Rozdział 1

250 30 8
                                    

Rozdział 1

Zapowiadał się kolejny zwykły dzień. Wstałam przed siódmą i zanim jeszcze weszłam do łazienki, włączyłam ekspres. Dzień bez kawy- dniem straconym. Wskoczyłam pod prysznic i pospiesznie opłukałam ciało. Włosów nie chciało mi się myć i postanowiłam zawinąć je w ciasny kok. W szlafroku wróciłam do kuchni i nalałam sobie kawę do ulubionego kubka w kształcie okazałego członka. Jedyna męskość w moim życiu. Dobiegałam wielkimi krokami do czterdziestki i nic nie zapowiadało, że minę ten cholerny próg ze stałym partnerem. Nie paliłam się do tego, choć zawsze lubiłam męskie towarzystwo i w takim najlepiej się czułam. Może właśnie dlatego miałam mało koleżanek, bo każda uznawała mnie za potencjalne zagrożenie.
Po wypiciu kawy, poleciałam się ogarnąć i spakowałam do teczki sprawdzone testy swoich uczniów. Nie popisali się tym razem i zaczynam się zastanawiać, czy nie cofnąć się z materiałem, bo ewidentnie nie ogarniali tematu.
W drodze do pracy trafiłam na jakąś stłuczkę. Niby nic złego, ale zablokowana droga zmusiła mnie do skorzystania z objazdu, a to znaczyło wydłużony czas jazdy. Zadzwoniłam do koleżanki, że jestem na obsuwie i w razie czego obiecała wpuścić młodzież do klasy. Dojechałam w porę, bo będąc jeszcze za drzwiami głównymi, usłyszałam, że jest już przerwa. Zaczynałam za niespełna dziesięć minut, dlatego przyspieszyłam kroku i niczym burza wpadłam do pokoju nauczycielskiego. Po szybkim przywitaniu się z koleżankami, zdjęłam kurtkę i wyjęłam z teczki przygotowane klasówki. Poniedziałkowe poranki zazwyczaj były milczące, dopiero po południu ludzie zaczynali się do siebie odzywać. Kolejne tego dnia piknięcie mojego telefonu podniosło mi ciśnienie. Niechętnie spojrzałam na ekran i zmarszczyłam czoło.
–Stało się coś? – zapytała stojąca przede mną koleżanka.
–Nie, dlaczego? – ocknęłam się i podniosłam na nią wzrok.
–Bo dziwnie wyglądasz – wzrokiem wskazała mój telefon.
–A to! To ta wasza aplikacja randkowa. Żyć mi nie dają – burknęłam nieprzyjemnie i wyciszyłam dzwonek.
–Oj tam od razu żyć. – zadrwiła ze mnie i z uniesionym kącikiem ust usiadła przy stoliku. – Może akurat dla ciebie będzie fartowna.
–Sra-ta-ta-ta – niezadowolona pokręciłam głową, a wrzucając telefon do torebki zauważyłam zapomniane awizo. – Jeszcze i to – wyjęłam papierek i przyglądałam mu się, jakbym chciała z niego wyczytać treść listu. Rzadko dostawałam polecone i tym bardziej ciekawiła mnie jego zawartość. Nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślanie, bo ponownie zadzwonił dzwonek. wyszłam z pokoju i powoli ruszyłam w stronę schodów. Po tylu latach w szkole, nie zwracałam już uwagi na hałas wokół mnie, przestałam go słyszeć.
Młodzież nie ucieszyła się na mój widok, a zwłaszcza na widok trzymanych przeze mnie kartek. Po wpuszczeniu dzieciaków do klasy, poczekałam aż sie rozsiadą, ale nie robili tego zbyt  chętnie. Dopiero kiedy chrząknęłam, przyspieszyli ruchy.
–Powiedzcie mi, kochani, dlaczego kiedy pytam czy jest coś, co chcecie omówić albo czego nie rozumiecie, to wszyscy wszystko wiedzą, hmm? – klasa milczała i wcale mnie to nie zaskoczyło. –Pytałam raz, drugi. Pytałam dzień przed testem i co? Nic. Nikt się nie odezwał. Na lekcjach też sobie jakoś radziliście, to co się stało? – Rozejrzałam się po twarzach i było mi ich trochę szkoda. – Wiem, że chemia nie jest dla wszystkich, no ale musicie ją zdać, nie ma bata. To test semestralny, nie mogę nie wpisać ocen, ale umówimy się na poprawę, a dziś go sobie omówimy, tak? – Wszyscy pokiwali głowami. Podałam plik kartek najbliżej siedzącej uczennicy i zanim je rozdała, zaczęłam odmawiać pierwsze pytanie ze sprawdzianu.
