Muszę ko pać ciemność, aż zbroczy ją światło dnia.
Jonathan Carroll
Lucjusz wydawał się cichy i sama ta myśl była śmieszna, bo Malfoy preferował głównie milczenie. Jednak nawet ono było wymowne. Tymczasem Harry stał naprzeciwko mężczyzny w zbrojowni, a Lucjusz nawet nie spoglądał na niego, skupiony głównie na tym jak poruszało się jego własne ciało, kiedy pokazywał mu kolejny manewr. Byłoby by mu łatwiej skupić się, gdyby koszula Malfoya nie była tak cienka. Wiedział, że to nie wina Lucjusza, ponieważ większość czarodziejów ubierała się w ten sposób, ale to nie pomagało w rozładowaniu frustracji. Kilka minut, które spędził w łazience dotykając się, napełniło go wstydem, którego nie chciał czuć.
Lucjusz tymczasem obrócił się z gracją tancerki, chociaż jego kończyny były tak bardzo długie. Harry nie miał pojęcia co zrobić z rękami. Szpada nie ciążyła mu aż tak bardzo, ale stanowiła ciało obce i nie czuł jej długości. Przypadkowo uderzył w stół i ostrze wypadło mu z rąk, z nieprzyjemnym trzaskiem lądując na podłodze. Wcześniej przeciął ciężkie kotary, trochę przerażony, że Lucjusz nie zabezpieczył jego szpady. Sądził, że zaklęcia ochronne pokrywają je szczelnie, ale wyraźnie się mylił.
Miał wrażenie, że wszystko szło źle.
Malfoy normalnie skomentowałby to już do tej pory, ale mężczyzna zachowywał uparcie milczenie, pozwalając mu zapadać się we własnej złości. Co gorsza mówił mu wcześniej, że nie potrafił sterować tą emocją i Harry nie chciał mu wierzyć. Nie mógł pozwolić na to, aby Lucjusz miał rację po raz kolejny, chociaż pewnie to cofało ich o kilka kolejnych kroków w tył. Wszystkie postępy, które poczynili wcześniej nie miały znaczenia.
- Nie powiesz nic? – spytał w końcu.
Nie wiedział czy w jego głosie gościła bardziej frustracja czy czysty gniew. Kiedy wuj Vernon był wściekły, zawsze znajdował sobie cel do wrzeszczenia. Harry nareszcie rozumiał dlaczego Dursley to robił. Ukierunkowanie złości dawało prawie wolność. Wuj mógł krzyczeć na niego ile chciał. I tak nikt nie przejmował się nim wtedy. Teraz niewiele się zresztą zmieniło. Tym razem to jednak on wybierał cel do kłótni i wytykania. I nie chciał tak bardzo porównywać się do Vernona, ale to było trudne.
Wszystko było tak fatalnie trudne.
- Co mam ci powiedzieć? – spytał Malfoy. – Mam ci powiedzieć, że upadasz? – zakpił mężczyzna. – Wiesz to. Obaj to wiemy. Nie obchodzą mnie twoje powody. W garść musisz się wziąć sam – poinformował go Lucjusz.
I to faktycznie nie było nic nowego.
Harry wziął kilka głębszych wdechów, starając się jakoś uspokoić, ale był na to zbyt rozedrgany.
- Chcesz poćwiczyć z różdżką? – spytał Lucjusz.
Pomysł był fatalny. Malfoy dotknął go, kiedy pokazywał mu jak powinien poruszać nadgarstkiem. Za wszelką cenę chciał unikać kontaktu fizycznego z tym mężczyzną. Potrafił przyznać nawet otwarcie, że bał się. Strach nie czynił go przecież słabym. Wiedział przynajmniej czego unikać. I tak jak Ron przezwyciężył swój lęk przed pająkami, Harry stał naprzeciwko Lucjusza, starając się w pełni kontrolować.
Zauroczenie Cho było jak piorun z jasnego nieba. Wystarczyło, aby raz się do niego uśmiechnęła i nie potrafił myśleć o niczym innym. Chodził za nią jak ostatni idiota i nie potrafił wykrztusić słowa. Hermiona twierdziła, że to normalne, ale dla niej wszystko takie było. Znała ludzi, czytała, słuchała. Hermiona zawsze wiedziała wszystko, ponieważ była Hermioną.
Nie musiał analizować swoich uczuć, aby wiedzieć, że te emocje związane z Lucjuszem nie miały charakteru zauroczenia. Nie lubił nawet faceta. Malfoy posiadał pozytywne cechy, ale skutecznie je przykrywał swoim chłodem i dystansem do świata. Poczucie wyższości zapewne pozwalało mu spać spokojnie po tych wszystkich złych rzeczach, które zrobił. Nie posiadał kompasu moralnego, a dla Harry'ego to było najważniejsze.
