W tym dziw nym świecie, w tej pogrążonej te raz w ciem ności połówce glo bu, muszę upo lować coś, co żywi się łzami.
Thomas HarrisSnape napierał na niego, co nie było niczym dziwnym. W końcu walczyli, więc Harry powinien być przygotowany na taką fizyczną manifestację, ale to było trudne. Mężczyzna był o wiele wyższy od niego i nie tak szczupły jak Lucjusz. W porównaniu z Malfoyem wydawał się ogromny i Harry kurczył się sam w sobie, kiedy Snape atakował, wykorzystując do tego całe swoje ciało.
Wiedział, że profesor robił to specjalnie, ale to wcale nie pomagało jego samokontroli i instynktowi, który nakazywał się uchylać, zamiast wykorzystać swoje doświadczenie i talent – jedyną przewagę jaką miał nad mężczyzną.
- Skup się Potter – warknął Snape.
Harry zacisnął zęby, prawie do krwi raniąc wargę. Pot na jego czole perlił się zapewne. Czuł wyraźnie formujące się krople, ale nie miał nawet na tyle czasu, aby przetrzeć skórę. Snape nie dawał mu ani chwili wytchnienia, zapewne badając granice jego wytrzymałości. Nie był silny, ale gibki i szybki. Podczas walki z Lucjuszem to wystarczało, ale Malfoy nie miał siły Snape'a i nie spodziewałby się po mężczyźnie, który spędzał godziny w laboratorium, takiej krzepy. Nie byłby zdziwiony, gdyby okazało się, że Snape w wolnym czasie siłował się na rękę z Hagridem. I ta myśl dziwnie go rozbawiła.
- Skup się Potter – powtórzył mężczyzna.
- Nie mów do mnie Potter tym tonem – warknął, bo to było irytujące.
Snape nawet nie mrugnął, kiedy ponownie się na niego zamierzył. Ostry dźwięk ścierającego się z sobą metalu wypełnił pomieszczenie. Odbił szpadę Snape'a, zmuszając mężczyznę do wycofania się. I chociaż Snape nie miał wprawy ani zbyt dobrej techniki, zaraz później sam został zrzucony do defensywy. Wypływał z tego jeden wniosek. Nie był na tyle dobry, aby przeciwstawić się tępej sile.
- O ile sobie dobrze przypominam, tak brzmi twoje nazwisko – rzucił Snape.
- Ale wiem dlaczego w kółko je powtarzasz. Widziałem twoje wspomnienia – przypomniał mu, nie wiedząc nawet dlaczego w ogóle do tego nawiązuje.
Nie rozmawiali o tym. Snape nie wybaczył mu, a Harry nadal wstydził się, że zrobił coś takiego. Nie miał prawa do tych wspomnień. I bynajmniej nie chciał patrzeć na swojego ojca oczami Snape'a. Próbował sobie wmówić, że byli tylko chłopcami, dziećmi, które nie były świadome swoich czynów, ale nie potrafił pozbyć się nie swoich wspomnień z głowy. Odnosił wrażenie, że Syriusz i jego ojciec nie zmieniliby się wiele, gdyby mieli szansę na normalne życie. Łapa zresztą darzył Snape'a nadal gorącą nienawiścią, kiedy wydostał się z Azkabanu. I samo już to wprowadzało pewien zamęt w jego życie. Kochał Syriusza i swojego ojca, ale żadnego z nich nie znał tak naprawdę.
Snape natomiast pokazał mu się z takiej strony, że trudno było z nim nie sympatyzować teraz, kiedy na placu boju zostali w zasadzie we dwóch.
- Przepraszam – powiedział całkiem szczerze.
Snape zmarszczył brwi, kiedy opuścił swoją szpadę.
- Mógłbym dodać, że to był głupi wypadek, ale to nic nie zmieni. Nie lubię kiedy używa pan mojego nazwiska, bo do mojego ojca mówił pan dokładnie tak samo. To był ten ton. A ja nie jestem nim. Przynajmniej mam nadzieję, że…
- Uspokój się – wszedł mu w słowo Snape, przygotowując się ponownie do walki. – Skup się na tym, co robisz. Musisz nauczyć się tak blokować silne ciosy, aby nie przyjmować na siebie całego impetu – pouczył go.