Cały dzień błądziłam gdzieś myślami. Niby nic się nie działo, a jednak miałam wrażenie, że czeka mnie jakaś niespodzianka, i to niekoniecznie miła. Każdą kolejną lekcję prowadziłam bardziej podenerwowana i na koniec dnia byłam już tym wykończona. Wyjątkowo nie miałam ochoty na pogaduszki z koleżankami i po ostatniej lekcji, migając się trochę przed rozmową o zbliżających się maturach, zabrałam swoje rzeczy i opuściłam szkołę. Mój niebieski Porszak, który przez pomyłkę miał na masce znaczek Opla, czekał na mnie na parkingu i na dzień dobry zamrugał do mnie światłami.
Wizyt na poczcie nie znosiłam szczególnie. Zawsze trafiałam na gigantyczne kolejki i wykłócające się o pierdoły staruszki. Tego dnia było podobnie. Kolejka kończyła się przy drzwiach wejściowych i przez najbliższy kwadrans nie zmniejszyła się nawet o jedną osobę. Pani w okienku była jedna i nie wykazywała nawet najmniejszych chęci w przyspieszeniu ruchów, czy zawołaniu koleżanki do pomocy. No trudno, skoro zadałam sobie tyle trudu, żeby tu przyjść, to nie mogłam odpuścić, bo znając moje szczęście, to jutro byłoby dokładnie to samo. Oparta ramieniem o ścianę czekałam na swoją kolej. W pewnej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok i podniosłam głowę znad telefonu. Naprzeciwko mnie, jakieś dwa metry dalej stała…
–Ada? – zapytałam na głos i od razu się do mnie uśmiechnęła. W dupie miałam miejsce w kolejce, podbiegłam do niej i mocno objęłam za szyję. – Co ty tu robisz?
–Pracuję, a ty?
–Czekam – podniosłam awizo i od razu mi je zabrała.
–Chodź – pociągnęła mnie za rękę w stronę matowych drzwi i na chwilę mnie tam zostawiła. Weszła do jakiegoś małego pomieszczenia i po dosłownie dwóch minutach wyszła i podała mi list. – Po krzyku.
–No nie wierzę – nie przestawałam się cieszyć. – Opowiadaj, skąd się tu wzięłaś? Kiedy wróciliście? – na to pytanie Ada posmutniała i lekko się odwróciła
–Tylko ja wróciłam. To znaczy nie poleciałam do Stanów.
-Byliście w Polsce? Nie dałaś znać?
–Po tym, co ostatnio zobaczyłam, to jakoś nie miałam ochoty – posłała mi groźne spojrzenie.
–Dziewczyno, ile razy mam ci tłumaczyć, że tam nic nie było? Przypadek, że spotkaliśmy się w tej knajpie.
–No tak – pokiwała głową – mniejsza.
–Ale co to ma wspólnego…
–Pójdziemy na kawę?
–Teraz? – otworzyłam szerzej oczy i kiwnęłam głową.
–Pójdę po torebkę – szybko poszła w głąb korytarza i po chwili wychodziłyśmy już z okazałego budynku. Po drugiej stronie ulicy była mała kawiarnia i tam weszłyśmy. Było kilka wolnych stolików i zajęłyśmy ten najdalej od ludzi. Nie odzywałam się, bo gdzieś w środku czułam, że zaraz ona się odezwie. – Rozstaliśmy się z Kamilem. Nie dogadywaliśmy się, nie mogłam pozbyć się z myśli jego kobiet.
–Aż tak?
–Różnie bywało. Sama wiesz – znów ta pretensja w jej głosie. – Tak czy inaczej było coraz gorzej. Kłótnie, awantury… – nagle zamilkła, a ja podejrzewałam najgorsze.
–Bił cię?
–Nie – odpowiedziała bez najmniejszego zastanowienia. – Ale ja miałam ochotę.
–I co dalej? –Upiłam łyk kawy.
–Nic. Janek postanowił wyjechać razem z ojcem, ja zostałam. Coraz rzadziej rozmawialiśmy. W końcu przestaliśmy całkiem. Na szczęście od roku znów wszystko wraca do normy, ale to i tak niewiele. Nie widziałam go od siedmiu lat. On mnie nie chce widzieć. Nawet nie znam ich obecnego adresu.
–Aż trudno uwierzyć.
–Nie byłam święta. Uciekłam w nałóg i za nic miałam to, co się działo w domu.
–Co ty mówisz?
–Nawet nie wiesz jak to wciąga – uniosła kącik ust, kiedy to mówiła, a ja zaczynałam się bać. – Hazard to chyba jeszcze gorsze gówno niż alkohol i dragi.
–Ada – westchnęłam ciężko. – Kasyno? Ty?
–Ja – zaśmiała się. – Wiadomo, na początku to była zabawa, ale później… – urwała i pusto patrzyła przed siebie. – Później było tylko gorzej. Nie pomogło tłumaczenie, zakazy i dziecko czekające na mnie w domu. Kamil straszył mnie, że zabierze Janka i wyjedzie, miał ciągle ważny kontrakt, ale ja mu nie wierzyłam. Musiałam tam iść i spróbować ostatni raz wygrać. Nie zliczę, ile było tych ostatnich wyjść. Przewaliłam wszystko, co miałam. Wszystko – spojrzała na mnie z żalem. – Nie zostało mi nic, nic, nawet ostatnią torebkę zastawiłam, żeby mieć na żeton. Przegrałam i to.
