jednak przy tym silne. Miały w sobie pełną wątłość.
Cisza, która przedtem była kojąca, stała się nagle całkiem podejrzana i podniósł głowę, tylko po to, aby zdać sobie sprawę, że Lucjusz zwrócił swoją pełną uwagę z powrotem na niego. I musiał widzieć, że Harry gapi się na jego dłonie. Nie wiedział nawet dlaczego jego policzki zapłonęły. Malfoy nie był ,aż tak interesujący. Jego palce po prostu przypominały szpony i może nawet wygarnąłby to mężczyźnie, gdyby ten powiedział chociaż słowo. Lucjusz jednak zmarszczył brwi, a potem zawinął dłonie na piersi, przyglądając mu się nagle od stóp do głów.