–Co było dalej? – zapytałam po chwili milczenia.
–Sama nie wiem. Nic do mnie nie docierało. Pewnego ranka wróciłam do domu, a w mieszkaniu zastałam tylko kartkę, że wyjechali.
–Bez twojej zgody?
–Janek miał już szesnaście lat, poza tym miał ważną wizę, wyjechał z ojcem, a to ja zawaliłam. Poszłam na terapię, w końcu musiałam z czegoś żyć. Później łapałam się wszystkiego przez zamiatanie ulic i sprzątanie klatek schodowych, pracę na sklepowych magazynach, aż trafiłam tutaj. Nie mogę mieć żalu do Janka, nie miał matki. Ja go nawet nie znam, nie wiem co lubi, jakiej muzyki słucha i jakie podobają mu się dziewczyny. Nie wiem z jakich przedmiotów był dobry w szkole, bo mnie to nie interesowało. Interesowało, ale on się ode mnie odsuwał, a ja miałam za mało charakteru, żeby powiedzieć sobie samej, że syn powinien być dla mnie najważniejszy. Myślałam, że wszystko kontroluje, a jego niechęć do rozmów tłumaczyłam buntem nastolatka!
–Nie wiem, co powiedzieć.
–Wiem, jak słucham samej siebie to też nie wierzę. Jest mi strasznie wstyd – schowała twarz w dłoniach.
–Kochanie – szepnęłam i chwyciłam jej rękę – jestem z ciebie bardzo dumna. Każdy popełnia błędy i bardzo się cieszę, że mimo wszystko umiałaś się z tego wygrzebać i to całkiem sama, bez wsparcia i bliskich. Jesteś bohaterką i nigdy nie myśl, że poniosłaś porażkę. Wygrałaś życie – uśmiechała się do mnie, ale nie przestała płakać. – Wszystko się ułozy, Janek w końcu też zrozumie, że życie nie jest takie czarno białe, będzie dzwonił, może kiedyś przyjedzie.
–Nie przyjedzie – załkała tak żałośnie, że aż mnie, bezduszną istotę, nos zaszczypał.
–Dlaczego? – poprawiłam jej włosy.
–Kamil już go zdążył nastawić przeciwko mnie, poza tym ja go zostawiłam w czasie, w którym najbardziej mnie potrzebował. Kamil pracował, ja latałam po kasynach, a on siedział sam. Inga! On mnie nie potrzebuje. No a co u ciebie? – otarła szybko oczy i wygodnie usiadła. – Pracujesz? Facet na koncie? – wzruszyła ramieniem. – Bo chyba nie jest ci najgorzej.
–Myślę, że z facetem byłoby mi zdecydowanie gorzej. – zaśmiałam się. – Uczę w liceum.
–Chemia, co?
–Chemia - przytaknęłam z dumą wypisaną na twarzy.
–Zawsze miałaś to we krwi, ja tego nigdy nie mogłam pojąć.
–Ale nigdy nie podejrzewałam, że będę tego uczyć. No, życie czasem płynie inaczej niż byśmy sobie tego życzyli.
–Całkiem inaczej – westchnęła Ada i znów posmutniała.
Nie rozmawiałyśmy o niczym poważnym. Opowiedziałam jej trochę o swoim życiu, o pracy i relacjach z facetami. Śmiała się ze mnie, że taka szybka do wszystkiego jestem, a wciąż sama. W końcu ona musiała wracać do pracy i umówiłyyśmy się na kolejną kawę u niej w domu.
Zanim do domu, pojechałam do sklepu. Mówią, że starzy ludzie to ci, którzy mają ulubiony palnik na kuchence. Ja miałam ulubiony sklep i w zasadzie tylko do niego jeździłam, choć był po drugiej stronie miasta. Zaparkowałam niedaleko wejścia i ruszyłam na podbój regałów. Życie singielki miało swoje plusy, kupowałam tylko to, co mi pasowało i nie brałam pod uwagę niczyich gustów i upodobań. To była wygoda i nie wyobrażałam sobie innego życia. Tego dnia nie miałam wielkich potrzeb, ale i tak wypełniłam wózek prawie po brzegi. Z zakupami wpadłam do mieszkania i od razu zaniosłam wszystko do kuchni. Miałam dziś trochę pracy, dlatego szybko ogarnęłam najpilniejsze sprawy i usiadłam do klasówek. Kochałam swoją pracę, ale sprawdzianów nienawidziłam i gdyby nie wymogi, to na pewno bym je sobie odpuściła. Musiałam jeszcze przygotować się na najbliższe fakultety z maturzystami. Egzaminy były tuż- tuż i wzięłam sobie za punkt honoru przygotowanie swoich abiturientów na sto procent.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz